Tymczasem patronująca z urzędu wszelkim tego rodzaju inicjatywom "Gazeta Wyborcza" podobnie jak w roku ubiegłym rusza do walki z "faszystami", którzy zamierzają uczcić w Warszawie listopadowe Święto Niepodległości. Po doświadczeniu ubiegłego roku, kiedy to okazało się, że uczestnicy Marszu Niepodległości nie wznoszą żadnych haseł, które nawet przy największej dozie złej woli dałyby się przedstawić jako naganne, za to wszystkie przypisywane "faszystom" grzechy zaprezentowała w całej rozciągłości rzucona przeciwko nim lewicowa chuliganeria, salon od razu się zastrzega: faszystów poznaje się po tym, że wcale nie wyglądają i nie zachowują się jak faszyści. Zamiast golić glace i zakładać glany chodzą w garniturach, studiują, nie głoszą nienawiści rasowej i w ogóle udają poważnych, dobrych ludzi. Opiniotwórcze salony po prostu nie znajdują słów potępienia dla takich niecnych prób oszukania społeczeństwa. Ktoś złośliwy mógłby co prawda rzec, że w ten sposób popada salon w klasyczne myślenie paranoiczne - na mocy którego faktu, że np. Balcerowicz jest Żydem dowodzi to, iż nigdy się do swego żydostwa nie przyznał, bo wszak wiadomo, że Żydzi tym się właśnie wyróżniają, że udają nie-Żydów. A przecież musi nim być, bo wiadomo, że Żydzi rządzą. To równie oczywiste jak to, że 11 listopada czczą faszyści, i oni też mówią o patriotyzmie, Ojczyźnie i niepodległości. Kryterium określania, kto jest faszystą, pozostaje niezmienne od czasu, gdy w roku bodaj 1926 określiło je sowieckie politbiuro i przesłało do wykonu Kominternowi. Faszystą jest, zgodnie z tymi wytycznymi, obiektywnie każdy, kto staje na drodze postępowi i przeciwstawia się awangardzie proletariatu. Do listopadowej walki ze świętem niepodległości jeszcze parę tygodni, na razie jednak udało się środowiskom opiniotwórczym zorganizować i wysłać do boju przygarść postępowej młodzieży, głownie zorganizowanych przez swoją panią dyrektor uczniów ekskluzywnej prywatnej szkoły janczarów tolerancji, która wsparła światowe protesty "oburzonych". Wspomniana gazeta na pierwszej stronie koło tytułu zamieszcza z dumą zdjęcie dwóch rozchachanych młodzieńców z transparentem "we are fucking angry". Dlaczegoż to młodzieńcy są tacy "faking angry" niestety się nie dowiedziałem. Przecież chyba nie z powodu sytuacji gospodarczej naszego kraju, która, jak stale jesteśmy zapewniani, jest wspaniała. A kiedy dostaniemy obiecane "do 300 miliardów" z UE, będzie jeszcze wspanialsza. Chyba też nie oburzają "umowy śmieciowe", bo gdy część co bardziej ideowych manifestantów poszła protestować przeciwko stosowaniu takich przez "Krytykę Polityczną" (niestety, poseł Kalisz swoim złotym jaguarem nie dojechał, bo pani prezydent do cna rozkopała tę część miasta) to "Krytyka Polityczna" wezwała na braci lewaków policję, a "Gazeta Wyborcza" o tym najbarwniejszym momencie demonstracji nie wspomniała ani słowem. Ja wiem, opowiadali mi to rodzice - ich też ze szkół prowadzono na manifestacje oburzenia amerykańskim imperializmem, Wszystko wraca z czasów PRL, to i to wróciło. A w dzisiejszym "Dzienniku" charakterystyczna opowieść, jak PKP uzyskało sądowy zakaz upowszechnienia informacji o wykrytych w tej spółce malwersacjach. Bardzo słusznie. Po co ma społeczeństwo się denerwować? Więcej jaj, najlepiej z kaczora, krzyża i Smoleńska, więcej tańców z gwiazdami, więcej nowych beztalencie-szoł i tak dalej. Jak ktoś się chce oburzać, to przecież ma czym. Rasistowskimi graffiti i chciwością amerykańskich imperialistów a Wall Street. Rafał Ziemkiewicz