Kolejne autorytety występują w obronie Hymlera, atakowanego przez lewackie organizacje w rodzaju "Krytyki Politycznej", "Otwartej Rzeczpospolitej" i stowarzyszenia "Nigdy Więcej". Organizacje te w kółko wywlekają Hymlerowi koncert, na którym wykonywał nazistowskie gesty i krzyczał do widowni "White Power, Żydzi do gazu!". Ale przecież ta sprawa została już zakończona wyrokiem sądu, który orzekł, że, po pierwsze, wysyłanie Gudłajów i Czarnuchów do gazu było ze strony Hymlera formą ekspresji artystycznej, która nie powinna podlegać żadnej cenzurze, a po drugie, koncert był zamknięty i nierejestrowany, więc słowa Hymlera nie mogły nikogo obrazić - jeśli ktoś tam poszedł, to wiedział, czego się spodziewać, a poza tym żadnego Żyda ani Murzyna, który mógłby się poczuć dotknięty, na sali nie było. Kolejni celebryci i autorytety moralne jednym głosem protestują przeciwko próbom cenzurowania mediów przez fanatyków "politycznej poprawności". W dobrym tonie jest przyłączenie się do ich protestów przeciwko zamachom na wolność słowa i artystycznej ekspresji ze strony fanatyków. Kolorowe tygodniki prześcigają się w liczbie okładek z Hymlerem, i w wywiadach, w których skarży się on na nienawiść, z jaką atakują go fanatycy, krytykuje głupotę ulegającego im polskiego społeczeństwa i rzuca rozmaite, z entuzjazmem podchwytywane przez wywiadoróbców złote myśli. Poza tym, jak zaświadczają kolejne celebrytki, z paniami Domagalik i Korwin Piotrowską na czele, Hymler prywatnie jest przecież uroczym człowiekiem. Ciepłym, sympatycznym, całującym brzuszki ciężarnych kobiet. I inteligentnym. Tylko fanatyczni durnie mogą nie zauważać, że mundur einsatzkomando czy kaptur i płonące krzyże Ku Klux Klanu to tylko sceniczny "imidż". A poza tym, jak przenikliwie zauważa redaktor Wroński z opiniotwórczej gazety, skoro w mediach publicznych może się pojawiać Szewach Weiss, to elementarne zasady demokracji każą takie same prawo przyznać także Hymlerowi. Sam Hymler nie zabiera głosu. Patrzy tylko z satysfakcją, jak dzięki całej awanturze rośnie popularka jego, "Eksterminacji 44" i kretyńskiego skądinąd talent-szoł, a przede wszystkim, jak rośnie społeczna akceptacja dla rasizmu i antysemityzmu oraz poprawia się fatalny niegdyś wizerunek publiczny narodowego socjalizmu. Dobra, nie chce mi się ciągnąć tych ćwiczeń z wyobraźni, jak by to mogło wyglądać, gdyby w Polsce się porobiło odwrotnie i walka o rząd dusz rozstrzygnęła się jak w moim stareńkim opowiadaniu "Jawnogrzesznica" (w zbiorze "Coś Mocniejszego", wciąż do nabycia w dobrych księgarniach). Jak już pisałem, pana Darskiego vel "Holocausto" vel "Nergala" uważam za pajaca, którym wstyd się poważnemu człowiekowi zajmować. Nie pretenduję do roli eksperta od muzyki, ale znam się na niej wystarczająco, by wiedzieć, że gatunek, w którym zespół "Behemot" osiągnął sukcesy wymaga raczej kondycji i żelaznych strun głosowych, niż słuchu i talentu. Tak czy owak, jest to gatunek całkowicie niszowy i pan "Holocausto" vel "Nergal" tkwiłby w tej wąskiej niszy do dziś gdyby się nie przewiózł na niejakiej Dodzie, gwiazdce jarmarcznego disko-błysko. Nie pierwsza i nie ostatnia kariera w szoł biznesie zrobiona dupą, choć zwykle używa się do tego dupy własnej - można oczywiście podziwiać, jak fachowo prący do sławy osobnik wykorzystał uwiedzenie i porzucenie gwiazdki, i jak zręcznie rozegrał do promocji swą chorobę, rozkręcając z nią tak lubiany przez media, choć zupełnie sprzeczny z wyznawanymi przezeń "wartościami" charytatywny cyrk. We mnie akurat to ani szacunku, ani sympatii nie budzi. Nieciekawy sam w sobie, jest "Holocausto" (zwracam uwagę, jak uparcie nie przyjmuje do wiadomości jego pierwszego pseudonimu artystycznego żaden z zajadłych obrońców jarmarcznego satanisty) interesujący w tym sensie, w jakim dla lekarza interesujący jest wrzód. Jako objaw, skutek choroby, która rozwinęła się w ukryciu. "Holocausto - Nergal" zadziałał w naszej debacie publicznej jako bezbłędny wykrywacz idiotów. Sprowokował nadęte przez system medialny, którego podwaliny ułożono przy Okrągłym Stole "autorytety" do zamanifestowania całej swej nicości i głupoty. Pokazał dobitnie, że jedynym poruszającym nimi instynktem jest stadny instynkt popierania "naszych" przeciwko "nie naszym". Komu się nie podoba "Nergal"? Katolikom, a więc prawicowcom, a więc "pisowcom". No to jak "pisowcom" się coś nie podoba, to nam się musi podobać. I więcej ruszać mózgiem nie trzeba. Trzeba tylko wiedzieć, co się na salonach "nosi", i być kompletnym moralnym kuternogą, nie odróżniającym dobra od zła, przyzwoitości od chamstwa i dobrego smaku od żenady inaczej, jak tylko przez instynkt "nasz - ich". Wszystko jest tylko zestawem haseł, uruchamianych w zależności od wskazania salonowego odpowiednika wojskowych systemów "friend or foe". Jak nasz, to wolność słowa, wybitny artysta, postęp i nowoczesność. Jak ich - to ciemnota, hańba, bydło i motłoch. Przed laty, gdy rodząca się Unia Pracy zbierała podpisy pod żądaniem referendum w sprawie aborcji, pewna znana aktorka zasłynęła wezwaniem: "podpisujcie, ja podpisuję kiedy tylko mogę, już z osiem albo dziewięc razy się podpisałam". Jest taki typ, na salonach rozmnożony do niemożebności. Jednego dnia wszyscy oni rzucają się deklarować, że są narodowości śląskiej, innego wszyscy okazują się "ziomalami" pana "Holocausto". Aby tylko trzymać "trynd". Nazywam pana Darskiego pajacem, bo jest, ale przyznajmy - mniejszy pajac z niego, niż z tych wszystkich "autorytetów". Rafał Ziemkiewicz