Budowane jest to w sposób haniebny, poprzez wybielanie morderstw na Białorusinach. Na bezbronnych cywilach, kobietach, dzieciach. Trudno to komentować - albo to głupota, albo jakiś diabeł w tym miesza. O tym "diable" to za chwilę, zacznijmy od głupoty. To nasz rodzimy IPN, który wydał niepodpisany komunikat, że Romuald Rajs ps. "Bury", którego oddział w roku 1946 pacyfikował białoruskie wsie, jest niewinny. Ludzie "Burego" zamordowali 79 cywilów, kobiety, dzieci, tymczasem jego obrońcy utrzymują, że on żadnych rozkazów, by zabijać, nie wydawał, więc o co chodzi? Poza tym, spalił "tylko" pięć wsi, a mógł więcej, więc po co się go czepiać? Czytałem ten komunikat kilka razy, zastanawiając się, czy ktoś go czytał przed opublikowaniem... Bo cóż... Taki komunikat to głupota. On, po pierwsze, nie ma prawnego znaczenia. Po drugie, świadczy o kompletnym bałaganie panującym w IPN. Po trzecie, ośmiesza i IPN, i wszystkich tych, którzy gloryfikują dziś "żołnierzy wyklętych". Kompromituje też, to po czwarte, partię rządzącą. Obnaża słabość państwa. A po piąte, uderza w polską rację stanu. Jest jak na zamówienie Moskwy. I też człowiek się dziwi, że wszystko to odbywa się bez jakiejkolwiek reakcji. Więc, po kolei. Oczywiście, komunikat IPN z punktu widzenia prawa jest bez znaczenia, to jest, co najwyżej, opinia paru publicystów udających historyków. Pion śledczy IPN prowadził już śledztwo w sprawie morderstw oddziału "Burego", umorzył je w roku 2005 z powodu śmierci podejrzanych, ale postanowienie o umorzeniu śledztwa jest prawomocne, i na pewno nie może go uchylić jakiś anonimowy komunikat. A w tym postanowieniu czytamy: "(...) należy stanowczo stwierdzić, iż zabójstwa furmanów i pacyfikacje wsi w styczniu i lutym 1946 roku nie można utożsamiać z walką o niepodległy byt państwa, gdyż noszą znamiona ludobójstwa. W żadnym też wypadku nie można tego, co się zdarzyło, usprawiedliwiać walką o niepodległy byt Państwa Polskiego". Innymi słowy, sam IPN przyznał, że "Bury" i jego żołnierze to zwykli bandyci, a ich "rajdy" noszą znamiona ludobójstwa. A jeśli ktoś nie lubi prawniczych dywagacji, to proponuję fragment sprawozdania ze śledztwa IPN: "29 stycznia 1946 r. oddział "Burego", wykorzystujący jako transport zaprzęgi konne zajęte dzień wcześniej w Łozicach, przybył do wsi Zaleszany. Według ustaleń IPN "około godziny 14.00-15.00 mieszkańcy wsi zostali powiadomieni przez wyznaczonych członków oddziału o konieczności przybycia »na zebranie« do domu Dymitra Sacharczuka. Po zgromadzeniu w tym domu mieszkańców, wywołano na zewnątrz Piotra Demianiuka - 16-letniego syna sołtysa Łukasza Demianiuka, oraz mieszkańca sąsiedniej wsi Suchowolce - Aleksandra Zielinko. Na podwórku obaj zostali zastrzeleni. Do domu, gdzie zgromadzono mieszkańców, wszedł »oficer - dowódca«, którym najpewniej był R. Rajs »Bury«. Po oddaniu strzału z pistoletu do góry, co uciszyło zebranych, oznajmił im, że przestaną istnieć, a wieś zostanie spalona". (...)"Po opuszczeniu pomieszczenia przez dowódcę drzwi zostały zamknięte. Następnie podpalono słomianą strzechę. Płonący budynek obstawiła część uzbrojonych członków oddziału. (...) W tym czasie inni członkowie oddziału przystąpili do podpalania pozostałych zabudowań we wsi. Nie wszyscy mieszkańcy udali się na zebranie. Do osób, które pozostały i dopiero wskutek rozprzestrzenienia się ognia usiłowały uciekać z domów, strzelano". I nie oszczędzono nikogo. "Spaleniu uległa córka Bazyla i Tatiany Leończuków - nieochrzczone, 7-dniowe dziecko, gdyż matka zostawiła je w domu, będąc przekonana, iż niezwłocznie wróci z zebrania (...). Podczas ucieczki ze swojego płonącego domu został zastrzelony Grzegorz Leończuk wraz z dwójką małych dzieci: Konstantym w wieku 3 lat i 6-miesięcznym Sergiuszem". Proszę bardzo, tak wyglądała walka oddziału "Burego" o niepodległość Polski i walka z komunistami. Naprawdę, nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego wciąż znajdują się ludzie, którzy ten bandytyzm chcą usprawiedliwiać, relatywizować itd. Że walczył z komunistami, a nie z Białorusinami (bo jak wiadomo "komunistę", choćby miał 7 dni, zabić można jak psa), że rozkazu spalenia wsi nie wydawał, i była to samowolka jego ludzi (przyjmijmy, że tak było - więc potem jak on ich potraktował?), że cały "rajd" był tylko ostrzeżeniem itd. To są wszystko idiotyczne tłumaczenia, obrażające ofiary, i obrażające inteligencję nas wszystkich. Historia "Burego" i jego oddziału (w zasadzie bandy, bo nie podlegał on rozkazom jakiegokolwiek rządu) jest historią klęski - politycznej, moralnej, militarnej. Zwłaszcza, że jego późniejsze losy są mało budujące, gdy porzucił swój oddział, uciekł do Karpacza, a później, już w śledztwie UB, wszystkich wydał. Ale niedawny komunikat IPN pokazuje nam też coś innego. Pokazuje nam kompletny bałagan wewnątrz IPN - bo publikowane są tam jakieś dziwne oświadczenia, nieuzgodnione chociażby z pionem śledczym. Cała sytuacja pokazuje też bałagan w partii rządzącej. Przecież nikt z PiS-u po komunikacie IPN nie zabrał głosu. Cisza! Tak jakby byli przestraszeni, albo nie rozumieli jakie są jego konsekwencje. A konsekwencje są takie, że wbijany jest klin między Polaków a Białorusinów, że do grona skłóconych z nami dorzucana jest kolejna nacja. Przypadków nie ma (i tak dotarliśmy do diabła....). Otóż, w komentarzach o "Burym" wyczytałem, że ci, którzy go wybielają to albo agenci albo pożyteczni idioci Kremla. Być może jest to opinia przesadzona, ale nie znajduję argumentów, by z nią polemizować. Jeżeli popatrzymy na politykę Rosji, to naczelnym jej elementem jest odbudowa ZSRR, zatrzymanie poradzieckich republik w kręgu wpływów Moskwy. A to nie jest łatwe, bo poziom życia w Rosji, na tle Unii Europejskiej nie wygląda najlepiej. Ludzie, także ci z administracji Putina, wolą Zachód. Więc racją stanu Rosji jest, by pokazywać wszystko to, co na zachód od dawnej granicy ZSRR, w jak najgorszym świetle. Wojny o historię między Polakami a Ukraińcami, między Polakami a Białorusinami temu służą. Im bardziej będą nieufni wobec Polaków, bardziej podejrzliwi, mający w sercu zadrę, tym łatwiej im będzie pogodzić się z ruskim mirem, który jest im szykowany. Zwłaszcza, że w Rosji wciąż są pamiętane stulecia wojen z Polską o panowanie nad - użyję tu pewnego uproszczenia - ziemiami Wielkiego Księstwa Litewskiego. My uznajemy, że tę wojnę bezpowrotnie przegraliśmy. Oni wcale nie są tego pewni. Więc każdy dobry gest między Polakami a Białorusinami czy Ukraińcami zapala u nich sygnały alarmowe. Ale od jakiegoś czasu, takie mam wrażenie, śpią tam spokojnie.