"Pokażemy np. moment zatrzymania prokuratora Janusza Kaczmarka, później przedstawimy fragmenty dokumentów czy świadków stwierdzających, że zatrzymanie było bezpodstawne i wynikało z chęci politycznej eliminacji niewygodnego ministra" - zapowiada w rozmowie z "Newsweekiem" jeden z nich. Proszę zwrócić uwagę: pokażemy świadków i już. Weryfikacja tego, co mówią, w formule wideoklipu się nie mieści. Skądinąd stwierdzono ponad wszelką wątpliwość, że jeden z głównych świadków komisji, wspomniany Janusz Kaczmarek, kłamał. Sądzono go nawet z tego powodu i sąd orzekł, że będąc oskarżonym mógł kłamać bezkarnie, bo realizował w ten sposób przysługujące mu prawo do obrony. Czy w filmie komisji użyte zostaną te właśnie, kłamliwe zeznania? Może tak być. Film jest o tyle wygodniejszym podsumowaniem prac komisji niż raport, że w raporcie trzeba by się jakoś odnieść do wątpliwości, zweryfikować oskarżenia i wiarygodność tych, którzy je rzucają. A w filmie o wszystkim stanowi montaż. Mam wrażenie, że to kolejny krok po równi pochyłej, która prowadzi współczesną cywilizację w matrix. Fakty liczą się coraz mniej. Decydują emocje. Obrazki. Warunkowanie metodą psa Pawłowa. Pokazujemy Kaczora i ludzie warczą. Pokazujemy Tuska i się ślinią. Zamiast cokolwiek udowadniać, wystarczy sprawić wrażenie, że się udowodniło. Parę mocnych haseł, montaż, podłożona muzyka, narastająca dla podkreślenia pointy jak w filmie sensacyjnym - i łup! Widz, pytany jutro o sprawę, nie będzie pamiętał konkretów, ale powie, że, no tak, mówili, że tamten coś tam podłego zrobił i go przyłapali. Przed laty - pisałem o tym w którymś z felietonów z "Viagry Maci" - w szczycie histerii wokół tzw. choroby szalonych krów z zapartym tchem śledziłem kampanię reklamową, którą odpowiedziano na tę histerię w brytyjskiej telewizji. Był to cykl reklamówek, stanowiących wariacje wokół jednego motywu: jakaś para spożywa befsztyka, kotleta czy coś w tym rodzaju (czasem jest to kolacja przy świecach, czasem posiłek na pikniku) i z nagłą chucią rzuca się na siebie, zdzierając wzajem ubrania, w celach wiadomych. I hasło: "brytyjskie mięso - recepta na miłość!" Czułem wtedy, że to powiew przyszłości. Odpowiedzią na irracjonalną histerię - równie irracjonalna zbitka pozytywnych skojarzeń. Niewiele w sumie musiało czasu upłynąć, żeby ta metoda upowszechniła się całkowicie. To, że komisja, która miała znaleźć jakieś Bóg jeden wie jak porażające dowody zamachu Kaczyńskich na praworządność zamiast raportu szykuje wideoklip to, jak sądzę, dopiero początek. Zamiast zbudować autostrady, rząd zasunie nam film o tym, jak je buduje, z maszynami, które niczym transformersy przedzierają się przez krajobraz, kładąc wijącą się, asfaltową wstęgę. Zamiast wzrostu gospodarczego będziemy mieli działające na wyobraźnię filmiki o tym, jak bardzo się poprawia. Zamiast walki z bezrobociem - film o walce z bezrobociem. Ale czy to wizja przyszłości? Przecież tak już jest? I zapewne właśnie dzięki temu wyczuciu specyfiki epoki mediów obrazkowych ośrodki badania opinii publicznej (przy całej świadomości, jak umowne to pojęcie) zapewne niedługo już ogłoszą, że popularność PO przekroczyła granicę 100 procent i nadal rośnie. Rafał A. Ziemkiewicz