Otóż wynika z tego wywiadu, że wystarczy sięgnąć do nieco pożółkłych książek Ehrlicha, dawno nie wznowionych, ale nietrudnych do odszukania w bibliotekach, żeby przeczytać czarno na białym, o co chodzi Jarosławowi Kaczyńskiemu, dlaczego robi to, co robi, i do czego dąży. Wszystko jest tam (ufam Krzysztofowi Mazurowi, bo sam nie czytałem) wyłożone czarno na białym i doskonale wyjaśnia kolejne posunięcia prezesa, te dotychczasowe, i te, których się należy spodziewać. Tymczasem gdyby ścisnąć mocno komentarze rozmaitych autorytetów, ekspertów i mędrków, o politykach już nie wspominając, wypowiadających się o rządach PiS, to poza jednym wielkim "precz z kurduplem" pozostałoby z nich może jedno zdanie: "Zupełnie nie rozumiemy, czego ten Kaczyński chce i o co mu chodzi!" A raczej - skoro my nie rozumiemy, to jego postępowanie nie może być racjonalne! To na pewno zemsta, kompleksy małego człowieczka... i tu otwierają się upusty dyskursu pogardy, czy wręcz zwyczajnych kłamstw o "chowaniu się u mamy". Poza tym, że jest to dyskurs dość podły, jest to także międlenie zwyczajnych głupot, z których nie wynika nic, poza poczuciem bezgranicznej wyższości tych, którzy "kurdupla" nienawidzą, nad tymi, którzy na niego głosowali i, jak wynika z sondaży, pomimo tylu miotanych przez elity gromów i bluzgów, nadal głosować zamierzają. Odczekałem celowo miesiąc. Po tym wywiadzie, skoro nie zrobili tego wcześniej, opozycyjni politycy i liderzy polityczni powinni, zawstydziwszy się, czym prędzej uzupełnić braki w lekturze i uwzględnić to w swym dyskursie, nie mówiąc o postępowaniu. Nic podobnego nie zauważyłem. Opozycja nie dlatego nie rozumie Kaczyńskiego, jego planów i mechanizmu zwycięstwa, że nie miała wcześniej dostępu do koncepcji funkcjonowania państwa, które prezesa PiS ukształtowały. Opozycja nie rozumie, bo rozumieć nie chce. Nie pofatygowała się nawet przeczytać, czego uczył Stanisław Ehrlich, bo nie było jej to do niczego potrzebne. Jej sprzeciw wobec PiS nie ma bowiem charakteru intelektualnego, politycznego, programowego - jesteśmy przeciwko PiS, bo cośtam. Jej działanie motywowane jest czysto emocjonalnie - jesteśmy przeciwko Kaczyńskiemu, bo go nienawidzimy, bo nam zagraża, knuje, podsłuchuje, w ogóle jest wstrętny. I dlatego do skonstruowania opozycyjnego dyskursu wystarczy słowo "kurdupel" (a Kaczyński, Wałęsa, Kwaśniewski i Tusk są wszyscy mniej więcej jednego wzrostu - tak dla dopełnienia miary urzygu) i intelekt na poziomie Henryki Krzywonos. To samo działa zresztą w stronę przeciwną, po stronie idoli. Ubóstwienie Wałęsy, niegdyś przez to towarzystwo pogardzanego i wyszydzanego, także obywa się doskonale bez jakiegokolwiek odniesienia do faktów, a nawet, przeciwnie, jego fundamentem jest zanegowanie rzeczywistości, i to nie tylko rzeczywistości historycznej, dokumentów i archiwów, ale także wydarzeń bieżących. Czy Państwo zauważyli, że portale i gazety stojące murem za Wałęsą (do granic takiej groteski, jak najnowszy argument jednego z autorytetów "Wyborczej", że Wałęsa nie mógł napisać zobowiązania do współpracy, bo jeszcze w 1978 był funkcjonalnym analfabetą) zupełnie ignorują jego codzienne wpisy na blogu i rewelacje wymyślane na użytek kolejnych wywiadów? Tak więc opozycja, zamiast zajmować się rzeczywistością, walczy z urojeniem, z fantomem Kaczyńskiego, jakimś karykaturalnym, zakompleksionym i nienawistnym "kurduplem" - i czyni to w imię innego fantomu, fantomu Wałęsy jako człowieka ze spiżu, nic w ogóle nie mającego wspólnego z realnie istniejącą i bardzo aktywną w internecie osobą o tym samym imieniu, nazwisku i fizys. Żaden Gombrowicz ani Mrożek nie wymyśliłby takiej wojny na miny, grymasy i pierdzenie na wargach, jaką odstawiają dziś obrońcy okrągłostołowej III RP. Mówiąc dosadnie, oni w ogóle nie są opozycją, oni się tylko branzlują opozycyjnością. Upajają się odgrywaną przed publicznością i sobą tragikomedią moralnego sprzeciwu. I choć z nawyku i na użytek zachodnich protektorów krzyczą, że jutro przyjdą ich miliony, zarazem pławią się we wzniosłym poczuciu, że wszystko stracone i przegrane, bo "kurdupel" odwołał się do ciemnych stron Polaków, bo wszystko poszło w ogóle w złym kierunku, narasta w świecie szowinizm, ksenofobia i fundamentalizm - ach! I pojękując z masochistyczną rozkoszą na pluszowym (na razie przynajmniej) krzyżu nie jest oczywiście ta "elita" zdolna zrozumieć nawet rzeczy tak elementarnej i podstawowej, jak to, że triumfy Marine Le Pen, popularność wśród Brytyjczyków idei "brexitu", a wśród Węgrów Orbana etc., to prosty skutek wieloletniej przewagi tych właśnie lewicowych, poprawnościowych i totalniackich idei, które są dla nich punktem odniesienia i jedyną "oczywistą oczywistością". Tym bardziej nie są w stanie pojąć, że i zwycięstwo PiS, mimo całej instytucjonalnej przewagi jego przeciwników, ma swe konkretne przyczyny, i jedną z tych przyczyn są właśnie oni. Ich niezdolność do sformułowania jakichkolwiek sensownych wytycznych dla "swojej" władzy, a dziś - merytorycznej, konkretnej krytyki posunięć PiS (zobaczmy, jak groteskowe są te okrzyki przeciwko połączeniu stanowisk ministra sprawiedliwości i prokuratury: "nie, bo nie, bo to Ziobro, bo MOŻE zagrozić niezawisłości"..., ale co do faktu, że dotychczas prokuratura działała beznadziejnie "elity" nic do powiedzenia nie mają), ich zajadłe propagandowe "krycie" rządu PO-PSL przez osiem lat, zasada nie krytykowania go za nic i nigdy i popierania we wszystkim. Najpierw rozpuścili Tuska i jego cwaniaczków poczuciem, że mogą się puścić na każdy przekręt, każdą porutę i każdą gangsterkę, bo media i elity stoją murem za nimi i tak skutecznie zohydzają PiS, że "nie ma z kim przegrać" - a teraz w przewrotny sposób deprawują PiS, przyzwyczajając go, że ma przeciwko sobie taką bandę obłudników, idiotów i pajaców, że też może się puszczać na każdy przekręt, porutę i gangsterkę. No bo przecież każdy przyzna - jaki ten PiS jest, widać, ale jak się popatrzy, kto go zwalcza, to trudno na nich nie głosować - czy to ze zdrowej przekory, czy z kalkulacji mniejszego zła. Zastanawiam się, skąd ten wielki odlot anty-PiSu - i chyba jestem za słaby w psychiatrii, żeby to ugryźć. Trochę jest w tym z inteligenckiego obciążenia, jakim jest pogarda dla myślenia praktycznego i zamiłowanie do poruszania się w abstraktach, szczególnie po liniach słuszne-niesłuszne, szlachetne-podłe i piękne-szpetne: klasyczny inteligent, a tym bardziej dzisiejszy postinteligent, nie zastanawia się, jak w danej sytuacji postępować, by osiągnąć określony cel, tylko ocenia tę sytuację pod względem moralnym, i kiedy wyrazi poparcie dla dobra i potępi zło, czuje się już całkowicie spełniony i nie widzi dla siebie nic więcej do roboty. Ale chyba decydujące było uruchomienie przed ćwierćwieczem mechanizmu chowu wsobnego, zamknięcia się w getcie "jedynie słusznych" poglądów, w którym nie trzeba było nigdy mierzyć się z przeciwnikami, z kontrargumentami ani z "niesłusznymi" faktami. Wszystko to się po prostu unieważniało. To faszyzm, pisizm, prawica, to głęboko niesłuszne, tego się nie czyta, z tym się nie dyskutuje, to się ignoruje. Wszystko to w przekonaniu, że my jesteśmy całym, no, prawie całym światem, a cała reszta to garstka wymierających frustratów. W tym zamknięciu na świat elity III RP, zarówno te polityczne, opiniotwórcze, jak i - umownie mówiąc - "intelektualne" nie zauważyły, że spierniczały i stetryczały, a ci, którzy ćwierć wieku temu mieli wymrzeć, wyrośli, nabrali tężyzny, pozyskali młode pokolenie i teraz to oni są prawie całym światem. "Odmienna wojny kolejka" - jak mawiano w jednej z książek mojej młodości. Nic nie jest wieczne, władza PiS też, ale kiedy już się ona prędzej czy później skruszy, to już na pewno nie na rzecz poudeckich elit, wykonujących swe ostatnie podrygi na manifestacjach KOD-u. Te bowiem odleciały od rzeczywistości tak daleko, że już nie mają szansy znalezienia drogi powrotnej.