Dokonał tego w majestacie prawa Sejm RP, i to głosami przedziwnej, niespotykanej koalicji PO z PSL, SLD, PiS i różnymi resztówkami. Wszyscy byli za, poza dosłownie kilkoma Don Kiszotami wolnego rynku. Rabunku oczywiście nikt nie nazywa rabunkiem, tylko "ozusowaniem" i wielkim dobrodziejstwem. W ogóle powinni Polacy skakać z radości do powały, bo państwo ludowe zagwarantowało im, że nie będą żyć w nędzy bez emerytur. To znaczy, nędzy pewnie się nie da uniknąć, ale jakieś tam emerytury, kiedyś - jakie i kiedy, to się zobaczy - na pewno dostaną. Jeśli oczywiście kto dożyje. W imię tego nie wiadomo czego i nie wiadomo kiedy zabierze się ludziom konkretne pieniądze już teraz. Pieniądze dla najbiedniejszych znaczące. Bo na umowach zleceniach, zwanych śmieciowymi, pracują zasadniczo dwie grupy społeczne - najbiedniejsi, najbardziej bezradni, oraz najbogatsi i najcwańsi. Pisał o tym swego czasu "Dziennik Gazeta Prawna", który ustalił, że "śmieciówki", w potocznym dyskursie kojarzone z najprostszymi i najtańszymi pracami, są także powszechnie stosowanym sposobem obchodzenia ogłoszonych przez Tuska w imię pijaru restrykcji w powiększaniu państwowej i samorządowej biurokracji. Po prostu, zamiast na etaty, Partia zatrudnia kolejnych kolesiów kolesiów na zlecenia, i fertig. I w ten sposób, szacował "DGP", obok armii 500 tysięcy budżetowych pasożytów na etatach pojawiła się druga 500-tysięczna armia pasożytów w statystykach oficjalnie nie ujawnianych. I tutaj nie mówimy o "śmieciówkach" na poziomie 400 - 800 złotych, ale o sumach wielotysięcznych. Dlatego fundując Polakom dobrodziejstwo "ozusowania" rządzący zadbali o tzw. sprawiedliwość społeczną i przyjęli zasadę, że składka odliczana od "śmieciówki" będzie składką kwotowo zawsze taką samą, naliczoną od płacy minimalnej. Kasjerce, wysiadującej w przysłowiowych pieluchach w markecie od kilkuset marnych złociszów zabierze się, powiedzmy, sześć dych - i kolesiowi, któremu koleś z ministerstwa zlecił "usługę konsultingową" od tych kilku marnych (wedle kryteriów pp. Kalisza czy Kamińskiego) tysięcy też się potrąci sześćdziesiąt złotych. Ja wiem, że będzie to dla krewnych i znajomych bolesne, ale władza na pewno zdąży do czasu wejścia ustawy w życie wymyślić dla nich jakieś rekompensaty. Dopiero co przemknęła przez media wiadomość, że na sejmowej komisji okazało się, iż deficyt ZUS jest de facto o 45 miliardów peelenów większy niż się podaje. Rabunek "śmieciówek", z którego władza spodziewa się zyskać jakieś 300 - 400 milionów, wiele więc nie pomoże. Zresztą wpływy będą mniejsze, bo część ludzi przejdzie do szarej strefy, a część straci nawet i tę marną robotę, którą ma, i pojedzie na służących do reichu (przypadkiem wejście w życie "ozusowania" zbiega się z datą końca restrykcji w podejmowaniu pracy przez Polaków w Niemczech oraz w kupowaniu polskiej ziemi i nieruchomości przez Niemców). Ale widać w tym akcie skalę desperacji w wyduszaniu z poddanych III RP ostatniego grosza. Można zajmować się różnymi aspektami tej sprawy, każdy oburzający, ale ja podniosę jeden: tej zdumiewającej zgodności, z jaką niby to nie zgadzający się z Platformą w żadnej sprawie PiS rabunek ten poparł. Tam, gdzie mowa o pryncypiach, o sprawach ogólnych, o wartościach, tradycji, tam PiS będzie szaty rwał, kładł się Rejtanem, serce krwawił, duszę krwawił, stawiał sprawy pryncypialnie na ostrzu noża. Ale jak przychodzi do interesów, do konkretów ważnych dla przeciętnego Polaka - dudy w miech (bez żadnych aluzji do nazwisk). Podobną głupotą wykazała się już partia Kaczyńskiego podczas głosowania nad zakazem w Polsce uboju rytualnego. Szwindel ten, polegający na przesunięciu w imię rzekomych racji moralnych milionów za eksport na Bliski Wschód z kieszeni rolników polskich do kieszeni rolników niemieckich, choć motywowany lewacką ideologią i platformersko-peeselowskimi układami, partia niby to prawicowa i przeciwna układom nie tylko entuzjastycznie poparła, ale wręcz wprowadziła dyscyplinę klubową i ukarała dwóch jedynych, którzy wykazali się znajomością tematu - przy okazji niwecząc skutecznie swe szanse wyborcze na wsi. Wtedy przynajmniej można to było wyjaśnić tym, że Prezes lubi koty, a kaprys Prezesa jest w PiS prawem. Jaki kaprys, jakie kretyńskie rachuby zadecydowały o poparciu przez opozycję "ozusowania" - naprawdę nie jestem w stanie się domyślić. Z racji promocji książki od dwóch miesięcy dużo jeżdżę po Polsce, po dużych miastach i mniejszych. I wszędzie odbywam przy okazji te same przedwyborcze rozmowy. A kto tu u was rządzi? A, taka sitwa, ta sama od lat. A wybory? A, pewnie znowu wygrają, bo nie mają z kim przegrać. A kto tu kandyduje z PiS-u? A, taki (tu pada nazwisko), nawet podobno porządny, ale nikt go tu w ogóle nie zna i kampanii mu żadnej nie zrobili, więc... Tak jest - naprawdę - wszędzie. PiS te wybory po prostu olewa, może poza segmentem sejmików, ale w sejmikach i tak nic nie wskóra, choćby i wygrał, bo będzie koalicja wszystkich przeciwko nim. Ale - dlaczegóż by "gamoniom" (określenie skądinąd przecież życzliwej prawicy i Prezesowi prof. Jadwigi Staniszkis) jadącym na ogonie Kaczyńskiego miało zależeć na wygraniu wyborów? A bo to im źle w tej wiecznej opozycji? Rano trochę potargasz szaty w temacie Smoleńska, potem w temacie patriotycznym, ewentualnie in vitro i gender, i fajrant, dieta do odbioru w kasie, a odpowiedzialności za cokolwiek - zero. Zastanawiali się politolodzy, dlaczego Tusk wskazał na następczynię osobę tak niekompetentną, ograniczoną i niepełnosprawną medialnie jak Ewa Kopacz. Snuto domniemania, że specjalnie po to, by PO zniszczyć, by po nim zostały z Partii tylko gruzy i zgliszcza, na które Tusk za kilka lat powróci w glorii zbawcy. A ja myślę, że bardziej po to, by na odchodne jeszcze bardziej, do cna przeczołgać Kaczyńskiego i jego gamoniów, upokorzyć ich ostatecznie i definitywnie. Pokazać wszem i wobec, że nie tylko z nim, ale nawet z taką "ja jako kobieta i lekarz" - też przerżną.