Jak? Najpierw pokonać przeciwnika siłą, a potem pokierować odbudową. Tak, jak to USA mają w swojej tradycji: jak niegdyś przekształciły w kraj wolnorynkowy, po wojnie secesyjnej, własne niewolnicze Południe, a potem, po wojnie światowej, Niemcy i Japonię. Co tym planom Busha ma do przeciwstawienia Europa? Niechęć. Ale niechęć całkowicie niekonstruktywną. Po prostu nie i już. A co w takim razie ze wzbierającym na Bliskim Wschodzie napięciem? Co z radykalnym islamizmem, rekrutującym żołnierzy wśród rosnących mas arabskiej biedoty? W końcu Bliski Wschód leży bliżej Europy niż nas - dziwią się Amerykanie, no więc jaki jest plan Europy? Próżno pytać. Europa myśli zupełnie inaczej: nie zaczepiajmy ich, to oni nie zaczepią nas. Potępmy głośno Izrael i rzućmy Żydów muslimom na pożarcie, to się nimi najedzą. Chirac, Schroeder i inni wydają się w to wierzyć równie głęboko, jak niegdyś Chamberlain wierzył, że Hitler się uspokoi, jak da mu się Czechosłowację i nie będzie przeszkadzał. Bo Europa ma swoją tradycję: właśnie tradycję Monachium i "appeasementu". Te dwie tradycje nie dadzą się ze sobą pogodzić. I dlatego właśnie tak trudno się Bushowi zrozumieć z przywódcami Europy, mimo wszystkich gestów i gładkich słów... Rafał A. Ziemkiewicz