Nie ma bowiem żadnego uczciwego powodu, dla których ubezpieczenia rolników miałyby być wyodrębnione z ogólnego systemu i obsługiwane przez osobną instytucję. W każdym razie ja, choć wielokrotnie o to pytałem, nigdy takiego o takim powodzie nie usłyszałem. Bywałem natomiast, owszem, zasypywany argumentami, dlaczego rolnicy powinni płacić mniejsze składki od miastowych i w ogóle rozliczać się na innych zasadach. Ale to nie ma nic do rzeczy. Nawet jeśli się zgodzimy co do wyjątkowości sytuacji rolnika - to nadal nie ma powodu, dla którego wedle osobnych, swoich zasad nie miałby się on rozliczać w tym samym ZUS-ie co reszta Polaków. Proszę bardzo, osoby prowadzące indywidualną działalność gospodarczą też rozliczają się według osobnych zasad - i jakoś nie przeszkadza w tym brak osobnej Kasy Ubezpieczeń Dla Prywaciarzy. Resorty siłowe także ubezpieczone są na inną modłę, niż zwykli pracownicy. I jakoś jest w stanie obsłużyć ich ten sam ZUS. Więc dlaczego ZUS nie miałby obsługiwać rolników? Ściślej - dlaczego nie miałby tego robić nadal, bo przecież w peerelu, kiedy obejmowano rolników przymusem ubezpieczeniowym, nie utworzono w tym celu osobnej kasy rolniczej. Zrobiła to dopiero III RP. Odpowiedź jest prosta i każdy ją zna, a przynajmniej się domyśla. KRUS powstał wyłącznie po to, żeby związki rolników miały na czym pasożytować. Bo te robotnicze miały u zarania III RP byt zapewniony - ustawa nakazuje pracodawcy płacić związkowcom pensje, udostępniać im pomieszczenia, faksy i tak dalej. Dla rolniczych te wzorce się nie nadawały. A one też przecież były ważne i nie dało się bez zawodowych chłopów stworzyć własnego rządu. Wymyślono więc - wydzielić ubezpieczenia rolników z ZUS, stworzyć na psi ogon niepotrzebną pięćdziesięcioosobową radę nadzorczą, żeby związkowcy mogli brać z niej pensje i nosić służbowe komórki, stworzyć dziesiątki posad dla spokrewnionych zaprzyjaźnionych działaczy, no i przede wszystkim - stworzyć, z pieniędzy zbieranych od rolników, "fundusz składkowy", który wedle widzimisię aktualnego kierownictwa wspiera rozmaite "wokółrolnicze przedsięwzięcia". Na przykład, kiedy przewodniczący "Samoobrony" zapragnął poopalać się w Brazylii poleciał tam właśnie za moje pieniądze (moje, bo jako właściciel gospodarstwa rolnego podlegam ustawowo pod tę właśnie formę łupiestwa "ubezpieczenia społecznego", po orwellowsku przedstawianego jako dobrodziejstwo). Nie ma co się zatem oburzać, że PSL poobsadzało KRUS swoimi kumplami i że wyciąga z niego kasę na różne swoje interesy, bo KRUS właśnie po to został stworzony, i obecna władza, tak jak i poprzednie, po prostu wykorzystuje go zgodnie z przeznaczeniem. O tym wszystkim się nie mówi, cała medialna wrzawa wokół "reformy KRUS" skupia się wokół tego, jakie składki kto ma płacić. To sprawa drugorzędna. Jeśli ktoś chciałby rzeczywiście sytuację wokół polskiego rolnictwa uzdrowić, to likwidacja KRUS jest jednym z niezbędnych posunięć, które trzeba wykonać. Bądźcie spokojni - nikt tego nie zrobi. Nikt się nawet nie odważy o tym głośno powiedzieć. Bo zawodowi chłopi są nadal równie wpływowi, jak wtedy, u zarania III RP, kiedy ten przekręt rozpoczęto.