Pewność co do tego powziąłem już kilka lat temu, w wartych przypomnienia okolicznościach. Otóż brytyjski "The Guardian" - pismo lewicowe, ale uważane za poważne - odpalił sensację, że z Polski masowo uciekają przed prześladowaniami homoseksualiści; na przykład na samych tylko Wyspach Brytyjskich schroniło ich się w ostatnich miesiącach około stu tysięcy. "Nius" poszedł po światowych agencjach, wielokrotnie cytowany i komentowany z powołaniem się na artykuł "Guardiana". Koledzy z redakcji zadzwonili więc do angielskiej gazety z pytaniem, skąd wytrzasnęła te informacje, a tam poinformowano ich, że od Roberta Biedronia. Zapytali więc z kolei Biedronia. A ten wyjaśnił, że sam to sobie, jak to mówią w starym żydowskim kawale, "wykombinował". No bo tak: do Wielkiej Brytanii wyjechało około miliona Polaków, to fakt znany i bezsporny. Jego, Biedronia, zdaniem, homoseksualiści stanowią 10 proc. każdej populacji, więc w tym milionie musiało być ich sto tysięcy. No, a jeśli tylu homoseksualistów wyjechało z Polski, to przecież oczywiste, że powodem musiała być spotykająca ich tu dyskryminacja. Tyle na temat pana Biedronia. A teraz raz jeszcze o tak zwanym "Porozumieniu 11 listopada", czyli skupionym wokół "Gazety Wyborczej", "Krytyki Politycznej" i tzw. Antify pospolitym ruszeniu stawiającym sobie za cel zablokowanie Marszu Niepodległości - zbierającym kilkadziesiąt mniej lub bardziej groteskowych organizacji, w tym grupę pod dźwięczną nazwą "Samba z szamba". Owo porozumienie sprowadziło do Polski nie tylko "antyfaszystów" z Niemiec, ale też jakąś - nie da się nie użyć tego słowa - idiotkę z Danii, która na ichniej konferencji prasowej opowiadała do kamer podnieconym głosem, że ulicami Warszawy przemaszerowało osiem tysięcy nazistów, i że wszystko, co lewactwo zrobiło dla popsucia Polakom Święta Niepodległości jest usprawiedliwione, bo naziści zamordowali w Polsce w ostatnich latach kilkadziesiąt osób. Oczywiście porażone politpoprawnością wiodące media nie odważyły się idiotki spytać, skąd wzięła te wstrząsające informacje o zbrodniach polskich nazistów. Morderstwo to w końcu rzecz poważna, i podejrzenie zbrodni wymaga zawsze śledztwa z urzędu. Gdzie, kiedy, która jednostka policji prowadziła postępowania, która prokuratura je nadzorowała? Skąd, w ogóle, na litość Boską, takie szokujące dane, i jak to się stało, że tyle zbrodni zupełnie umknęło jak dotąd uwadze polskich władz i mediów? Otóż dane o 36 morderstwach dokonanych przez polskich nazistów pochodzą od stowarzyszenia "Nigdy Więcej" (tego właśnie, które importowało na 11 listopada niemieckie bojówki) i sporządzone zostały taką samą metodą, co cytowane na wstępie sensacje pana Biedronia. To znaczy, gdziekolwiek w Polsce zamordowano Cygana, Ormianina czy homoseksualistę, tam śledczy z "Nigdy Więcej" nie tracąc czasu na rozważanie jakichkolwiek innych hipotez - że, na przykład, może była to zbrodnia na tle rabunkowym, zemsta zdradzanej żony, porachunki mafijne czy cokolwiek takiego - uznali, iż przyczyną morderstwa musiała być nienawiść rasowa. No, a skoro zbrodni, jak już ustalono, dokonano z przyczyn nienawiści rasowej, to kto jej mógł dokonać? Tylko naziści. Proste. I tak oto mamy już ideologiczną podkładkę do rozbijania patriotycznej manifestacji, do usilnego szczucia przeciwko organizatorom Marszu Niepodległości, i do prób zdelegalizowania Romana Dmowskiego oraz jego tradycji, bez silenia się na tłumaczenie, dlaczego ma ona mieć cokolwiek wspólnego z nazizmem. Idiotka z Danii ani niemiecki cymbał - nie można go nazwać inaczej - który za polskich nazistów uznał uczestników parady historycznej w napoleońskich mundurach nas oczywiście nie przekonają, ale brednie, które zaserwowali im tutejsi lewacy powtarzają oni przecież u siebie. Tak oto Polska staje się krajem, w którym tysiące nazistów demonstruje na ulicach przy słabym sprzeciwie sprawiedliwych wśród narodów Niemców, Dunki i garstki rodzimych "europejczyków", starających się wyrwać Polakom ich faszystowskie, biało-czerwone flagi i zamienić je na tęczowe. Oszczerstwo, które "Porozumienie 11 listopada" rzuciło w ten sposób na Polskę, poparte zostało przez tzw. autorytety. W szeregu listów w obronie "Krytyki Politycznej" (jeden by już nie wystarczył, autorytety też podlegają inflacji) ludzie tacy, jak pan Wajda czy pani Holland ręczą, że w Polsce hula nazizm, który trzeba blokować, i że fakty, które są powszechnie znane i udowodnione, wcale nie miały miejsca. Nikt nie ściągał do Polski niemieckich bojówkarzy, bojówkarze ci wcale nie zaatakowali przechodniów z biało-czerwoną flagą i rekonstruktorów, tylko sami zostali niewinnie napadnięci przez policję, a cały ten arsenał, który policja wygarnęła z "Nowego Wspaniałego Świata", podrzucili tam jacyś bliżej niesprecyzowani wrogowie. Najpewniej sama policja, która najwyraźniej pozostaje z nazistami w zmowie. Co tam policja. Z nazistami współpracują też media. I to nie tylko te prawicowe, upubliczniające rażąco sprzeczne z wersją "autorytetów" materiały z oficjalnych stron internetowych "Porozumienia", "Antify" i "Krytyki Politycznej". Współpracuje z nimi także na przykład "Newsweek", który w tygodniu poprzedzającym zamieszki opisał w reportażu "Antifę" dokładnie w duchu "prawicowej nagonki". Ba, nawet "Gazeta Wyborcza", która w relacji z wiecu "Kolorowa Niepodległa" napisała wprost i wyraźnie... zresztą zacytuję, bo może relacja ta już zniknęła ze strony "Stołecznej": "Ok. 13.40 od strony Rotundy nadeszli pierwsi narodowcy. Nie wiedzieli, że Marszałkowską już nie przejdą na plac Konstytucji. Anarchiści rzucili się na nich z grubymi trzonkami po flagach. Młody chłopak został ranny w głowę. Słaniał się na nogach. Zabrała go karetka. W ruch poszły kostki brukowe i butelki... - To miał być protest pokojowy, a widziałem, jak ludzie z zakrytymi twarzami wyciągali kostkę brukową i rzucali nią w narodowców - stwierdził młody chłopak Bartek Luks". Proszę: nawet w "Wyborczej" zalągł się faszysta, który wyraźnie napisał, kto kogo zaatakował. Całe szczęście, że są jeszcze Wajda i Holland, Stańko i Tymański, i inne autorytety, które wiedzą lepiej, jaka powinna być prawda, i jak trzeba, tupną. Mniejsza z faktami. Do licha z tym, że to nie narodowcy wzywali przez wiele miesięcy do "wyp... z Warszawy" działaczy lewicy, tylko odwrotnie. Mniejsza z tym, że mimo usilnego wypatrywania nie udało się w wielotysięcznym tłumie na Marszu, ani nawet poza Marszem, wypatrzyć ani jednego "naziola". Taki drobiazg nie popsuje wcale organizatorom całej hucpy i jej patronom medialnym humoru. Nie było faszystów, ale udało się, obietnicą zadymy z udziałem Niemców, ściągnąć szalikowców - to też może być. Patroni lewackiej zadymy gładko wymienili we wstępniakach "wzbierające brunatne zagrożenie" na "kiboli", i jadą dalej: to przecież coś znaczy, że kibole pojawili się na prawicowym marszu! A gdyby co, dyżurny Wajda i inni podpisywacze zawsze gotowi nam wmówić, że było nie tak, jak było, tylko tak, jak powinno być. A jeśli nas nie przekonają, to przynajmniej wmówią to Niemcom, Duńczykom i innym. Na polskiej lewicy zawsze istniał silny nurt, upatrujący jedynej drogi zrealizowania w tym "z natury endeckim" narodzie swych planów w ściągnięciu w sukurs "sowieckich kolb" lub innej bratniej pomocy. I dzisiaj to on, a nie tradycja Pużaka czy Daszyńskiego, doczekał się kontynuacji w postaci "nowej lewicy". Cóż, to zrozumiałe - zważywszy, że kilkadziesiąt organizacji wypisanych jako sygnatariusze "Porozumienia" (nie zapominajmy wśród nich o Sambie z Szamba) korzystających ze wsparcia celebrytów i potężnych mediów, i podstępnie zapraszając naiwnych na "radosny fest" (?), nie wspominając o jego zbrojnym charakterze, zdołało skrzyknąć przeciwko Marszowi kilkanaście razy mniej ludzi, niż przyszło pod biało-czerwone sztandary, to faktycznie, "wybijanie Polakom z głów alienacji" niemieckimi pałkami wydaje się jedyną drogą. Pozostaje lewicy tylko wiara, że Unia, że Niemcy, że zachodnie media Polakom tę niechcianą przez tutejszy ciemnogród tęczową europejskość narzucą. Jak to miał powiedzieć generał Sierow do Bieruta czy może Różańskiego: gdyby nie my, to byście tu nie usiedzieli ani jednego dnia. Mój Boże, jakże się ta nasza historia w kółko powtarza... No cóż, listy w obronie "Krytyki Politycznej" podpisane, teraz, drogie autorytety, czas ruszyć w kolejny objazd po zachodnich mediach, opowiadać tam towarzyszom o tym, jaki w Polsce panuje nazizm, jak to naziści maszerują po Warszawie i mordują bezkarnie, i prosić o bratnią pomoc... No, na co czekacie? Macie to wszak już wielokrotnie przećwiczone. Przypominają mi się słowa profesora Krasnodębskiego, które rzucił w rozrechotane pyski warszawskich salonów po Tragedii Smoleńskiej: "gardzę wami!" Przypominają się, ale nie mam ochoty ich powtarzać. Aż sam się dziwię, ale kiedy czytam te kretyńskie listy "autorytetów", te nikczemne, załgane wstępniaki Blumsztajna czy Beylina, jakoś zupełnie nie stwierdzam u siebie tego uczucia. Mnie tylko, jak to dosadnie mówiono na moim podwórku, po prostu żal d... ściska. Rafał Ziemkiewicz