Tylko on jeden może zbawić zdychającą lewicę i uratować ją przed mrocznym widmem "kaczyzmu", niechże więc nie zamyka się w dumnym odosobnieniu. A pan marszałek tajemniczo milczy, choć milcząco daje dyskretne znaki, że jego rezygnacja nie ma charakteru ostatecznego, rozważy ją ponownie, ale dopiero w przyszłym tygodniu... Na razie odstawia czerwonego Cyncynatusa - inni się wyrywają do Belwederu, zabiegają o poparcie, wydają pieniądze na wyborcze klipy, a on wcale się nie pcha, to jego błagają, żeby łaskawie się dał wybrać. Uchodzący za wtajemniczonych w sprawie dziennikarze twierdzą, że to wszystko pic na wodę, że termin ogłoszenia decyzji o kandydowaniu i cały wyborczy kalendarz już są ustalone, a przygotowania do kampanii w toku. Ale ja nie daję posłuchu złośliwcom. Ja wierzę, że Cimoszewicz naprawdę się waha. Boi się, że po takiej kompromitacji postkomunistycznej lewicy, jaką były ostatnie cztery lata, przegra sromotnie i spali się bez pożytku. Schować się na dwa-trzy lata w puszczy i odczekać tam, aż ludzie trochę zapomną o rządach jego partyjnych kolegów, byłoby bezpieczniej. W tych rozterkach chciałbym Cimoszewiczowi dodać otuchy. Panie Włodku - wołam słowami Kazika - pan się nie boi! Nie będzie pan sam. Wystarczy się rozejrzeć dookoła, jaka narasta we wpływowych środowiskach panika na myśl, że do władzy mógł dojść ktoś niezwiązany dotychczasowymi układami. Niech pan zobaczy, ilu i jak wpływowych ludzi będzie pan miał po swojej stronie. Nawet piłką kopaną okazują się dziś w Polsce rządzić jacyś ubecy, co mówić o ważniejszych sprawach? Jakież to pieniądze, jaka medialna klaka, gotowa poprzeć każdego, byle tylko był swój i nie nazywał się Kaczyński! Niech się pan nie obawia Borowskiego, Borowskiemu się wytłumaczy, żeby w ostatniej chwili się wycofał. Byle do drugiej tury, a już wtedy tłum przyjaciół pana wesprze rozpętując taką histerię straszenia Kaczorami, że "nocna zmiana" to pestka. Rafał A. Ziemkiewicz