Pała zwana Putinem
Próbowałem policzyć, ile razy ostatnio słyszałem, że "PiS działa w interesie Putina", ale w końcu pogubiłem się w rachunku. Tym bardziej, że PiS nie pozostaje dłużny i równie chętnie wskazuje jako wspólników Władimira Władimirowicza PO i Nowoczesną. A jeszcze chętniej - i w tej sprawie zgodnie z "opozycją totalną" - partie działające na prawo od PiS. Można wręcz powiedzieć, że insynuowanie, jeśli nie świadomych związków z Putinem, to przynajmniej "działania w jego interesie" było zawsze pisowską "specialite de maison", którą antypis dopiero niedawno ukradł i obraca przeciwko twórcom tego sformułowania.
Słowem, Putin stał się pałą, którą z zapałem okłada się, kto żyw, bo każdemu pasuje. PO, Nowoczesna oraz ich potomstwo z KOD-u i zakodowanych mediów wpycha Putina pisowcom, bo na rzecz Putina pracuje każdy, kto działa przeciwko jedności Unii Europejskiej, a tak właśnie interpretują wspomniane formacje pisowskie podskakiwanie naszym Wielkim Braciom z Berlina i Brukseli.
PiS z kolei wpycha Putina swoim politycznym przeciwnikom, przypominając, jak płaszczyli się przed nim po Smoleńsku i jak gorliwie uczestniczyli w ruskich kłamstwach, dokładając do nich własne - o przekopywaniu ziemi "na metr w głąb" czy rzekomych autopsjach wrzucanych do skrzynek jak leci czcigodnych zwłok. Jedni i drudzy zaś zgodnie ogłaszają wspólnikami Putina antysystemowców, tych zwłaszcza, którzy alarmują o antypolskiej polityce Litwy i Ukrainy oraz domagają się godnego upamiętnienia ludobójstwa na Wołyniu.
Okładanie się Putinem nie jest lokalną polską osobliwością. Od czasu, jak Zachód przestał się z nim kochać - to znaczy, przestał to robić demonstracyjnie, bo przecież nie obraził się aż tak, by na przykład wstrzymać budowę nordstreamu - agentem Putina stał się każdy, kto podważa unijne status quo.
Uczestniczyłem niedawno w telewizyjnej dyskusji, w której jeden z zaproszonych straszył "putinternem", wymieniając siły, jego zdaniem, prokremlowskie: węgierski Jobbik, austriaccy wolnościowcy, oczywiście AfD w Nieczech i partia rodziny Le Pen we Francji... Wyszło, że za chwilę Putin wygra wybory, jeśli nie we wszystkich krajach zachodnich, to w większości. Dyskusja tak się potoczyła, że nie było okazji do tego wątku wrócić, więc odpowiadam przy tej okazji. Odpowiadam w sposób sprzeczny z zasadami eleganckiej dyskusji, bo pytaniem.
Kiedy Francois Holland, prezydent Francji, w trakcie szczytu NATO w Warszawie oznajmia zdumionemu światu, że "Rosję należy traktować jak partnera, a nie jak przeciwnika ani zagrożenie" - to to jest niby polityka antyputinowska? Kiedy niemiecki minister spraw zagranicznych Steinmeier w tym samym czasie i w podobnym duchu wzywa do "dialogu z Rosją", ostrzega przed "wymachiwaniem szabelką przeciwko niej", czyli ćwiczeniami "Anakonda", i domaga się odwołania symbolicznych sankcji nałożonych po napaści na Ukrainę, to to nie jest "putintern"?
Mam rozumieć, że obecne partie rządzące w Europie, tudzież jej "koncesjonowana" opozycja chadecko-socjaldemokratyczna, to twardzi krytycy Putina, którzy się nie plamią ustępstwami wobec jego imperialnej ekspansji i robieniem z tym reżimem brudnych interesów? Uległością wobec Putina grozi dopiero odsunięcie od koryt zasiedziałych przy nich od lat elit, do czego się zachodni Europejczycy, wzorem Polaków, wyraźnie szykują, i dojście do władzy "skumanych" z Putinem tamtejszych "populistów"?
Prawda jest taka, że Rosja od stuleci szkoli swe imperialne kadry tak, by umiały wykorzystywać na korzyść Kremla wszystko, co tylko się dzieje na świecie. A przynajmniej, by próbowały. Rosyjska polityka polega na wciskaniu się w każde drzwi, które się gdziekolwiek otwierają. Należy to podziwiać i naśladować. Rosną gdzieś w siłę progresiści? Rosja z wami, towarzysze, my też zawsze byliśmy przeciwko kapitalizmowi, my przecież ojczyzna proletariatów i rewolucji! Rosną gdzieś w siłę konserwatyści? Rosja z wami, towarzysze, patrzcie, u nas się przecież żadne pedalstwo tęczowe nie pleni! A nacjonaliści? Z nimi Rosja też, ma się rozumieć, bo przecież nikt od Rosji lepiej nie wie, że interesy narodowe stoją ponad wszelkimi innymi, i nikt ich bardziej nie uszanuje!
Słowem, nie ma takiego fortepianu, na którym by podwładni Władimira Władimirowicza nie próbowali zagrać choć kilku nutek. Przyda się, nie przyda - pażiwiom, uwidim, nigdy nie zaszkodzi spróbować. A nie będzie Putina, przyjdzie jakiś inny mordodzierżca - też będą tak dalej, bo, jako się rzekło, to tradycja jeszcze carska, kultywowana nieprzerwane od lat.
Demokracja ma swoje przewagi nad dyktaturą, ale w tym akurat - ciągłości polityki, planowaniu jej na długie lata, a nie w horyzoncie krótkich kadencji - autorytaryzm z demokracją wygrywa. Co nie zmienia faktu, że wywijanie Putinem jako pałą do okładania politycznych przeciwników to podobna tandeta, jak wywijanie Hitlerem, faszyzmem i Białorusią. Tym bardziej, że stosowaną tu pozornie morderczą logikę łatwo odwrócić.
Powiedzmy tak: czy w interesie Putina jest, żeby w Polsce panowała zgoda i porządek, czy żeby podważano wynik wyborów i kwestionowano legitymizację wybranej w nich władzy? No więc w czyim interesie, misie drogie, działa PO, Nowoczesna i KOD? Komu tak naprawdę, być może nawet nieświadomie, służą swym antypisowskim jadem "Gazeta Wyborcza", "Newsweek" czy TVN-24?
Co najgorsze, jeśli się tylko tyle rozumie z rosyjskiej polityki, ile trzeba, by w niej moczyć kogo tam akurat propagandowo się umoczyć chce, to się jest wobec niej kompletnie bezbronnym. Kiedy wszyscy się nawzajem straszą Putinem i o sprzyjanie Putinowi oskarżają, dla samego Putina bynajmniej nie jest to powód do zmartwienia.