Mówiąc poważnie - rzecz oczywista, i każdy, kto poświęcił sprawie choć odrobinę uwagi, nie mógł wątpić, że od początku nie było tu z czego robić sensacji. Nie ulega kwestii, że Barbara Blida popełniała samobójstwo i że nikt jej w tym nie pomógł. Teza, jakoby zabiła się nie mogąc znieść myśli, iż będzie publicznie ciągana po sądach, uwłacza zdrowemu rozsądkowi. Nikt nie zabija się w proteście przeciwko niesprawiedliwemu oskarżeniu, choćby dlatego, że wie, iż w ten sposób stworzy wrażenie przyznania się do wszystkiego. Teoretyczne możliwości są dwie - albo była minister rzeczywiście poczuwała się do winy i uznała, że skoro wszystko się wydało, to już się nie wykręci, albo była w głębokiej depresji i zamieszanie w aferę węglową odegrało rolę przysłowiowej kropli przepełniającej kielich. W każdym z tych wariantów jest oczywiste, że gdyby zamiast ekipy z nakazem aresztowania przysłano Blidzie wezwanie do stawienia się na przesłuchanie, mogła by strzelić do siebie tym łatwiej. Komisja może stwierdzić brak profesjonalizmu zatrzymania - należało regulaminowo rzucić Blidę na ziemię i skuć, zamiast uprzejmie pozwalać jej wyjść na stronę - podeliberować nad tym, czy zamiast od razu aresztować nie wystarczyłoby tylko wezwać, ewentualnie odkryć jakieś nieprawidłowości proceduralne, które wobec całej rozpętanej wokół sprawy histerii sprawią wrażenie żałosne. I tyle. Ja pozwolę sobie przypomnieć, że propaganda, jaką wokół śmierci byłej minister urządzono, była powtórką sprawdzonej już taktyki propagandowej SLD. Kto pamięta jeszcze wypowiedzi lewicowych polityków po zamordowaniu Jaroszewiczów, utrzymane w takim duchu, jakby mordu tego dokonali antykomuniści, radykałowie z "Solidarności" i lustratorzy? A kto pamięta spot wyborczy Aleksandra Kwaśniewskiego "Stało się", w którym lider postkomunistów ogrywał śmierć swojej matki, sugerując niedwuznacznie, iż jej przyczyną były oszczerstwa rzucane przez niesprecyzowanych wrogów? Wymachując trupem Blidy, którą ci sami eseldowcy wcześniej sekowali, przyczyniając się do jej depresji, i głupie krzyki o "krwi na rękach" to tylko powtórka. Tylko że tym razem, dziwnie jestem tego pewien, na nic się już zdychającej lewicy ten chwyt nie przyda. Choćby nie wiem jak zdzierała gardła, nie odwróci Blidą uwagi od swych problemów ani od pytań o dile zawierane wokół ustawy medialnej. Kłamstwo, jak mawiała moja mama, ma krótkie nóżki. Pan Kalisz powinien to sobie powtarzać przed każdym posiedzeniem. Rafał Ziemkiewicz