A Putin, całkowicie świadomie i z premedytacją, gra na to, żeby świat był przekonany, że to był zamach - zarazem nie mogąc tego przekonania zweryfikować. Jeśli ktoś miał jeszcze wątpliwości (ja nie miałem niemal od pierwszych dni po tragedii), to po tym, jak Rosjanie w odpowiedzi na pojawienie się przesłanek, iż w tupolewie doszło do wybuchu, demonstracyjnie okazali wybranym dziennikarzom wypucowane do czysta szczątki - gra Putina jest już jasna do bólu. Jeśli przyczyną katastrofy nie był zamach, to rządzący Rosją czekiści mają w rękach niezbite dowody, których okazaniem w minutę osiem mogą raz na zawsze zdezawuować "teorie spiskowe", jak je nazywają tutejsi propagandyści. Jeśli tupolew rozbił się o brzozę, wystarczy zaprosić zagranicznych ekspertów (których demonstracyjnie zaprosił Putin do badania niedawnej kraksy samolotu ATR na Syberii - co też jest elementem jego gry, tej samej, co umycie wraku) i tę brzozę im pokazać. Dzisiejsza technika badania tzw. mikrośladów, jak mówią fachowcy, pozwoliłaby odkryć na niej nawet pojedyncze atomy metalu. Minuta osiem - i sprawa jest jasna jak dwa a dwa. Jeśli przyczyną katastrofy nie był wybuch, tak samo - zaprosić fachowców, okazać dowolny szczątek wraku, zebrać z niego mikroślady. I już wszystko wiadomo. Ale Putin nakazał coś dokładnie odwrotnego. Brzozę - ściąć i zniszczyć, żeby nie było poza jego "specjalistami" nikogo, kto ją w ogóle widział na oczy. Wrak - umyć. Pole wokół lotniska zaorać, obsypać świeżym piaskiem, obsadzić nowymi drzewami. Z innymi dowodami - przez wzgląd na objętość nie podaję innych przykładów - podobnie. Kto niszczy dowody, ten jakby przyznawał się do zbrodni, i to dla świata oczywiste. Ale właśnie - "jakby oczywiste". Putin dba, by wszelkie poszlaki wskazywały na winę Rosji, ale także, by nie było dowodów rozstrzygających. Zresztą, nawet gdyby były dowody zbrodni, i to niezbite, Rosja to nie Libia czy Korea Północna. Nikt się nie odważy ogłosić jej "państwem zbójeckim". A oficjalnie, na wszelkie - nie, nie sugestie, na zwykłe pytanie, Rosja odpowie najświętszym oburzeniem: jak to, co wy nam tu śmiecie sugerować? Ośmielacie się kwestionować nasz śledztwo, które przecież wszystko dawno wyjaśniło?! Miara tego oburzenia zależeć będzie oczywiście od tego, kto pyta. Gdyby USA czy Unia Europejska (ale po co im pytać? Żadnej politycznej przyczyny do tego nie mają), to odpowiedź będzie uprzejma, zimna i połączona z jakimś drobnym, czasowym uprzykrzeniem przez Kreml wzajemnych stosunków. A jeśli Polacy - to oburzenie będzie maksymalne, do najcięższych sankcji włącznie. Tak, jak przed siedemdziesięciu laty Stalin oburzony zerwał stosunki z polskim rządem, kiedy ten najuprzejmiej poprosił o wpuszczenie do Katynia międzynarodowej inspekcji Czerwonego Krzyża, aby definitywnie ucięła kłamstwa hitlerowskiej propagandy, jakoby to sowieci wymordowali polskich jeńców. W ten sposób Stalin, przy milczącej zgodzie Churchilla i Roosevelta, praktycznie wyrzucił Polskę z koalicji. Bo jakżeż ci Polacy śmieli - nie wierzyć Stalinowi, gdy mówił, że ich oficerowie "rozbiegli się", uciekli "do Mandżurii"? Skrajna polityczna nieodpowiedzialność i rozbijanie jakże potrzebnej jedności, uznali przywódcy Zachodu oficjalnie. A prywatnie Churchill powiedział Andersowi: "no cóż, bolszewicy potrafią być bardzo okrutni..." Piszę, że to powtórka z Katynia niekoniecznie w sensie sprawstwa zbrodni (bo nikt poważny nie może o tym przy takim stanie wiedzy wyrokować) ale w sensie politycznej rozgrywki Moskwy. Ta jest bliźniaczo podobna. Podobno, twierdzą historycy, sama decyzja o wymordowaniu Polaków była typową sowiecką pomyłką, "krupnoj aszibkoj", jak tłumaczyli potem sowieccy komuniści polskim pomagierom - ale skoro już, Moskwa umiała wykorzystać tę zbrodnie bezlitośnie, z bandycką brutalnością. Katyniem oderwała Polskę od Zachodu, Katyniem też podminowała na zawsze tutejszą "władzę ludową", aby wiecznie zdana była na "bratnia pomoc" i zmuszona żyć we wrogości własnego społeczeństwa. Niektórzy naiwni historycy mówią, że Chruszczow był głupi, że nie przyznał się do zbrodni, zwalając ją na Stalina, kiedy mógł... Chruszczow może głupi był, ale to akurat nie było żadną głupotą - po co miał tracić polityczny atut? Mocne, graniczące z pewnością, ale niemożliwe do udowodnienia podejrzenie, jest też potężnym atutem dla Putina. Pokazuje Polakom: patrzcie, taka wasza, ja wam mogę zamordować prezydenta, i nic mi nikt nie zrobi, ja z wami wszystko mogę, małczat' i na kolana! I Polactwo faktycznie robi w majtki ze strachu, udając, że wierzy w "ucieczkę do Mandżurii", bo przecież "wojny ruskim nie wypowiemy". Pokazuje "bliskiej zagranicy", że podskakiwać Moskwie i rządzącym nią czekistom - to grób. A co dla nas najgorsze, pokazuje Europie i Stanom: no, co wy się macie martwić tymi Polaczkami? Co wy ich, do tego NATO, do tej Unii, jak to przecież gnojki! Ja nimi mogę, o, widzicie, podłogę wycierać, a oni nie mają odwagi się nawet zapytać! Jak im mogę nawet prezydenta zabić i kogo chcę - nie ważcie się mówić, że zabiłem, ale widzicie sami, że jakbym chciał, to mogę - i co mi kto zrobi? To nasz "priwislanskij kraj", jak był, tak jest, i będzie, nie żaden tam dla was sojusznik, dajcie sobie spokój z głupotami, siądźmy wreszcie do mapy i rozgraniczmy strefy wpływów! Czy Putin kazał zamordować? Tego nie wiemy. Możliwe, że tylko widząc tchórzliwą reakcję Tuska, widząc, jak polski (w tym wypadku trzeba wręcz napisać "polski") rząd boi się go nawet poprosić o jakikolwiek wpływ na śledztwo, dostęp do wraku, do dowodów, kazał nacisnąć wajchę - te gnojki nie odważą się odwołać do Zachodu, choć niby mają różne tam gwarancje, więc idziemy na całość. Taka zawsze była rosyjska polityka - jak drzwi się uchylają, pchać się w nie całą siłą, jak się zatrzaskują, zabierać nogę w ostatniej chwili. Taka zresztą jest w ogóle każda rozsądna polityka. Ale Polska nie ma polityki, i nie ma przywódców. Ma pętaków, którzy zakombinowali tak: zostawmy wszystko Ruskim, to im zależy przecież, żeby nie było żadnych podejrzeń. Jakoś się z tego mniej lub bardziej wiarygodnie wykręcą, a my naszą propagandę i naszych lemingów ustawiajmy tylko, żeby ruskim basować. Niech tylko szydzą z "religii smoleńskiej", "prawdziwych Polaków" i "teorii spiskowych", to przecież mamy doskonale opracowane i jakoś się rozejdzie. Nie, nie rozejdzie się, bo Tusk, choć historyk, i choć ma Sikorskiego, który coś tam niecoś o Rosji i KGB wiedzieć powinien, dał się czekiście przerobić jak ostatni neptek, i teraz czekista trzyma go żelaznym uściskiem za jądra (to taka przenośnia, nie twierdzę, że fizycznie ma za co). Bo Rosja ani myśli się tłumaczyć, Rosja, zamiast się Tuskowi odwdzięczyć za "okazane zaufanie", upokarza go na każdym kroku. Głupota i nieudolność Tuska wyraziła się w nie wiadomo skąd wziętym przekonaniu, że Rosji zależy, by mieć w Polsce władzę sobie przyjazną, więc nie będzie go niszczyć. Zwłaszcza, jak będzie demonstrował, że jej ufa i jest przyjacielem. Ale Rosja - jak każdy mądry naród - nie ma przyjaciół, ma interesy. Postrzega te interesy jako ekspansję i kontrolę nad możliwie szeroką "strefą wpływów", a do tego Tusk co miał zrobić, to zrobił, i już potrzebny być czekistom przestał. Teraz, w chwili, gdy Unia się chwieje i kruszy, wręcz na rękę Rosji jest mieć w Polsce wroga. Upokarzając Tuska i przekonując Polaków, że zamordował ich prezydenta (czy też: niedwuznacznie przyznając, że to zrobił) Putin oczywiście przybliża powrót do władzy Kaczyńskiego. To racjonalne i zrozumiałe - gdy Kaczyński wróci, przerażone tutejsze salony będą sabotować jego władzę z tą samą zajadłością, co pięć lat temu, nawet znacznie większą, bo mają teraz poważne powody bać się go jeszcze bardziej. Będą też na wyprzódki biegać na skargi do Europy, domagając się sankcji. Europa, jak pokazuje przykład Orbana, i bez ich zachęt co najmniej mocno ochłodzi stosunki z Polską, tym mocniej wkurzając Polaków. Wzrośnie wrogość i zawziętość wojny polsko-polskiej, wzrośnie wrogość Polaków do Zachodu i Zachodu wobec Polaków, a tłumy pożytecznych idiotów plotących o odwiecznym polskim antysemityzmie znowu zrobią i zarobią swoje, jak te siedemdziesiąt lat temu. Rosja na tym wszystkim może tylko zyskiwać. Pisałem wielokrotnie, że III RP musi upaść, i to już w perspektywie kilku lat. Nie ze względu na Smoleńsk, choć i to ma znaczenie, ale z tego samego powodu, dla którego upadła PRL - z powodu chronicznej niewydolności, ogólnej niemożności wszystkiego. Pytanie - najważniejsze z pytań - jest już tylko takie, co przyjdzie po tym upadku: czy jakaś, jakkolwiek ją nazwiemy, IV Rzeczpospolita - czy "Priwislanskij Kraj", czy też "Generalgouvernement". Względnie, w scenariuszu najczarniejszym, jedna strona Wisły tu, druga tam. Rafał Ziemkiewicz