Złóżmy je w logiczny ciąg - kobieta wyszła z domu nagle, zostawiając na stole produkty do przygotowania obiadu. Znalazła się kilkanaście kilometrów dalej, w Lesie Kabackim. I tam miała położyć się na stosie gałęzi i podpalić, zostawiając wiele metrów dalej bańkę z paliwem. Przepraszam, czy to się trzyma kupy? Co za drań mógł uznać taką sytuację za samobójstwo? A może bliższe prawdy są opinie przedstawicieli ruchów lokatorskich, że Brzeska została zamordowana, bo walczyła z czyścicielami kamienic, bo nie chciała pokornie oddać mieszkania, w którym mieszkała od kilkudziesięciu lat? I tu otwiera się nowy wątek - szalona reprywatyzacja w III RP, na mocy której w ręce dziwnych grup przechodzą kamienice i działki w największych miastach Polski, a z drugiej strony na bruk wyrzucani są lokatorzy. Tfu! Myślę, że ze wszystkich afer III RP ta jest najgorsza. Najbardziej obrzydliwa. W szczególności dotyczy ona Warszawy. Tej zrujnowanej całkowicie po Powstaniu Warszawskim. Po wojnie dla wszystkich, którzy chcieli Warszawę odbudowywać, było jasne i oczywiste - te ruiny należało znacjonalizować. Bo odgruzować, odbudować to wszystko mogło tylko państwo. Kto nie wierzy, niech popatrzy na zdjęcia powojennej Warszawy, może wtedy pojmie. Właściciele nie daliby rady, zresztą większości z nich nie było. I tak narodził się tzw. dekret Bieruta. Gdy nastała III RP, byli właściciele ruszyli do sądów odzyskiwać swoje. Już nie ruiny, już nie gruzy. To znaczy, byli właściciele i ich bezpośredni spadkobiercy to był nieduży procent. A kamienice i działki zaczęło "odzyskiwać" kilka kancelarii prawniczych i kilku biznesmenów, którzy wcześniej odkupili roszczenia. Ludzie, którzy te sprawy mają w małym palcu, opowiadają podobne historie. Że spadkobierca walczy o zwrot nieruchomości, a urzędnicy miejscy mu odpowiadają: nie masz pan żadnych szans. I po cichu doradzają: sprzedaj pan roszczenia, bo sam nic nie uzyskasz. Spadkobierca sprzedaje. A potem sprawa pędzi z szybkością lawiny, bo kancelaria, która roszczenia odkupiła, parę miesięcy później nieruchomość odzyskuje. Tych kancelarii i tych biznesmenów jest stosunkowo niewielu. Jeden z nich chwalił się, że skupił roszczenia do 60 kamienic. Inny, że do ponad 100. Jest dla mnie wielkim społecznym fenomenem, że owo odzyskiwanie trwa od lat i ci "odzyskujący" z roku na rok są coraz bardziej zuchwali. Pomaga im na pewno atmosfera. Dekret Bieruta - ta nazwa brzmi przecież straszliwie, chyba już dwa pokolenia lemingów na to się nabrały, na te bzdury o komunistach, którzy zabrali kamienicę, grożąc bagnetami, więc teraz czas na sprawiedliwość dziejową. I w imię tej sprawiedliwości miasto pokornie oddawało. Nawet te działki, których oddać nie powinno - przypomnę tu adres Chmielna 70. Miasto oddało działkę pod Pałacem Kultury wartą 160 mln zł, mimo że państwo polskie już dawno wypłaciło za nią odszkodowanie. Nikt więc przez lata całe nie bronił lokatorów, nikt nie bronił substancji miasta. Bezczelność niektórych odzyskiwaczy była taka, że wystawiali miastu rachunek za użytkowanie budynku. Zmyślam? Oto fragment artykułu z tygodnika "Polityka", z roku 2011, sprzed ponad pięciu lat: "Mirosławowi Szypowskiemu, prezesowi Stowarzyszenia Właścicieli Nieruchomości, M. przestawił się 10 lat temu jako współwłaściciel 50 warszawskich kamienic. Powiedział, że skupuje roszczenia i poprosił o namiary spadkobierców. - U nas jest 6 tys. teczek warszawskich nieruchomości, to byłby dla niego prawdziwy skarb - wspomina Szypowski, który odprawił przybysza z kwitkiem. Wiedział, że M. docierał do właścicieli atrakcyjnie położonych budynków rokujących zwrot i proponował, że wykupi ich udziały. Gdy zostawał następcą prawnym, potrafił szybko odzyskać kamienicę, oczyścić i sprzedać mieszkania na wolnym rynku. - Wtedy te staruszki, które przez lata nie mogły odzyskać swojej własności, przychodziły i wypłakiwały mi się w rękaw, że swoje udziały oddały za 1 lub 2 tys. zł - opowiada Szypowski. Rekord padł przy Hożej 25, gdzie Marek M. odkupił prawa do roszczeń za 50 zł i wystąpił do miasta o 5 mln zł odszkodowania za bezpłatne korzystanie z budynku. - Kupuję roszczenia po cenach rynkowych - tłumaczy. - Są to ceny uzgodnione między sprzedającym a kupującym. Nie ma żadnego zakazu, bym nie mógł kupić ich tanio". Owszem, nie było takiego zakazu. Ale przecież zdrowy rozsądek podpowiadał, że miasto jest rozdrapywane, że urzędnicy miejscy podejmują "dziwne" decyzje, że sądy, z wyroku na wyrok, coraz chętniej uznają racje "spadkobierców", a nie miasta. Od lat też wiedziano, kto te nieruchomości przejmuje. I co? I nic. I właśnie owo nic jest w tym wszystkim najgorsze. Po pierwsze, przez lata całe politycy nie potrafili napisać ustawy, która chroniłaby polskie miasta. Co im w tym przeszkadzało? Po drugie, mamy policję, ABW, CBA, policję finansową, służb jawnych i tajnych do wyboru. Dlaczego one tym procederem się nie interesowały? Uff... Wreszcie, pod olbrzymią presją, Sejm poprzedniej kadencji przyjął ustawę, która te roszczenia i tę rabunkową reprywatyzację ograniczała. Już nie można było "odzyskiwać" działek, na których stoją szkoły, szpitale, żłobki. Już nie można było handlować, bez wiedzy miasta, roszczeniami, miasto zabezpieczało sobie prawo pierwokupu. Ustawa wyznaczała również datę, do której można zgłaszać roszczenia. Ale tę ustawę zablokował prezydent <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-bronislaw-komorowski,gsbi,1500" title="Bronisław Komorowski" target="_blank">Bronisław Komorowski</a>, kierując ją do Trybunału Konstytucyjnego, i bez wątpienia była to najgorsza jego decyzja w pięcioletniej kadencji. Teraz jest już po wszystkim, Trybunał te wszystkie wątpliwości odrzucił, prezydent Andrzej Duda ustawę podpisał... Cieszymy się? Owszem. Aczkolwiek, jak usłyszałem od jednego z wiceburmistrzów, przez ten rok, kiedy ustawa była w zawieszeniu, miasto straciło około stu nieruchomości. Taka była cena opóźnienia tej ustawy, skierowania jej do TK. I jeszcze parę słów na zakończenie. Liczę, że wreszcie państwo zacznie się bronić. Że handlarze nieruchomościami zostaną skutecznie zastopowani. Jeden z nich swego czasu powiedział dziennikarzom, że szanuje prawo i w związku z tym traktuje "swoich" lokatorów z całą surowością prawa. Więc pora, by ich też tak potraktowano. By sprawdzono, kto stoi za procederem przejmowania kamienic, jakie krążą tam pieniądze, jakie są związki między "odzyskiwaczami" a urzędnikami, sędziami... I mało mnie obchodzi, że taka operacja może posłużyć do przejęcia Warszawy przez PiS, bo jeżeli ci z Platformy mają coś za uszami, to dlaczego mają nie ponieść konsekwencji? Poza tym, pamiętajmy, że w czasach Lecha Kaczyńskiego również podejmowano dziwne decyzje... PiS w tej sprawie czystych rąk także nie ma. No to zobaczymy, co jest ważniejsze - publiczny interes czy partyjni kumple?