Za rejsowym busem z Warszawy do Lublina pojechał radiowóz z kamerą. Kierowcę zresztą o tym uprzedzono. Świadom ciągniętego ogona jechał on więc przez cały czas zgodnie z przepisami i ani razu nie przekroczył dozwolonej prędkości. W efekcie, gdy już przyjechał do Warszawy, dostał półtora tysiąca mandatu za niedotrzymanie rozkładu jazdy, no bo jadąc w taki sposób oczywiście przyjechał grubo po czasie. Oto kwintesencja życia w RPRL-u: jak się już zawezmą, to cokolwiek zrobisz, i tak ci dokopią, no chyba, że odpalisz (bo to przecież była pokazówka, na co dzień skończyłoby się inaczej). Jechałby kierowca normalnie - też by musiał zapłacić, bo przecież w każdej wsi byle idiota stawia sobie ile chce ograniczeń prędkości, żeby się wykazać przed miejscowymi troską; bo przecież rząd, Sejm i cała reszta też się chcą wykazać troską i do kretynizmów lokalnych dodają swoje, centralne. A droga, jak to już dawno temu odkryli amerykańscy powieściopisarze i filmowcy, to doskonała alegoria ludzkiego życia. Polska droga zaś to alegoria życia w Polsce. Tu nikt nie może być w porządku, chyba że zostanie eremitą, bo nawet jeśli drobiazgowo trzyma się przepisów, to i tak nieuchronnie wejdzie w konflikt z innymi przepisami, sprzecznymi z tymi pierwszymi. Jak byś się nie kręcił, musisz odpalić komu trzeba. Wtedy - spoko. Każdy musi odpalić, ale dzięki temu i każdy ma co wziąć. Władza ma na każdego haka. I o to chodzi, bo ten bałagan, w jakim żyjemy, nie powstał sam z siebie - wystarczy zerknąć w sławną instrukcję Sierowa, żeby to zrozumieć. Tyle, że jedna sowiecka mafia, która do pewnego momentu trzymała wszystko za gębę, pękła, i korzyść z systemowej patologii czerpać może kto tylko jest wystarczająco sprytny i silny, by zbudować swoją sitwę czy mafię. Każda sitwa i mafia bierze kawałeczek z rozsypanej przed dwudziestu laty struktury totalitarnej władzy i gnębi, kogo się tam akurat da, ściągając różne haracze. Za zezwolenie, za dopuszczenie, za odwalenie się, za podzielenie się. Niejeden wylądował tak, że w jednym układzie jest strzyżoną owcą, ale za to w innym łapie się między tych, którzy strzygą. Władza ma na każdego haka, ale i każdy ma sposób na władzę. I, generalnie, nikt sobie nie wyobraża, że może być inaczej, chyba że w Anglii. Nawet więcej, nikt, może poza wyjeżdżającymi, nie chce, żeby było inaczej, bo się przyzwyczaił i mniej więcej wie, jak się poruszać w tym splocie układów i absurdów, komu i kiedy odpalić, od kogo i kiedy zgarnąć, co i kiedy olać, a kiedy uważać. Gdyby nagle jakiś cud zlikwidował to wszystko i urządził sprawy prosto i jasno, jak na Zachodzie, to by połowa Polaków odetchnęła z ulgą, ale druga połowa oszalałaby, nie mogąc się odnaleźć w życiu i nie mogąc przeboleć, że nagle nic nie znaczą, nikt się ich nie boi i nie oferuje najmniejszej nawet grzeczności. Ta druga połowa zaś na tyle jest wpływowa, że potrafi zablokować jakąkolwiek próbę zmiany czegokolwiek. Przełom, jaki dokonał się w latach 2005 - 2007 polegał na tym, że elita polityczna uświadomiła sobie, że narażanie się grupom interesu to zguba. Że to się musi skończyć tak, jak z Kaczyńskim - podpadnięciem wszystkim i powszechną nienawiścią. Dlatego nowa władza zachowuje się zupełnie inaczej: żeby się nikomu nie narazić, nie robi nic. Nie zbudowała autostrad, ale i IPN nie rozwiązała. Nie rozpędziła CBA, ale i nie zamknęła żadnego mordercy laptopów. Jak już musi coś, to powie. Po tygodniu wszyscy zapomną, co powiedziała. To powie co innego. Co mówi dziś? Sięgam w gazety z kilku ostatnich dni: szanse Buzka rosną. Szanse Buzka rosną. Buzek ma coraz większe szanse. Coraz większe szanse ma Buzek na przewodniczącego. Buzek poparciem się coraz większym... Kujawiak, kujawiaczek, siwe oczko, śpiiiiij... Rafał A. Ziemkiewicz