Oczywiście, obie wspomniane instytucje dołączyły w ten sposób do długiej listy - jak to ujmuje pewien niezrównoważony wicemarszałek Sejmu - "pisowskich lizusów", niemniej wiadomo, jak jest: unia locuta, causa finta. Jeśli EBC wydał z siebie głos ostrzegawczy, to sprzeczna z prawem uchwała RPP o przekazaniu 4 miliardów złotych na bieżące potrzeby budżetu zamiast na rezerwę stabilizacyjną, idzie do kosza. Nie znaczy to jednak, że perspektywa wydojenia NBP przez zadłużony po uszy rząd, przypominająca działania rządu greckiego sprzed lat kilku, przestaje już straszyć. Sześcioro wspomnianych członków RPP z ramienia koalicji rządowej jak jeden mąż natychmiast wystąpiło z kolejną próbą, skądinąd jeszcze bardziej kuriozalną, bo teraz chcą oni zmienić wstecz dokument, który już wcześniej zaakceptowali, i w inny sposób naliczyć zysk NBP. Wszystko w tym samym celu - nie kijem, to pałką - wydojenia NBP na cztery miliardy. Przypomnę, że pp. Winiecki i Bratkowski, spytani publicznie, czy prawdą jest, że takie zadanie (wytransferowania z NBP do Ministerstwa Finansów czterech miliardów) postawiła im partia, której zawdzięczają nominacje, dostali przed kamerami czegoś w rodzaju ataku szału, u tego pierwszego połączonego z atakiem tzw. koprolalii. Upór, z jakim podejmują kolejną próbę, wyjaśnia chyba wszystko. Gwoli uczciwości - prof. Winiecki bynajmniej sugestii nie zaprzeczył, a tylko nabluzgał dziennikarzom. Media, tradycyjnie rozpłaszczone przed władzą gwarantującą im ochronę przed "lustracyjnym radykalizmem", oczywiście nie zwróciły większej uwagi ani na ten upór, ani na stanowisko EBC czy raport PWC. Zanadto zajęte są przeżywaniem oburzenia decyzją kolegium IPN, które ogłosiło konkurs na nowego szefa. Jak policzył na swoim blogu Krzysztof Leski, dziennikarz solidny i raczej nie "pisowski" (chociaż skoro szef EBC okazuje się "pisowcem", to któż może być pewien, że nim nie jest?), gdyby Bronisław Komorowski podpisał nowelizację ustawy o IPN dzisiaj, to wybranego zgodnie z nią nowego szefa instytucja doczekałaby się za ponad pół roku. Oczywiście, taka perspektywa salonów nie przeraża - IPN sparaliżowany brakiem szefa to z ich punktu widzenia IPN lepszy, chociaż byłoby jeszcze lepiej, gdyby nie było go w ogóle. Przynajmniej tyle się udało na odcinku IPN autorytetom osiągnąć, że zablokowali pochówek śp. Janusza Kurtyki w miejscu, ich zdaniem, nazbyt dla niego zaszczytnym. Za sprawą stoi, zdaniem gazet, były rektor UJ, zarejestrowany swego czasu jako współpracownik, i - rzecz w tej sytuacji zrozumiała - mocno zaangażowany w akcję przeciwko lustracji kadr uniwersyteckich. Oczywiście były rektor, choć spotykał się z SB często i podpisywał jej różne papiery, na nikogo nie donosił i nikogo nie skrzywdził. Tak zapewnia. Jak wszyscy inni byli współpracownicy zresztą. Swoją drogą, jak to muszą przeżywać państwo Wajdowie... Kto to taki, u licha, ten Ziejka, że go kardynał Dziwisz posłuchał, skoro ich nie chciał posłuchać? Na dodatek także amerykański sąd śmiał zignorować apele Wajdy, już po raz kolejny, i nie zrezygnował z wymierzenia kary Romanowi Polańskiemu... Następne "pisowskie lizusy"! "Paraliż postępowy najzacniejsze trafia głowy" - jak pisał swego czasu Boy. Obłudny, nacechowany podwójną miarą dla "swoich" i dla wrogów ton establishmentowych mediów w pewnych kręgach wyraźnie warunkuje sposób jeśli nie myślenia, to wysławiania się. Na krótko przed katastrofą (miałem o tym wtedy napisać, nie zdążyłem) ukazał się wywiad z Leszkiem Balcerowiczem. Balcerowicza bardzo szanuję, wbrew większości środowisk, do których jestem uparcie przypisywany (odpowiednie słowo - przypisywanie) i tym bardziej przez to wywiad ten mnie zniesmaczył. Nie dlatego, żeby profesor Balcerowicz powiedział cokolwiek kontrowersyjnego, bo, przeciwnie, pod wszystkimi właściwie jego głównymi tezami mogę się podpisać. Nie dlatego też, że Balcerowicz nie skorzystał z okazji, by bronić zagrożonej niezależności NBP, choć, żeby być konsekwentny, skorzystać z niej powinien - no, ale w końcu wywiad to odpowiedzi na zadane pytania, a o to go nie zapytano. Mój niesmak wzbudził pewien szczególny zabieg stylistyczny. Mówiąc o zaniechaniach i błędach kolejnych ekip rządzących Polską za to, co zawinił PiS, przypisuje Balcerowicz winę jasno i wyraźnie PiS. Natomiast to, co zawiniła rządząca od dwóch lat PO, formułuje bezosobowo - nie zrobiono, zaniechano, zaniedbano, nie zreformowano... Z jednej strony PiS, który konkretnie nie zreformował czy nie sprywatyzował tego i tamtego, z drugiej zaś - nie wiadomo co. To kto właściwie rządzi Polską, odkąd nie rządzi nią PiS? Wynika, że nikt. Samo z siebie się nie robi, nie reformuje, nie prywatyzuje i zaniechuje. Nowość na miarę całej teorii i praktyki liberalizmu: "niewidzialna ręka państwa"! W czasie prezydentury Lecha Kaczyńskiego, znalazłem właśnie szczegółowe obliczenie, Sejm uchwalił 817 ustaw. Prezydent Kaczyński odmówił podpisania siedemnastu z nich. Z tego w dziewięciu wypadkach jego opinię podzielił Trybunał Konstytucyjny, uznając owe ustawy za buble prawne. Czy to daje podstawy do powtarzania tuskowej propagandy o "hamulcowym", który swoim wetem zablokował reformy, tak skutecznie zresztą, że rząd ich w ogóle nie próbował? Gdyby profesor Balcerowicz się nad tym zastanowił, przyznałby, że nie, i że winni są jednak przede wszystkim ci, którzy mając społeczne przyzwolenie i stabilną większość w parlamencie - których poprzednicy nie mieli - zmarnowali ostatnie lata, zajmując się wyłącznie pijarem i omijaniem jak najszerszym łukiem wszelkich spraw narażających ich na spadek popularności. Ale profesor mówi to, co w środowisku, w jakim się obraca, mówić wypada. A w każdym razie mówi tak, żeby z tym, co w jego środowisku mówić wypada, nie popaść w sprzeczność. Jeśli tyle odwagi w rewidowaniu fałszujących rzeczywistość stereotypów przejawia Balcerowicz, to czego oczekiwać po szeregowych redaktorach? Ale co by to było, gdyby sam Balcerowicz, dajmy na to, docenił publicznie fakt, iż nie wejście do strefy euro w przededniu kryzysu finansowego wyszło nam na dobre (ostatnio przyznał ten fakt, przypisując zresztą zasługę zmarłemu prezydentowi, nawet lewicowy francuski "Le Monde") a utrzymanie wzrostu PKB to w wielkim stopniu zasługa zainicjowanej przez rząd PiS, Samoobrony i LPR obniżki podatku dochodowego i składki rentowej? Wtedy i Balcerowicz zostałby przecież "pisowskim lizusem". No nie, to nie do pomyślenia. Rafał Ziemkiewicz