Pewnie nie wszyscy wiedzą, co to była za akcja "Zimowa pomoc", więc wyjaśnię, iż urządzano ją regularnie w latach trzydziestych. Z wielkim, bezprzykładnym rozmachem - tego dnia na ulicach w całym kraju kwestowali celebryci (nie było jeszcze fenomenu muzyki popularnej, więc rej wiedli gwiazdorzy filmowi i sportowcy), arystokraci i damy z najlepszego towarzystwa, przywódcy państwowi, odbywały się rozmaite festyny, z których cały dochód, oczywiście, przeznaczany był na szczytny cel akcji, pomoc zimową. W najlepszym tonie było w tym dniu zjadać tylko jeden posiłek, a zaoszczędzone w ten sposób pieniądze wrzucać kwestarzom do puszek; "drugie danie dla biednych". Wszystko to bardzo mocno wspierały media - nie było jeszcze telewizji, ale radio stanowiło już potęgę, a w wyższych warstwach społecznych nie wypadało nie czytać gazet. Media owe bardzo starannie podkreślały szczytny cel całego przedsięwzięcia - przypomnienie społeczeństwu o ubogich i potrzebujących, o tych, którzy sobie nie radzą, popadli w rozmaite nieszczęścia, niezbędne jest im wsparcie. O tym, że nie wolno ich zostawiać bez tego wsparcia, bo przecież jesteśmy jedną wspólnotą, ein volk. Bardzo szczytna akcja, prawda? Bez dwóch zdań. Ale jakoś się jej nie wspomina ani nie chwali. Z prostej przyczyny - niestety, odbywała się ona w Niemczech nazistowskich, a główną gwiazdą, która się przy tej charytatywnej i niezwykle szczytnej w deklarowanych celach akcji lansowała, był ich fuhrer, Adolf Hitler. Uprzedzając ujadanie sfory idiotów, tropiących czujnie za "pisowskością", uprzedzam od razu - nie mam zamiaru, i dla każdego czytelnika z odrobiną rozumu jest to, jak sądzę, oczywiste, uwłaczać Jerzemu Owsiakowi i jego akcji przez porównywanie ich z nazistami. Byłoby to równie sensowne, jak nurzać w nazizmie każdego, kto domaga się budowy autostrad, dbałości o zdrowie i wychowanie fizyczne młodzieży poprzez popularyzowanie sportu (na przykład poprzez budowę boiska przy każdej szkole) czy walki z okrucieństwem wobec zwierząt, które to sprawy należały, obok wrażliwości społecznej, do najbardziej eksponowanych elementów nazistowskiego programu. W ogóle nie chodzi tu o Owsiaka, któremu, owszem, pozycja narodowego autorytetu moralnego, omalże ersatzu papieża-Polaka cokolwiek pada na mózg, czego dowodem jego ataki na dyrektora szpitala na Niekłańskiej czy krytyczne media - ale to nie mój problem, osobiście i tak się dziwię, przy tych dawkach uwielbienia, że odbiło mu stosunkowo późno i słabo. Chodzi o to, jak Owsiaka i wszystkich, którym się on podoba, używa - użyjmy słowa z żargonu antyglobalistów - system. System, państwo, establishment, układ, mniejsza o nazwę, wszyscy wiedzą, o co chodzi. Bardzo mi się podobała WOŚP, gdy była to spontaniczna akcja zorganizowanych przez popularnego didżeja fanów podwórkowego rocka. Zespoły grają, dzieciaki zbierają pieniądze, okazując serce i ucząc się działalności społecznej. Super pomysł. Ale to było dawno i nieprawda. Bardzo szybko akcja Owsiaka stała się akcją państwową. Publiczna telewizja, studio i epatowanie widzów liczeniem zebranej mamony, zupełnie, jakby ktoś świadomie kopiował teledysk "Jesus, He Knows Me" Collinsa. Ze spontanicznej akcji zrobiono medialny cyrk, wymagający stałego bicia rekordów. Co roku serduszko numer 1 musi pójść drożej, co roku ogólny rezultat zbiórki musi być lepszy od zeszłorocznego. Prywatna, spontaniczna dobroczynność tego nie zapewni. Więc w sprawę trzeba było włączyć sponsorów, firmy, kupujące sobie charytatywną reklamę - z każdego opakowania z serduszkiem przeznaczamy złotówkę na Owsiaka, kupując nasze badziewie wspierasz Orkiestrę! Zaprzęgnięto też do roboty samorządy - w każdej wsi i przysiółku trzeba zorganizować koncert, na to się pieniądze muszą znaleźć. Przy tym wszystkim szybko zanikło jakiekolwiek poczucie sensu; gdyby pieniądze wydane na fajerwerki dać bezpośrednio służbie zdrowia, pożytek byłby pewnie większy. No, ale nie byłoby widowiska, a wszak o nie tu chodzi. A przecież nie zebrana suma powinna tu być ważna. Twarde dane dowodzą, że, wbrew szerzonej legendzie, pieniądze z WOŚP to i tak kropla w morzu wydatków i potrzeb służby zdrowia (proszę zajrzeć choćby na blog Łukasza Fołtyna - powołam się akurat na niego, bo to wszak nie żaden prawicowiec, tylko wręcz przeciwnie). Więc rzecz nie w kasie, a w zaangażowaniu. Ale to zaangażowanie właśnie zdominowane czy już wręcz zastąpione zostało przez inercję, zarządzenie, państwowy nakaz - a na pierwszy plan wysunięto cyferki. Trzydzieści pięć milionów!!! Trzydzieści dziewięć milionów!!! Trzydzieści dziewięć milionów osiemset tysięcy siedemset dziewięćdziesiąt dzieeeeeeewięęęęęęć!!!! Nie ma nigdzie na świecie nic takiego, jak Orkiestra, chwali się Owsiak. Fakt, nie ma - analogia historyczna, której użyłem na wstępie, jest jedyną. Tylko co z tego wynika? Że my jesteśmy normalni, a Ameryka, Niemcy, Australia i wszyscy w ogóle - pozbawieni serc, głupi, zacofani? A może odwrotnie? Nie ma w krajach cywilizowanych nic takiego jak Orkiestra, bo są tam setki, tysiące mniejszych organizacji charytatywnych, które trafiają z pomocą dokładnie tam gdzie trzeba, bez wydawania pieniędzy na blichtr i widowisko, bez pompy i przepychu, i nie w propagandowym zrywie raz do roku, tylko na co dzień. Nie ma nic takiego, bo nie ma w normalnych krajach potrzeby urządzania takiego charytatywnego cyrku, podnoszenia zbierania datków na dobroczynność do roli substytutu ideologii i usprawiedliwienia Bóg wie czego, chyba po prostu faktu, że w tym kraju jest jak jest i od lat nikt nic nie umie poprawić. Ja nie mówię, żeby nie dawać Owsiakowi pieniędzy (choć sam chętniej wspieram Caritas) - proszę, dawajmy. Dzięki temu państwo trochę zaoszczędzi na zakupach aparatury i może paru chorych na raka pożyje dłużej, bo nie będzie trzeba im w ramach oszczędności odbierać chemioterapii. Ale nie dawajmy sobie robić wody z mózgu. Ten doroczny cyrk nie jest żadnym dowodem naszej szczególnej ofiarności czy solidarności. Wręcz przeciwnie. Jest dowodem, że jesteśmy państwem chorym i chorym społeczeństwem. Normalne i zdrowe państwa nie urządzały nigdy takich imprez. Urządzały je natomiast takie, w których, jak w podanym przykładzie, szczytnością celów maskowano fakt, jak to ujął poeta: "że się przy tym kręcą ciemne młyny". Rafał A. Ziemkiewicz Zobacz również: Rafał Ziemkiewicz na czacie w INTERIA.PL XVIII finał WOŚP za nami Na co idzie kasa z WOŚP? Podyskutuj na forum