Próby obejmowania Rosji rozumem skazane są na klęskę, bo Rosja jest do samego spodu irracjonalna. Jest histeryczna, miotana emocjami i resentymentami narodu rozdeptanego jak niewiele innych, wtrąconego w najgłębsze niewolnictwo, przyuczonego do zbrodni, chytrości i podłości jako jedynych skutecznych metod funkcjonowania - nic z tego nie pojmiemy, nie zdając sobie sprawy, jak przeraźliwy, okrutny i nieludzki charakter, do czasów ubiegłego stulecia w ogóle niewyobrażalny dla Europejczyka, miał podbój i wiekowa okupacja Rusi przez Tatarów. Potęga Czyngis-Chana i jego następców dawno została starta z mapy, ale państwo carów, a potem genseków, wzięło się w każdym szczególe z tej ludobójczej, dzikiej opresji, "wzbogacając" ją tylko najgorszymi wzorcami niemieckimi. Wzięła się Rosja nowożytna z opresji i z właściwego wszystkim niewolnikom pożądania siły, mocy, z pragnienia dzikiej, bezwzględnej zemsty na całym świecie. Za czasów Jelcyna pisałem, że Rosja to chory chuligan. Kiedyś był najważniejszy na całej ulicy, każdemu mógł dać w mordę, wszyscy się go bali - i nagle, ledwie ciągnie za sobą nogi, nikt się go już nie boi, wszyscy olewają. Więc leży w swym barłogu i roi o powrocie do sił, o tym, jak wtedy będzie się nad włażącymi mu dziś bezkarnie na łeb mieszczuchami mścił. Pamiętam, jakim oburzeniem zapałała wtedy "Gazeta Wyborcza", jak miotał się ze złości na mnie mędrek, który kaprysem władz władny był szkodzić prezentacji mojej książki na zagranicznych targach. Oczyma ducha widzę tego mędrka i setki jemu podobnych głupoli, przeżywających nad dzisiejszym wydaniem tejże samej gazety orgazm z zachwytu, jak twardo i bezkompromisowo wygarnął Adam Michnik Putinowi wszystkie jego niegodziwości. Tak, pojechał na konferencję do pribałtyki i stamtąd nawoływał Zachód, by przestał wreszcie naiwnie wierzyć Putinowi, ustępować mu, bo Putin jest nieobliczalny, a Ukraina walczy dziś o wolność dla całej Europy. Co wszystko oczywiście jego gazeta pieczołowicie przekazuje swym czytelnikom, reklamując to jakże ważnie przesłanie na pierwszej stronie. Nie chcę się pastwić nad Sharkeyem (wiecie, dlaczego tak nazywam redaktora Michnika? Jak nie wiecie, to sobie zajrzyjcie do Tolkiena), ale pamiętam jeszcze, w przeciwieństwie do jego wyznawców, co podczas poprzedniej, niedawnej podróżny na Wschód mówił moskiewskim tabloidom. Że Polacy, którzy szkodzą pojednaniu z Putinem, to "ludzie z zoo z antyrosyjskim kompleksem", których toleruje się w polskiej debacie publicznej tylko dlatego, że "niestety, wolność jest także dla swołoczy". Wszystko dlatego, że "swołocz", co wówczas pana Michnika niezmiernie oburzało, ośmielała się wątpić w szczerość demokratycznych przekonań Putina, w pojednanie z nim, ba, twierdzić nawet zbrodniczo, że Putin byłby zdolny strącić bezbronny samolot z cywilnymi pasażerami na pokładzie! Cóż, witam wśród "swołoczy" rodem z zoo, czy też, jak nas nazwał inny klasyk, "bydła", nie taję, że z lekkim obrzydzeniem, ale moja wiara każe mi się cieszyć z każdego nawróconego. Choć jeśli patrzeć nie na tytularnego naczelnego, a na gazetę po całości, nawrócenie wcale nie jest takie pewne. W tym samym, dzisiejszym wydaniu (czasem zajmuje się bieżączkami, byście Państwo wiedzieli, że naprawdę piszę ten felieton w piątkowy poranek, a nie na zaś) zamieszcza bowiem "Wyborcza" ciekawy komentarz Moniki Olejnik. Zaczyna się banalnie, od ataku na Macierewicza i obrony "najboleściwiej prostego" prezydenta przed oskarżeniami o związki z WSI, ale potem idzie tak: "W Berlinie spotkali się ministrowie spraw zagranicznych Rosji, Ukrainy, Francji, Niemiec, nas nie było, może na życzenie kagebisty Putina. Francja i Niemcy uszy po sobie, po co drażnić Rosję. Polska, z którą tak się niby liczono w Europie, stała się niepotrzebna, być może dlatego, że - jak mówi ambasador Rosji - nie spotkał się z tak rusofobicznym krajem". Potem jest jako wzorzec pozytywny przywołana Francja, której o "rusofobiczność" posądzić nie sposób, a pointę daje redaktor Olejnik taką, że jak politycy nie przestaną się oskarżać, to pozostaniem "parkiem rozrywki". Ciekawe jest tu użycie słowa "niby". A więc z Polską liczono się w Europie "niby", odkryła pani redaktor teraz, na okoliczność polskiej rusofobii, przez którą nie zaproszono nas do Berlina. Pani Olejnik dysponuje licznymi, dobrze nagłośnionymi trybunami, z których może głosić swe spostrzeżenia i poglądy. Nigdy dotąd nie zetknąłem się z jej strony z jakimikolwiek wątpliwościami, gdy owo "niby" głoszono jako stuprocentowy pewnik. Jakoś nie zdobyła się na słowo objaśnienia, że ta "prezydęcja", że te peany dla premiera, dzięki któremu tak nas Europa słucha, podziwia i ceni, że to wszystko na niby. No, mniejsza o ten refleks godny Michnika, ale proszę przeczytać wspomniany komentarz w całości i zastanowić się, co z niego wynika. Bo sens jest jasny, acz nie wyłożony expressis verbis, tylko pozostawiony domyślności targetowego czytelnika. Wszystko przez tę polską rusofobię. Gdyby nie ona, byłby nas kagiebista dopuścił na europejskie salony, i moglibyśmy się nadal nadymać, jacy to jesteśmy ważni. Trzeba, żeby i Polak potrafił, jak przywołany przez MO francuski deputowany, śmiało i mocno podlizać się carowi - a któryż Polak lepiej się nadaje do tego niż ten z Budy Ruskiej, ten, który pod Ossowem czcił w rocznicę Bitwy Warszawskiej nie obrońców Ojczyzny, ale najeźdźców? Ergo: nie pozwólmy złemu Macierewiczowi atakować tego opatrznościowego męża, bo bez życzliwości Putina, z łatką "rusofobii", mamy przegwizdane na amen. Trudno oprzeć się skojarzeniu z modnym ostatnio owocem - wróciło jabłko do resortowej jabłoni. Powie ktoś, jeśli oczywiście nie wyjadła mu rozumu lemingoza i pisofobia, że te dwa przekazy, naczelnego i stałej komentatorki, jakby są ze sobą sprzeczne. Ale to brak wyćwiczenia w dialektyce. Proszę sięgać do archiwum tej czy innych zbliżonych towarzysko gazet, a znajdziecie Państwo liczne dowody, że Putin od zawsze jest w nich istotą janusową. Jedno oblicze - to szczery demokrata, nowoczesny przywódca, cywilizujący Rosję. Przywoływane zwłaszcza, żeby kopać Kaczora jako rusofoba. Drugie - mordodzierżca, bandyta i Stalin. Przywoływane zwłaszcza, żeby obelżywie przyrównywać do niego Kaczora. I nic się w dialektycznie popapranych mózgach nie kłóci. Putin to Stalin, Ukraina walczy dziś z tym Stalinem o wolność całej Europy, a my walczymy o pojednanie z nim i go kochamy, "bo nie kochać, to się boimy".