W Polsce nie zwróciliśmy na niego większej uwagi - emocjonując się wysoką, trzecią pozycją naszej ówczesnej Rzecznik Praw Dziecka, uhonorowanej za dywagacje o orientacji seksualnej teletubisiów - a niesłusznie, bo przypadek nowojorskiego sędziego jest smakowity i pouczający. Owoż przez kilka lat nękał on procesami właściciela pralni, która zniszczyła mu spodnie. Za owe warte około 400 dolarów ineksprymable zażądał odszkodowania w wysokości 54 milionów dolarów (!), twierdząc, iż był do nich bardzo przywiązany emocjonalnie - by dowieść, jak bardzo, ponoć nawet rozpłakał się na sali sądowej. Umęczony właściciel pralni w końcu zaproponował mu 12 tysięcy dolarów, a kiedy Pearson i to uznał za kwotę niewystarczającą, po prostu zmuszony był spakować manatki i na zawsze opuścić USA. Obecnie mieszka w Korei, gdzie dyktatura amerykańskiego prawa nie sięga, ale gdyby wrócił, czekają na niego stosowne wyroki i nakazy. Śmieszne to czy straszne? Ocenę pozostawiam uznaniu czytelników, bowiem ten felieton piszę w innym celu. Owoż, skoro redakcja "The Washington Post" oceniła przedstawiciela prawniczego lobby tak, jak oceniła, to nie od rzeczy jest zgłosić do jej nagrody kolejnego polskiego kandydata - mecenasa Jacka Dubois. Konsekwencja i skuteczność, z jaką prześladuje on dziennikarza "Wprost" Jana Pińskiego, nasuwa nieodparte skojarzenia z Royem Pearsonem i daje duże szanse na poprawienie plebiscytowego wyniku Pani Rzecznik Sowińskiej. Redaktor Piński naraził się Duboisowi wpisem na swoim blogu, w którym zastanawiał się nad dziwną asymetrią pomiędzy traktowaniem przez "Gazetę Wyborczą" podobnych w swej istocie interesów Aleksandra Gudzowatego, którego gazeta tropiła długo i bardzo wnikliwie, oraz spółki J&S, którą zaatakowała równie ostro, a potem, w pewnym momencie, atakować przestała. Piński zauważył (i tego spostrzeżenia nikt nie zakwestionował), że ta zmiana zbiegła się z wykupieniem przez J&S kosztownej kampanii reklamowej na łamach organu "etosu". Ponieważ firmę J&S reprezentował wówczas właśnie mecenas Dubois, mający wiele okazji do spotkania się z Wandą Rapaczyńską, z racji m.in. zasiadania w tej samej radzie nadzorczej jednego z przedsięwzięć "Agory", Piński pozwolił sobie na przypuszczenie, że być może to ta właśnie para wynegocjowała, jak to sformułował: "rozejm (lub, jak kto woli, układ)". Właśnie słowa "układ" uczepił się - jak charakteryzuje mecenasa Dubois przy okazji procesu, który wytoczyła mu prokuratura pod zarzutem złamania prawa i utrudniania śledztwa przeciw reprezentowanym przez niego członkom gangu pruszkowskiego "Gazeta Wyborcza" - potomek "szanowanej prawniczej rodziny". I, trudno nie podejrzewać, że dzięki swojemu obyciu w świecie prawa, doprowadził do skazania Pińskiego najpierw w procesie cywilnym na horrendalne odszkodowanie i wykupienie przepraszających ogłoszeń w gazetach docierających łącznie do kilku milionów czytelników (wspomniany wpis na blogu miał nieco ponad cztery tysięcy wejść); następnie zaś, do skazania Pińskiego za pomówienie w procesie karnym (!) - z mocy osławionego, horrendalnego paragrafu o znieważaniu osób publicznych, wprowadzonego do prawa w stanie wojennym jako podstawa ścigania autorów i wydawców pism podziemnych. Procesy przebiegły w atmosferze podobnej do wielu innych znanych mi spraw, w których przeciwko dziennikarzom występują przedstawiciele korporacji prawniczych - z typową w takich razach niechęcią sędziów do uwzględniania wniosków dowodowych pozwanego czy zamawiania ekspertyz weryfikujących te okazane przez powoda. Tu koniecznie trzeba obwieścić światu, że podstawą skazania dziennikarza w procesie karnym była ekspertyza językoznawcy, profesora Tadeusza Zgółko, który na kilku stronach wywiódł, że zasadniczo określenie "wynegocjować układ" nie jest obraźliwe, ale użyte zostało "w konwencji IV Rzeczpospolitej", w którym jest obraźliwe. Sądowi to wystarczyło. Zapamiętajmy imię i nazwisko tego Wielkiego Językoznawcy, bo i on jest mocnym kandydatem do rozsławienia naszego kraju za granicą. A to Polska właśnie - i cóż tu można dodać? Chyba tylko to, że ja osobiście bynajmniej Jacka Dubois za idiotę nie uważam, i do plebiscytu "The Washington Post" zgłaszam go na podstawie powierzchownych podobieństw do sprawy sędziego Pearsona. Stwierdzam to bynajmniej nie z żadnej przedprocesowej ostrożności. Jestem głęboko przekonany, że jego zawziętość w ściganiu dziennikarza "Wprost" ma zupełnie inną przyczynę. Rafał Ziemkiewicz Więcej na ten temat w INTERIA.TV