Właściwie o tych samych dwóch postawach piszę od lat w swojej publicystyce. O "polactwie", czyli zatracie poczucia wspólnoty i wspólnego dobra, odrzuceniu wszystkiego, co nie służy garnięciu pod siebie - i o "michnikowszczyznie", czyli przekonaniu, że polskość to obciążenie, ograniczenie, z którego trzeba się wyzwolić na drodze ku postulowanej nowoczesności i "europejskości". Te dwa biesy tańcują w III Rzeczpospolitej od jej zarania i to one oddały nas pod władzę współczesnego Towarzysza Szmaciaka, którego jedynym motywem działania jest "doić", by potem z udojoną kasiorą uciec na Florydę albo do Brukseli - i pod duchową okupację stojących za Szmaciakiem "elit", które nie potrafią nawet określić, czego chcą, za czym są, jakie wartości wyznają. Wiedzą tylko, czego nie chcą - nie chcą polskiej tradycji, patriotyzmu, Kościoła. Im bardziej nie wiedzą, czego chcą, tym intensywniej skupiają się na nienawiści i pogardzie wobec polskości, która chce być naprawdę, na poważnie - a nie ograniczać się tylko do pociesznej cepelii, wąsów i patriotycznego ględzenia przy bigosie, uosabianego przez rodzimego Forresta Gumpa zajmującego dziś apartamenty po Piłsudskim. Dwa cytaty, mniejsza o nazwiska, których kto chce niech się domyśla. Pierwszy: "polskość to nienormalność" (uwielbiany i przez salony, i przez polactwo cwaniaczek, który ma wszystkich cwaniaczków pod sobą). I drugi. Pytanie: "Jakie pani ma poglądy?" Odpowiedź: "Normalne, europejskie" (jedna z gwiazd dziennikarstwa III RP). Tyle wystarczy, by krótko scharakteryzować obecną "elitę", która patrzy na polactwo z poczuciem pogardy i wyższości, ale i z aprobatą - bo woli jego bierność, cwaniactwo i skupienie na ciepłej wodzie w korycie niż gdyby miało ono poczuć się wspólnotą i poruszyć się, jak przed trzydziestu laty. Z jednej strony - "ani jednej myśli w głowie", puste, bezmyślnie powtarzane hasełka-zaklęcia, które nic nie objaśniają i nic nie znaczą: nowoczesność, kolorowość, otwartość, normalność, ble, ble. Z drugiej - strach przed każdym, i chęć jego natychmiastowego zniszczenia, kto próbuje polactwu uświadomić "czym tobie być, o czym tobie marzyć śnić". Ta postkolonialna "elita", która - jak pisał to Mickiewicz - jest "na narodu wierzchu", ale nie "na czele", nazwała siebie inteligencją. To nikczemne podszywanie się pod wspaniałą polską tradycję, wymordowaną w Katyniu i Palmirach oraz wygubioną na wygnaniu. Inteligencja była elitą narodu. Michnikowszczyzna jest elitą przeciwko narodowi. Inteligencja widziała swą misję w oświecaniu ludu, w podnoszeniu go z kolan, leczeniu ze zdziczenia, w pracy organicznej "politykowania mas" i "uobywatelniania włościan". Michnikowszczyzna robi wszystko, by zdziczałą masę utrzymać w ignorancji i apatii, wytresować w nienawiści do swej tradycji i murzyńskim podziwie dla błyskotek w rękach kolonizatorów, podstawić na miejsce tradycyjnych wartości nic nie znaczące frazesy. Po to, by po raz kolejny w naszych dziejach władza, nie kierująca się polskim interesem, używać mogła przeciwko polskim patriotom miejscowego motłochu, tak jak używali go przeciwko powstańcom zaborcy. Święto Niepodległości powinno być świętem radosnym, ale kto myśli o Polsce poważnie, nie może się dziś o nią nie martwić. Zgrzyt zaworu od bałtyckiej rury, uruchamianego wspólnie przez prezydenta Rosji i kanclerz Niemiec, pobrzmiewa znajomym dźwiękiem zatrzaskiwanego wieka trumny. Niefrasobliwość i zaprzaństwo skupionych na "dojeniu" Polski elit przywołuje pamięć sejmu grodzieńskiego i Targowicy. Trudno w takich czasach o radość, ale ta radość płynie właśnie z samej istoty dzisiejszego święta. Święta nieustającego zmartwychwstawania polskości, która przy wszystkich doznawanych upokorzeniach i represjach wykazuje niepojętą, graniczącą z cudem zdolność odradzania się i powracania na dziejową scenę. Jak pozwoliłem to sobie dosadnie napisać w swej powieści, jesteśmy brzydcy i pełni wad, ale mamy jedną zaletę: ciężko nas zaje..ć. Nie tacy jak dziś już tego próbowali i im się nie udało. Rafał A. Ziemkiewicz