Sławomir Mrożek w głębokim PRL radził kpiarsko, żeby cudzoziemcom dopytującym się, dlaczego ciepła woda jest u nas tylko w dni nieparzyste, prąd w godzinach dziennych, a wszystkie podstawowe towary na kartki, tłumaczyć, że to wszystko wynik wojny. A gdyby głupkowato pytali czy wojna się aby nie skończyła czterdzieści lat temu, tłumaczyć z powagą: nie u nas! Korpus Mansteina wciąż naciera z Puszczy Kampinoskiej! Otóż więc i wiecie państwo, dlaczego autostrada A-2, ten największy sukces rządu, została po paru tygodniach turniejowej frajdy ponownie zamknięta "na czas nieokreślony". Dlaczego bankrutują biura podróży, linie lotnicze, sieci handlowe, firmy budowlane małe i duże. Przygotowania do euro! Poczekajcie, jak się rozkraczy sławiony niedawno przez prominentów PO parabank, który ponoć już przestał wypłacać obiecane "złote" lokaty klientom, ale i pensje pracownikom - choć wciąż go stać na sponsorowanie produkcji filmu "Wałęsa". Film zresztą, jak wynika ze scenariusza, nie tyle o Wałęsie, co o tym, że Sierpień zrobili ludzie Tuska. Wiecie państwo, że w ogóle nie było w stoczni żadnego Gwiazdy ani jego żony, że Anna Walentynowicz była nieistotną wariatką, a osobą numer dwa w całym tym przedsięwzięciu była "dzielna tramwajarka" (ta, która nie mogła zatrzymać tramwaju, bo wcześniej strajkujący wyłączyli trakcję elektryczną - to znaczy, mogła tak samo, jak Wałęsa mógł skoczyć przez mur, którego nie było - i którą w istocie ze strajku wyprowadziła straż porządkowa za, powiedzmy, ekscesy, i wpuściła z powrotem dopiero na podpisanie porozumień)? Jeszcze nie wiecie, bo film jeszcze nie wszedł na ekrany. Ale dzięki kasie frajerów, którzy się nabrali na finansową piramidkę z "gwarantowanymi 13 procentami" zysku się dowiecie. "Jest prawda czasów, o których mówimy, i prawda ekranu, która mówi". Rzecznik rządu, pan Graś, autorytatywnie rozwiał wątpliwości wynikające z faktu, że premier Tusk w sprawie Tragedii Smoleńskiej zeznawał w prokuraturze, jak to ma we zwyczaju, rzeczy zupełnie sprzeczne dokumentami. "Premier nigdy nie kłamie" - zapewnił nas facet, który swego czasu dla pokrycia nadużyć w spółce podpisywał antydatowane protokoły posiedzeń zarządu - co prawo nazywa fałszowaniem dokumentów - a potem, przyłapany, kłamał w zeznaniach, a więc pod przysięgą, że to nie jego podpis. A potem, kiedy ekspertyzy dowiodły, że kłamie, prokuratura umorzyła sprawę z powodu, że zakłamany rzecznik rządu powoduje zbyt znikome szkody społeczne, by się tym przejmować. A może z powodu, że jakąkolwiek mafią nieudaczników, kretynów i szubrawców byłaby obecna władza, to przecież i tak wszystko lepsze od czasów, gdy "na tle ogólnego regresu, tak ekonomiczno-gospodarczego, jak społeczno-politycznego, i to zarówno w warstwie pryncypiów merytorycznych, jak i w głęboko zacofanej warstwie pisowskiej infrastruktury, szczególną nieudolnością i brakiem koncepcji rysował się ogólny bilans białka". Każdy przecież wie, z jakiego powodu, tak naprawdę. Wykonawcy stadionu narodowego, którzy postawili się w stan upadłości nie płacąc podwykonawcom, wytoczyli proces Narodowemu Centrum Sportu, czyli de facto rządowi, o pół miliarda dodatkowych kosztów, które ponieśli na bieżące poprawianie w trakcie budowy niedoróbek przygotowanego przez owo centrum projektu. W odpowiedzi NCS pozwał o te pieniądze podwykonawców, żeby było symetrycznie. Procesy właśnie się rozpoczęły - w ramach przygotowań do Euro. Ponieważ sprawność polskich sądów jest przysłowiowa (według dorocznego rankingu Banku Światowego, 161. miejsce na 183 badane państwa) frajerzy, którzy postawili Tuskowi tę piramidę, muszą się uzbroić w cierpliwość. Chyba że zdołają zrobić na tyle tumultu, żeby rząd skroił dla nich kolejną "specustawę", pozwalającą obciążyć kosztami głupoty ministrów ich podwładnych, prostych obywateli. Analogiczną specustawę "drogową" prezydent właśnie podpisał, tuż przed przebraniem się w "luzackie" ciuchy i jazdą na "Przystanek Woodstock", który wmontowany w establishment III RP mistrz zarządzania cudzą ofiarnością z roku na rok coraz bardziej bezwstydnie zmienia w oficjalną, propagandową imprezę establisz-mętów III RP. W tym roku prezydent postawił na szczere, otwarte rozmowy, nie unikając trudnych pytań - sam widziałem w telewizji, jak do głosu dopuszczono dziewczynkę, która przepraszając majestat po stokroć powiedziała to, co całemu młodemu pokoleniu najbardziej leży na sercu. A jak wiadomo, leży mu nie to, że nie ma perspektyw pracy, poza angielskim zmywakiem, bo krajowa edukacja okazała się fikcją a bezrobocie rośnie - tylko: jak można być myśliwym i strzelać do zwierzątek? Nie patrzyłem, co prezydent odpowiedział, ale i tak wiem, że odpowiedział słusznie. Tak, bo my się nie boimy rozmawiać o bolączkach, byle tylko nie zapominano w tej rozmowie, że ta władza jest najlepszą, jaką Polska miała od tysiąca lat, i każdy szaleniec, który chciałby na nią, a przez to na całą uosabianą przez nią Ideę Europejską podnieść rękę, niech będzie pewny, że mu tę rękę władza odrąbie. Pan prezydent gościł u "Jurka", a tu tymczasem złomiarze zajumali mu blaszane rynny z wiejskiej rezydencji. Chociaż prezydencka rezydencja pod stałym monitoringiem kamer i z całodobową ochroną - rynny wzięły i zniknęły. Tu już nie umiem dobrać cytatu z Barei, tu muszę, parafrazując klasyka od "ślepych snajperów", powiedzieć: jaki prezydent, taka i ochrona. Generał Janicki, którego na generała sam Komorowski awansował za zorganizowanie poprzednikowi wizyty w Smoleńsku, czeka na marszałkowską buławę. Rafał Ziemkiewicz