Choć niby wszystko to znałem, było dla mnie szczególną przyjemnością wysłuchiwanie tyrad największych autorytetów Salonu, na czele ze śp. Kuroniem i Geremkiem, snujących narrację o chorym na manię wielkości i władzy prostaku, niebezpiecznym populiście, który przywłaszczył sobie zasługi rzeczywistych twórców "Solidarności", takich jak wymienieni czy red. Turowicz, a potem zaczął ich niszczyć, żeby nie zagrażali jego fałszywemu mitowi pogromcy komunizmu. I z tej prymitywnej żądzy władzy zniszczył i "Solidarność", i jej mit. Szkoda, że archiwalny zapis jedynie słusznej prawdy, jaką była ona na poprzednim dziejowym etapie, mogli obejrzeć tylko widzowie niszowej stacji, a nie którejś z anten ogólnopolskich, bo doskonale przywracał on proporcje rocznicowej gadaninie. Już nie złość, już tylko pusty śmiech ogarnia, gdy widzi się czołowych liberałów i cywilizatorów celebrujących "roszczeniowy zryw" i jego absurdalne ekonomicznie i niemożliwe do spełnienia (więc też i do dziś niespełnione) postulaty - i to jeszcze robiących to pod pomnikiem ofiar. A ten pomnik ma kształt trzech - czego? Kółek, trójkącików... Nie, o zgrozo - krzyży! Krzyży, brutalnie wetkniętych w przestrzeń publiczną przez oszalałych klerykałów, w miejscu publicznym, przed bramą stoczni - po to, by nim Polaków podzielić, by zawłaszczyć wspólną pamięć o "tragicznych wypadkach", narzucić świeckiej większości religiancki kult "swoich" ofiar... A niesforna pamięć podpowiada mi, że wszyscy owi szantażyści wywodzili się mniej więcej z tych samych środowisk, które dziś zawodzą, że "miejsce krzyża jest w kościele". Jest szczególną przyjemnością słuchanie dzielnej pani Krzywonos, która odmawia prawa głosu Jarosławowi Kaczyńskiemu, bo "nie było go z nami w stoczni", a nazajutrz promuje się za jednym stołem prezydialnym z Jolantą Kwaśniewską. To Kwaśniewska w stoczni była... Więcej, była w "białym miasteczku". To zasługa znacznie poważniejsza, zważywszy, że władza peerelowska, przeciwko której skierowany był strajk sierpniowy, miała swoje, jak się dziś dowiadujemy z licznych mediów, plusy - a władza pisowska, przeciw której protestowały pielęgniarki i donoszące im bezy panie z towarzystwa stanowiła samo najczystsze zło. Jest osobną przyjemnością słuchanie, jak taż sama pani Krzywonos, wepchnięta po tylu latach w światło kamer, orzeka, że Jarosław Kaczyński nie ma prawa wypowiadać się w imieniu swego brata, albo że w imię solidarności każdego 13 grudnia jej życzliwe myśli biegną ku Wojciechowi Jaruzelskiemu. Każdy może mieć w mediach swoje pięć minut, jeśli tylko dołączy do sił światłości walczących z siłami ciemności. Na trzech (aż trzech!) krzyżach, które fanatyczni klerykałowie z "Solidarności" ustawili swego czasu przed bramą stoczni, umieszczona jest inskrypcja wzięta z dzieł noblisty Miłosza - tego samego, który w najgłośniejszym ze swych wierszy pisał o "gromadzie błaznów", otaczających władzę, "na pomieszanie dobrego i złego". Oczywiście, wiedząc, że za życia noblista był po jedynie słusznej stronie, a po śmierci jest po niej jeszcze bardziej (inaczej Stefan Niesiołowski nazwałby go grafomanem, jak Jarosława Marka Rymkiewicza), można bez wdawania się w szczegóły uznać, że na pewno chodziło mu o Kaczyńskiego i pisowców. Doprawdy, rocznica dostarcza szczególnych radości. Więc się śmieje. Jak tu się nie śmiać? PS. No co jest? Tylu tu było mędrków, demaskujących mnie jako lizusa Kaczyńskiego, propagandową tubę PiS i tak dalej, a kiedy uprzejmie proszę o jeden, choćby jeden tylko cytat, w którym mu kadzę albo schlebiam, mało, kiedy oferuję znalazcy bodaj jednego takiego cytatu cenną nagrodę - to nagle wszyscy znikli... Co jest? Bez tej fałszywej skromności, konkurs trwa, nagroda czeka (szczegóły, przypominam, na moim profilu na fb).