Oczywiście, pod wpływem intensywnych akcji propagandowych, jakie od pewnego czasu kierowane są do kobiet po trzydziestce, aby koniecznie, regularnie sobie to badanie robiły, bo w ten prosty sposób można zabezpieczyć się przed rakiem. Nawet ci, których sprawa z zasady nie dotyczy, nie mogli owych akcji nie zauważyć - różne różowe marsze i wstążki, bilbordy, reklamówki telewizyjne, była prezydentowa, a bodaj i obecna, w otoczeniu innych znanych dam - wszystko to, by wtłoczyć kobietom po trzydziestce do głów, że mammografię powinny robić sobie równie regularnie jak przegląd uzębienia, bo to polisa ubezpieczeniowa przed rakiem. Jak tak, to tak, pomyślała bohaterka mojej opowieści, zapłaciła w kasie 110 peelenów i udała się do odpowiedniego gabinetu. Tam zaś odpowiedzialna za mammograf pani doktor zażądała od niej skierowania lekarskiego. I oznajmiła, że bez skierowania żadnego badania zrobić nie może, mowy o tym nie ma i nie będzie. Na pierwszy rzut oka wydać się może, iż wspomniana pani doktor była po prostu tępą biurokratką - tak też pomyślała bliska mi osoba, argumentując, że przecież to ona za badanie płaci (już zresztą zapłaciła) i że skoro wszędzie trąbią, że odpowiedzialna kobieta powinna się regularnie badać, to ona właśnie chce być odpowiedzialną kobietą. Pani doktor uśmiechnęła się na to pobłażliwie i zaczęła wyjaśniać, że, po pierwsze, badanie mammograficzne nie jest obojętne dla zdrowia i właśnie robienie go sobie ot tak, bez lekarskich wskazań, jest przejawem nieodpowiedzialności. A ponadto, że badanie owo i tak nie jest w stanie wykryć zaczątków choroby w tak wczesnym stadium, gdy nie daje ona jeszcze żadnych objawów, szczególnie u osoby przed czterdziestką. Służy ono postawieniu diagnozy, gdy trzeba ją postawić, a przede wszystkim pomaga dobrać leczenie; dla profilaktyki natomiast się nie nadaje. Wśród specjalistów od jakiejkolwiek dziedziny nie ma nigdy jednomyślności, możliwe więc, że wspomniana pani doktor ma poglądy odmienne niż większość lekarzy. By się co do tego upewnić, zadzwoniłem czym prędzej do kilku poważanych warszawskich przychodni - wyłącznie tych, w których się płaci, a więc, na zdrowy rozum, zainteresowanych robieniem wszelkich badań każdemu, kto zechce dać im zarobić. Wszędzie usłyszałem to samo: mammografia tylko ze skierowaniem lekarskim! No i teraz się pytam - o co tu chodzi, po co ten cały cyrk z różowymi wstążkami, mammobusami i zachęcaniem do specjalnie zorganizowanych bezpłatnych badań? Czy może za te bezpłatne badania ktoś komuś płaci z jakiegoś państwowego funduszu, a dla tego zarobku naraża się zdrowie poddanych propagandzie pacjentek - no, bo jeśli rację mają lekarze, upierający się, że badanie to wymaga lekarskich wskazań, mamy tu do czynienia z co najmniej bezmyślnością? Czy też może to lobby lekarskie blokuje kobietom dostęp do powszechnej profilaktyki? Czy jakieś inne "ciemne młyny" kręcą się w tle - a może cała akcja, to po prostu typowy dla socjalizmu absurd, wedle zasady, jak nie wiadomo co zrobić, to zróbmy jakąś akcję, będzie szum? Ciekawe, czy doczekam się odpowiedzi, zanim - mówiąc Mrożkiem - stracę wiarę w kolejnego słonia. Rafał Ziemkiewicz Zobacz E-MISJĘ z Rafałem A. Ziemkiewiczem w INTERIA.TV