Reklama
Pogoda
Warszawa

Zmień miejscowość

Zlokalizuj mnie

Popularne miejscowości

  • Białystok, Lubelskie
  • Bielsko-Biała, Śląskie
  • Bydgoszcz, Kujawsko-Pomorskie
  • Gdańsk, Pomorskie
  • Gorzów Wlk., Lubuskie
  • Katowice, Śląskie
  • Kielce, Świętokrzyskie
  • Kraków, Małopolskie
  • Lublin, Lubelskie
  • Łódź, Łódzkie
  • Olsztyn, Warmińsko-Mazurskie
  • Opole, Opolskie
  • Poznań, Wielkopolskie
  • Rzeszów, Podkarpackie
  • Szczecin, Zachodnio-Pomorskie
  • Toruń, Kujawsko-Pomorskie
  • Warszawa, Mazowieckie
  • Wrocław, Dolnośląskie
  • Zakopane, Małopolskie
  • Zielona Góra, Lubuskie

Spór z nauczycielami kompromitacją dla władzy

Jeżeli mamy śmigus-dyngus, to chciałbym wylać trochę zimnej wody na tych wszystkich, którzy opowiadają, że w sporze z nauczycielami władza odniosła triumf. A jest ich niemało, nie tylko na prawicy, ale w takiej "Gazecie Wyborczej" też.

Robert Walenciak
Robert Walenciak/INTERIA.PL

Tak nie jest. W moim przekonaniu władza poniosła w wojnie z nauczycielami bolesną porażkę, i to niezależnie od tego jak zakończy się strajk. Bo to jest jak bomba z opóźnionym zapłonem...

Otóż, po pierwsze, jest rzeczą kompromitującą dla władzy, że walczy z nauczycielami.

Cóż to bowiem oznacza? Że władza walczy z ludźmi, którzy edukują nasze dzieci. Że chce Polski niewykształconej.

Dwie opinie są niewzruszone, podziela je zdecydowana większość Polaków, także Jarosław Kaczyński. Pierwsza, że we współczesnym świecie o pozycji narodu, państwa, decyduje poziom wykształcenia jego obywateli. Im wyższy, tym pozycja wyższa. W tym spojrzeniu nauczyciele są więc oficerską elitą, która prowadzi naród do boju. Druga opinia jest taka, że nauczyciele w Polsce zarabiają za mało. Innymi słowy, by zachować poziom nauczania, ich zarobki powinny być wyższe.

To są rzeczy oczywiste. To zresztą pisał w swej książce "Polska naszych marzeń" Jarosław Kaczyński.

Otóż na stronie 214, w rozdzialiku poświęconym Zycie Gilowskiej, która była jego ministrem finansów, tak opowiada o pewnym z nią sporze: (Gilowska) "obniżyła składki, obniżyła podatki, bo uważała, że to jest potrzebne, że to napędzi popyt. Spierałem się o to z nią. Zastanawiałem się, czy nie lepiej byłoby przekazać nadwyżkę budżetową na podwyżki dla nauczycieli (nie o 200 zł, lecz o 1000 zł, co kosztowałoby budżet 8-9 mld zł). Nie chodziło o względy polityczne, tylko o podciągnięcie edukacji na wyższy poziom".

Ostatecznie tej podwyżki nie było. Ale ten fragment pokazuje, że Kaczyński już w roku 2007 mówił o tysiącu złotych podwyżki dla nauczyciela, i był świadom, że te pieniądze mają podwójne znaczenie. Po pierwsze, pomagają oświacie żyć. A po drugie, budują jej jakość, prestiż, autorytet, pozycję w państwie. Więc dlaczego dziś, gdy nauczyciele relatywnie zarabiają mniej niż kilka lat temu, Kaczyński tych słów się wypiera? Co się zmieniło?

Po drugie, wojna z nauczycielami kompromituje władzę. Pokazuje, że nie potrafi ona rozwiązać sporu społecznego, że jest nieudolna w zarządzaniu państwem.

Miejmy tego świadomość - za edukację w Polsce odpowiada rząd i ministerstwo edukacji, a nie nauczyciele, czy też ich związek zawodowy. Teraz rząd mówi, że nauczyciele strajkują, więc nie będzie rad klasyfikacyjnych, i część uczniów być może nie będzie dopuszczona do matury. I że oczywiście, to wina strajkujących. Przepraszam - a dlaczego nie rządu? To władza nie potrafi wyjść z takiej sytuacji? Wyobraźmy sobie inną, hipotetyczną sytuację - w miejscowości X, w dzień rady pedagogicznej wszyscy nauczyciele ulegają zatruciu, rada nie może się odbyć. Albo jest pożar szkoły. I co? To też będzie wina nauczycieli? Rząd powie że nic nie może? Państwo musi sobie w takich nadzwyczajnych sytuacjach radzić. A jeżeli nie potrafi, to czas zmienić rząd.

Dorzućmy do tego propozycję okrągłego stołu ws. oświaty, który zwołuje premier. Tam, podobno, ma wszystko być obgadane, z szerokiej perspektywy. Ciekaw jestem, czy Mateusz Morawiecki ma świadomość śmieszności. Jeżeli bowiem przez trzy lata wmawiano nam, że likwidacja gimnazjów, reforma oświatowa, to wszystko zostało świetnie przygotowane, i w ogóle jest świetne, i żadnych nauczycieli wtedy nie słuchano, to nad czym ten Morawiecki chce dyskutować? Teraz?

Po trzecie, tę władzę kompromituje jej własna propaganda, przedstawiająca nauczycieli jako bez mała terrorystów, biorących młodzież za zakładników.

Ta propaganda ośmiesza władzę i ją obrzydza.

Ośmiesza - bo jest głupia. Obrzydza - bo jest zajadła.

Obrzydzają PiS różne trollownie, które zresztą dość szybko są wyłapywane i prezentowane w sieci. Mamy więc działacza bodajże młodzieżówki PiS-u, który udaje maturzystę. Mamy bliźniacze wpisy, tylko z różnymi adresami. Itd.

Mamy też polityków PiS, którzy wołają, że ZNP, Broniarz i PO wzięły młodzież jako zakładników, i w związku z tym będzie tragedia. Ciekaw jestem, czy oni zdają sobie sprawę, że mówią językiem późnego PRL-u, który tak tłumaczył strajki: że oto politykierzy z "Solidarności" i z KOR-u wykorzystują naiwność klasy robotniczej...

Wtedy Czarnym Piotrusiem był Wałęsa (niestety, o Kaczyńskim nikt nie słyszał...), teraz jest Sławomir Broniarz.

Zastanówmy się więc przez chwilę... Przecież Broniarz nie strajkuje, żeby sobie podwyższyć pensję. Płaci mu ZNP, a nie jakakolwiek szkoła. Na dobrą sprawę, najwygodniej dla niego byłoby, żeby strajku nie było. Wtedy miałby spokój i swoją pensję na koncie.

Więc jakieś inne powody musiały wystąpić, że w strajk się zaangażował. PiS twierdzi, że to efekt tego, że jest zblatowany ze Schetyną. Czyżby? A co zblatowanie ze Schetyną, albo z innymi politykami, może mu dać? Miejsce w Sejmie? Co prawda, to zawsze więcej niż radny powiatu, ale on takimi posadami nigdy nie był zainteresowany, dlaczego więc teraz miałby zapragnąć fotela w parlamencie?

Te wszystkie dywagacje o złym Broniarzu są funta kłaków warte. Rzecz polega na tym, że nastroje w oświacie są tak złe, że do tych strajków nawet nie trzeba było specjalnie namawiać. Referenda w szkołach to pokazały. I dziwić się można tylko, że panie Zalewska i Szydło tego nie zauważyły.

Po czwarte wreszcie, wojna z nauczycielami, poniżanie ich w rządowej propagandzie, prowokacyjne zachowania Beaty Szydło i Anny Zalewskiej, to przecież zostawia trwały ślad. Wielka grupa zawodowa może ostatecznie PiS-owi wybaczyć węża w kieszeni (o tym wężu za chwilę), ale przecież pamiętać będzie przez lata różne obelżywe gesty, które PiS wobec nauczycieli wykonywał. Zadra będzie tkwić. W ten sposób PiS na lata zraził sobie kilkaset tysięcy ludzi, którym prędzej ręka uschnie, niż oddadzą głos na Kaczyńskiego czy któregoś z jego podwładnych. O to chodziło?

Po piąte...  PiS-owi wydaje się, że walcząc z nauczycielami walczy z opozycją. Więc ich pokonując, pokonuje także PO, PSL, Wiosnę i Broniarza. Pudło!

Prawda jest taka, że walcząc z nauczycielami władza walczy z nauczycielami. A opozycja, jeżeli na czymś zyskuje, to na tej walce. I, z jej punktu widzenia, im dłużej ona trwa - tym lepiej. Ba! Z punktu widzenia przeciwników PiS-u bardziej korzystna jest przegrana nauczycieli niż ich wygrana. Bo jak przegrają, będą czuć zadrę do PiS-u (patrz punkt 4) , i pewnie adekwatnie do tej zadry zagłosują w wyborach.

I jeszcze jedno - jeżeli PiS nie da nauczycielom pieniędzy, to przecież opozycja ogłosi - że da! Sytuacja nauczycieli jest więc pod tym względem zupełnie niezła - opłacało się zastrajkować! Wybory będą jesienią, i wtedy (co bardzo prawdopodobne) przyjdzie nowa władza, i podwyżki nastąpią. Pół roku później, ale będą.

Z tego punktu widzenia dla opozycji jest nawet lepiej, by PiS nic nie dał. Bo wówczas ile ona nie da - to i tak będzie wspaniale, i będzie mogła chwalić się, że ratuje polską oświatę, a PiS ją niszczy...No, drodzy PiS-owcy nie spodziewałem się, że tak łatwo przychodzi wam dawać opozycji prezenty...

Innymi słowy, nauczyciele postawili sprawę swoich zarobków na porządku dnia. Tak jak Piłsudski z Dmowskim postawili sprawę Polski w czasie I wojny światowej. I tego już obejść się nie da.

Więcej na ten temat

Zobacz także