Bezpośrednio po bitwie, póki krzyżacy byli rozbici i w szoku, można było łatwo zdobyć Malbork i położyć kres istnieniu zakonnego państwa; ale rozkaz Jagiełły cofnął bliskie fortecy polskie wojska. Pokonani Niemcy nadal więc przez ponad sto lat tkwili w ciele królestwa jak zadra, kolejne wojny z nimi pochłonęły ogromne siły. A potem dali podwaliny państwu pruskiemu, mającemu rychło odegrać kluczową rolę w ostatecznym zniszczeniu i rozbiorze Rzeczpospolitej, której chronicznej nieudolności zawdzięczało swe istnienie. Którego Jagiełłę chcecie Państwo zachować w pamięci? Czcić zwycięzcę, urządzać rocznicowe rekonstrukcje bitwy i podziwiać przechowywane w muzeum zdobyczne pruskie chorągwie - czy może pamiętać o przeraźliwej głupocie okazanej po bitwie, głupocie (jeśli nie czymś gorszym - patrz Jasienica) która niemal całkowicie zniwelowała skutki zwycięstwa? To rzecz gustu. Tak samo jest rzeczą gustu, o czym kto chce pamiętać 4 czerwca. O tym, że Polacy, po raz pierwszy mając możliwość zrobić to bezkarnie, masowo powiedzieli "nie" komunistom i obdarzyli zaufaniem kandydatów Komitetu Obywatelskiego przy Lechu Wałęsie i o wielkiej mobilizacji całej rzeszy bezinteresownych, porządnych ludzi, którzy z niczego zrobili im wspaniałą, skuteczną kampanię - czy o tym, co Wałęsa i jego ekipa z tą nadzieją i zaufaniem potem zrobili? Sejm, który dzięki tej mobilizacji wybrano, nie potrafił zrobić rzeczy nawet tak oczywistej, jak rozliczenie zbrodni "nieznanych sprawców" stanu wojennego; gdy wypadkiem przy pracy powołał do tego celu komisję, rzucano jej wszystkie możliwe kłody pod nogi, a powstały raport ostatecznie utajniono. Były bardziej haniebne i bardziej zgubne w skutkach posunięcia nowej, "solidarnościowej" elity władzy, ale to jest najbardziej dobitnym znakiem jej głupoty i zdrady. Co świętowaliśmy? Kolejne z szeregu polskich zwycięstw, które umiejętnie obrócono w klęskę. Wygrawszy szansę na wolną Polskę, zbudowano zamiast niej "kartoflaną republikę" (bo żebyż tu przynajmniej banany!), z kulawą demokracją, kulawym wolnym rynkiem, nieprzejrzystymi mechanizmami władzy, uprzywilejowaną oligarchią, zablokowaniem normalnych dróg awansu dla ludzi młodych i zdolnych, zdegenerowaną elitą "inteligencką", odrażającą w swej masie "elitą polityczną" i faktycznie rządzącą, skrytą przed społeczeństwem elitą - ferajną prymitywnych cwaniaczków, porozumiewających się charakterystycznym językiem, który znamy z nagrań Rywina z Michnikiem, Oleksego z Gudzowatym czy tercetu Kaczmarek-Kornatowski-Netzel: "weź, kur.., ten, załatw z tym łysym chu..., yyy, tego, kur.., tylko wiesz, kur.., tak, żeby ten, no, yyy, żeby załatwione było, wiesz, kur.., no". I z generałem Jaruzelskim, który z okazji dwudziestolecia odbył tournee po telewizjach, fetowany jako prawdziwy bohater i triumfator. Niestety słusznie. Rafał A. Ziemkiewicz