Czytam z zaciekawieniem, ponieważ prezentuje on w stanie czystym stan umysłowości tego, co zwykło się nazywać "warszawką" czy "salonem", a co samo siebie nazywa z prostotą "elitą", względnie "ludźmi na pewnym poziomie". W najnowszym tekście przywołuje felietonista znajomego, który lęka się o los swojego małego synka. Żona bowiem nieopatrznie ujawniła była, że ich dziecko poczęte zostało przez sztuczne zapłodnienie, i teraz facet pełen jest lęku, że w tym "paranoicznym i barbarzyńskim kraju" z powodu tego złego pochodzenia spotkają syna jakieś represje, prześladowania czy szykany. Felietonista do obaw znajomego odnosi się z pełną powagą i zrozumieniem, choć, w przeciwieństwie do niego uważa, że żona postąpiła słusznie: takie rzeczy trzeba ujawniać! Trzeba walczyć! Trudno wdawać się w poważną dyskusję z idiotą; jego nie przekonasz, a sam tracisz na powadze. Kościół ma zastrzeżenia do manipulowania ludzkimi zarodkami, i są one zrozumiałe; biotechnologie to przecież skok w nieznane. Ale nikomu nigdy nie przyszło do głowy sugerować, że dzieci poczęte dzięki osiągnięciom współczesnej medycyny są w jakikolwiek sposób gorsze. Coś podobnego mogło się narodzić tylko w umyśle skrajnie histerycznym, wypełnionym obsesjami i straszącym się fantazmatami, podobnie, jak tylko umysł równie histeryczny i oderwany od rzeczywistości mógł obawy tego pierwszego potraktować poważnie. Ale nie zawracałbym przecież państwu głowy odlotem jakiegoś anonimowego michnikoluba, gdyby jego aberracja nie była typowa dla całego środowiska. Glemp urządzi tu państwo wyznaniowe, będą nas palić na stosach, dzieci, które rodzice poślą na etykę zamiast na religię, będą miały zamkniętą drogę na studia, będą niewierzących zmuszać do emigracji albo właśnie zabierać im paszporty, a za seks przedmałżeński wsadzać do więzienia... Takimi wizjami straszyli się nawzajem nie tak dawno i jak widać straszą nadal nie jacyś zeskleroziali półanalfabeci, ale ludzie wykształceni, z pozoru poważni, nierzadko na wysokich stanowiskach. Pamiętam ich, jak z tą samą zmarszczką na czole, z jaką mówiło się o internowanych czy górnikach z "Wujka", potrafili rozpaczać, że Barbara Labuda, wtedy wpływowa posłanka partii rządzącej, potem prezydencka minister, tak strasznie się naraża, że ją niszczą, chcą uwięzić, żyje w stałym zagrożeniu. Że Urban, który na antyklerykalnych plugastwach zrobił grube miliony, zbudował sobie pałac i otoczył się nieustająco wielbiącym go dworem, jest tak strasznie prześladowany i zaszczuty, podziwiać, jak on wytrzymuje tę nagonkę. Albo że Olga Lipińska, której strasznie kosztownego i bardzo mało oglądanego programu nikt w telewizji nie miał odwagi zdjąć z anteny, szantażowany oskarżeniem o "państwo wyznaniowe", to osoba niezwykle odważna, nonkonformistka. Jak widzę, od czasu, gdy zacząłem ich ogłupiającego towarzystwa unikać, nic się tam nie zmieniło, a jeśli, to tylko na gorsze. Oni święcie wierzą, że żyją w tym "paranoicznym, barbarzyńskim kraju" jak na zboczu dymiącego wulkanu. Świat człowieka, który rano przy śniadaniu ładuje się emocjami z TVN24, potem w samochodzie słucha Zetki albo TOK FM, potem czyta "Gazetę Wyborczą" i "Politykę", a potem w towarzystwie sobie podobnych omawia, czego się dowiedział, jest światem strasznym. Za każdym rogiem czai się pisowiec albo biskup, wszędzie na granicy wzroku zbierają się, niczym w lovecraftowskim koszmarze, tłumy polskiej dziczy szykującej się do pogromów, każdy haust powietrza może być ostatnim - wzbierająca fala prawicowej, katolickiej tłuszczy zaraz zapędzi wszystkich "ludzi rozumnych i na poziomie" do stodoły i spali. Apokalipsa jest tuż-tuż, krzyczą salonowe media, trzeba coś robić, trzeba się przeciwstawić, walczyć! W domyśle - wszystkie chwyty dozwolone. No, bo skoro jest już tak strasznie, nie ma się co obcyndalać. To jest wszak walka na śmierć i życie! Walka o wszystko, o przetrwanie rozumu i cywilizacji! Człowiek przerażony jest niebezpieczny. Przyznaje sobie prawo do wszystkiego - poczucie zagrożenia rozgrzesza i każe cisnąć w kąt skrupuły, zasady moralne, tabu. Propagandyści wszelkiej maści wiedzą o tym doskonale, dlatego atak zawsze przygotowują ugruntowaniem przeświadczenia o zagrożeniu. Naziści, zaganiający Żydów do komór gazowych, w swym subiektywnym odczuciu tylko się bronili - wiedzieli doskonale, od swoich autorytetów, co knuje międzynarodowy spisek żydowski i co zrobi z całym światem, jeśli się w porę nie zapobiegnie zagrożeniu. Ale nie ma człowieka bardziej niebezpiecznego, niż przerażony dureń. Bo podczas gdy przerażenie zwalnia go z wszelkich hamulców moralnych, to jeszcze głupota sprawia, że wszystko może uznać za przejaw śmiertelnego zagrożenia. Ktoś machnie ręką - a przerażony dureń gotów go zabić, bo tym gestem chciał na niego sprowadzić złą energię z kosmosu. Jak w powieści Piaseckiego, gdzie facet wyjął w pociągu termos, a sowiet go zastrzelił, przekonany, że to pocisk, i że tamten odkręcając nakrętkę chce ich wszystkich wysadzić w powietrze. Dla przerażonego durnia fakt, że ktoś zażartował o kimś, kto stoi dziś tam gdzie kiedyś ZOMO, że istnieje w państwie demokratycznym opozycja i krytykuje władzę, że Kościół śmie się wypowiadać na tematy etyki i moralności, że gdzieś ludzie wybuczeli lżącego ich przy każdej okazji "autoryteta", że pozwala się w mediach występować ludziom podkopującym zaufanie do liberalnego, jedynie słusznego rządu - to wszystko są jakieś horrenda, wprawiające go w paroksyzmy, każące pluć i kopać. I odwrotnie, przyuczony stale z histerycznym lękiem patrzeć w jedną, wskazaną stronę, nie umie dostrzec prawdziwego, najbardziej nawet oczywistego zagrożenia, gdy rodzi się ono nie tam, gdzie on go oczekuje. Nie dostrzeże więc, żeby nie wiem co, że krajem rządzi zorganizowana grupa przestępcza, że niszczy się elementarne wolności demokratyczne, że władza kontrolami "na granicy prawa" czy restrykcjami administracyjnymi może zrujnować każdego, i korzysta z tego, by wytępić opozycję, że premier po łukaszenkowsku pozwala sobie, z pełną pogardą dla prawa i sądów, wyznaczać publicznie, kto "na sto procent będzie siedział", że na każdym szczeblu obywatel łupiony jest przez lokalnych kacyków i mandarynów, aparat państwa żyje w symbiozie z wszelkiego autoramentu mafią, sitwy i korporacje blokują odbierają Polakom szanse indywidualnego awansu i wspólnego rozwoju, a cała ta władza, bezwzględna dla własnego narodu, za to służalcza wobec obcych dworów, prowadzi kraj do pewnej katastrofy i bankructwa. To wszystko do przerażonego kretyna nie dociera. Zbyt jest przerażony i zbyt głupi. No i nikt nie wyprowadzi go z błędu, bo, przy tym wszystkim, jest elitą, jest najmądrzejszy, czego dowodem, że czyta, to co czyta, słucha, ogląda i powtarza wyłącznie to, "szto nada". Zastanawianie się, kto bardziej za stan ducha rzeszy przerażonych durniów odpowiada - typowa dla tzw. inteligencji pracującej bezmyślność i stadność, czy propaganda umiejętnie się do tych jej cech odwołująca - jest ważne i potrzebne. Ale stokroć ważniejszym pytaniem jest, co z tą rzeszą zrobić, jak ją leczyć. Bo przecież, manipulowana z łatwością przez cyników, jest ona skrajnie niebezpieczna dla państwa. Rafał A. Ziemkiewicz