Że niby te trzy gramy w domu i tych sześćdziesiąt gram w przechwyconej przez policję paczce potrzebne były panu Sipowiczowi "do analizy" chemicznej, bo on pisze o marihuanie książkę. Sześćdziesiąt trzy gramy do analizy chemicznej... Rozumiem, że jak pan Sipowicz ma oddać do analizy mocz, to niesie do przychodni dwa wiadra, sicher ist sicher! Ale co autor wiekopomnego dzieła zamierzał tak niezwykle pogłębioną analizą osiągnąć? Przez długie lata wspólnych z partnerką studiów nad ziołem nie dowiedział się jeszcze, co to jest, gdzie rośnie i jaki ma skład? Może myśli, że on pierwszy wpadł na pomysł zbadania, co to takiego? Nie jestem jakimś wybitnym guglaczem, ale podejmuje się znaleźć mu wyniki wszystkich szczegółowych analiz w internecie w minutę osiem - razem z medycznym opisem mechanizmu działania narkotyku na ludzki układ nerwowy i wegetatywny. Ewentualnie, jeśli kto kompletnie niegramotny w komputerach albo nie ufa danym z sieci, może to wszystko znaleźć w bibliotece dowolnej uczelni. Tacy to właśnie ludzie tworzą dziś hałaśliwe zaplecze władzy. Jak to mówi Pan Janek: ludzie o konsystencji gluta. Ktoś o konsystencji odrobinę gęstszej zdobyłby się na minimum konsekwencji. Tak, uważam prawo narkotykowe za złe, i go nie przestrzegam. Palę i będę palić, a skoro palę, to i posiadam, bo nie honor wiecznie sępić. A żeby posiadać, muszę albo kupować, albo hodować. Tym bardziej, że załapanie się na polską "Pussy Riot" mało czym by starzejącej się gwiazdce groziło. Po wszystkich długotrwałych procedurach dostałaby wyrok w zawiasach, a potem i tak ułaskawienie, bo przecież Gajowy na pewno tej drobnej przysługi swojemu wyborczemu pudelkowi nie odmówi. Nawet wyrachowanie podpowiadałoby, żeby pójść tą drogą, bo przy niewielkim zagrożeniu, jakaż reklama, ile hałasu, jaka możliwość pozyskania rzeszy nowych, ujaranych zwolenników! Ale u takich ludzi zwycięża odruch podwórkowego krętacza. To nie moja ręka! Co, jednak moja? Ale ten ja od ręki to nie ten prawdziwy ja! Jaki Ałganow, w życiu nie widziałem żadnego Ałganowa na oczy! Coś takiego, to w tej paczce była marihuana, a nie susz warzywny, ojej, coś pomylili w firmie wysyłkowej! To oczywiście, powtórzę, drobiazg. Trudno się spodziewać czego innego po elitach, które z gębami pełnymi wzniosłych frazesów i z nabożną powagą sekundują od lat kompromitująco głupim krętactwom Wałęsy. Nic nigdy nie podpisałem! Podpisałem, ale tylko sznurówki! No tak, podpisałem współpracę, ale nie współpracowałem. Bo jak współpracowałem, to ich oszukiwałem. I nie ja współpracowałem, tylko mój sobowtór, którego przygotowała bezpieka i woziła motorówką do stoczni, żeby przywódcę Sierpnia porwać i zastąpić jakimś swoim gnojkiem. (I - to już ode mnie - najwyraźniej się jej udało.) A poniżej setki podpisów wybitnych profesorów, artystów i liderów opinii, że kto w te przekonujące wyjaśnienia nie chce wierzyć, ten łajdak, gnida, swołocz i coś gorszego od faszysty! Złośliwą satysfakcję sprawiło - nie mnie jednemu - widoczne na obliczu pana Sipowicza i w jego słowach ("...bo to jest partia, którą my z żoną żeśmy popierali, i premiera, i partię, i prezydenta...") rozczarowanie. Tak gorliwie się starali, tyle swego jadu i gnoju wylewali na Kaczyńskiego, żeby teraz im, panie, im, elitom, o szóstej rano ABW robiło w domu kipisz... Nie tak miało być! A jak niby miało być? Cokolwiek złego powiedzieć o Tusku, pośród setek jego obietnic legalizacji marihuany akurat nigdy nie było. Nie obiecywał nawet zniesienia penalizacji jej posiadania. Więc czego państwo Ramonowie się spodziewali? Widać tego, że skoro są tacy hop do przodu, tak po linii i na bazie, trendy i dżezi, to kiedy mozolnie trzepiący paczki na poczcie gliniarze znajdą przesyłkę z paskudztwem dla nich, ich przełożony, względnie nadzorujący prokurator zerknąwszy na nazwisko i adres powie, jak pan ambasador z "Co mi zrobisz jak mnie złapiesz": "Tam to nie! Tam to nie radzę!" Jakichś prostych frajerów, proszę bardzo, to sobie łapcie. Ale nas, elity? Glut oczywiście, skoro taki jest trynd, będzie gówniarzy zachęcał, żeby palili, żeby sadzili, sprowadzali i szli siedzieć. Podbechta ich, a potem się wykręci, pomacha kadzidełkiem, że niby i w nim też troszkę zawartości jest, w prokuraturze zezna, że nie wiedział, czym się zaciąga, a potem dalej będzie gównażerię zachęcał. Ale żeby jego samego, Jaśnie Wielmożnego, się ktoś czepiał, jak zwykłego byle kogo, to bezczelność! Popatrzcie państwo i odpowiedzcie sobie sami - czyż zachowanie pani J. i jej obrońców nie jest dla szeroko pojętych elit i salonów charakterystyczne do "bulu"? Nonkonformizm, jak najbardziej, bo to modne - ale tylko w stadzie, i przecież nie kosztem niewygód! Rafał Ziemkiewicz