Przy czym drugi powód do protestu był, przynajmniej chronologicznie, pierwszym, bo przecież najpierw miała to być manifestacja przeciwko odebraniu szkole Ojca Rydzyka trzydziestu kilku milionów z owych judaszowych srebrników, za które opchnięto naszą niepodległość Brukseli; a dopiero potem przeciwko Traktatowi Lizbońskiemu. Szkoda manify (sądzę, że to odpowiednie słowo - mówimy wszak o największej w Polsce organizacji kobiecej), ale nie mogło być inaczej. Eksplozja patriotycznego oburzenia w Radiu Maryja i mediach afiliowanych trwała zaledwie dwa dni. Już na trzeci dzień w "Naszym Dzienniku" nie było na pierwszej stronie Rejtana ani poryków o Targowicy, tylko wyważone komentarze, w duchu, który najlepiej oddaje stwierdzenie posła Cymańskiego - głosowałem przeciw, ale jestem za Unią. Jarosław Kaczyński może odetchnąć z ulgą, rozłam, którym go straszono, okazał się humbugiem. Nie będzie żadnej partii Radia Maryja, w każdym razie nie pod hasłami walki ze zdradą narodową i wyprzedawaniem Ojczyzny euromasonom. Przyczyna jest prosta i łatwo ją pozna każdy, komu zechce się przejrzeć ogólnodostępne materiały o wykorzystaniu unijnych dotacji. Widać z nich, że ogromna część owych "judaszowych srebrników" płynie, różnymi drogami, do instytucji kościelnych - na remonty zabytkowych świątyń i rezydencji biskupich, na działalność charytatywną i społeczną, na użytki rolne, i tak dalej. A to zasadniczo zmienia wrażliwość sterników kościelnej nawy w kwestiach europejskich. Ojciec Rydzyk zaś to nie żaden Savonarola, któremu biskupi nic nie mogą, jak niekiedy usiłuje się to przedstawić. Owszem, nic nie mogą, jeśli się nazywają Pieronek i Życiński i są w Episkopacie w mniejszości. Ale tam, gdzie naruszony zostanie interes Kościoła tak, jak widzą go hierarchowie zasadniczo "dziełom" Radia Maryja sprzyjający, tam interwencja jest szybka i skuteczna, jak widać. I wyznawcy Ojca Dyrektora muszą się z tym pogodzić. Znajdzie się zresztą jakiś inny cel, na którym będą mogli skupić swe oburzenie. Ja wiem, Harry Potter, albo coś takiego?