Zacznijmy od najważniejszego komunikatu - PiS został zatrzymany. Trzy lata temu miał 37,5 proc. , teraz sondaże dają mu 32 proc. Nawet niech będzie to parę punktów więcej - te wyniki pokazują, że PiS mając dziś wszystko - władzę, pieniądze, publiczne media, poparcie Kościoła - nie rośnie, a maleje. Miał wyzerować PSL, zepchnąć ludowców na poziom kilku punktów. Przegrał to starcie - PSL zdobył 16,6 proc. głosów, Władysław Kosiniak-Kamysz to główny zwycięzca niedzielnego starcia. PiS stracił nimb czołgu, który przetacza się po wrogach. Koniec! Owszem, może zdobędzie trzy, cztery sejmiki... Co z tego, skoro w skali kraju - jak pokazują wyniki wyborów - nie ma szans na samodzielne rządy. Jak nie sfałszuje wyborów za rok, to straci władzę. A zakładam, że nie sfałszuje. Więc? Taka sytuacja oznacza, że musi wewnątrz PiS rozpocząć się partyjne życie, dyskusje, jaką przyjąć taktykę, by władzę utrzymać. Jak PiS ma teraz iść - na twardo czy na miękko? Którą pokazać twarz? Jakich wyborców szukać? W zależności od wyboru taktyki Jarosław Kaczyński będzie podejmował decyzje kadrowe. A tu wszystko będzie możliwe. Dlatego też nie przywiązywałbym się specjalnie do zapewnień prezesa PiS, że premier Morawiecki jest wspaniały, wykonał fantastyczną pracę jako twarz kampanii, i że to jego ulubiony polityk. Nie przywiązywałbym się, bo pamiętam jak po wyborach prezydenckich w roku 2010, w wieczór wyborczy, Kaczyński komplementował Joannę Kluzik-Rostkowską, szefową swego sztabu. Mówił, że jest wspaniała, całował ją w rękę itp. A potem wyrzucił z partii. Tak zresztą było po każdych wyborach, kiedy Kaczyński dostawał mniej niż się spodziewał - ktoś płacił za to głową. Więc możemy zakładać, że w tej chwili w PiS zacznie się twarda walka o interpretację wyborczego wyniku - czy dobry czy zły, czyja to wina, kto ma za to zapłacić, jaką taktykę przyjąć w najbliższych miesiącach... Tam będą roszady, będzie się działo, spadną głowy. Ziobry? Morawieckiego? Kurskiego? Kogoś innego? Zobaczymy wkrótce... Ale ten wewnątrzpartyjny szum to jest nic, w porównaniu z innym procesem, sto razy ważniejszym, który właśnie rusza. Otóż do głów nawet najmniej bystrych urzędników i funkcjonariuszy zacznie za chwilę docierać, że już za rok władza może być w innych rękach. I co wtedy? Wtedy zacznie się rewanż, rozliczenia. A za wysługiwanie się PiS-owi będzie kop za drzwi i wilczy bilet. Więc może lepiej się nie narażać? Unikać niektórych decyzji? Może lepiej wkupić się w łaski nowej władzy? Najlepiej kwitami na ludzi z PiS... Ten mechanizm przerabialiśmy już w III RP kilkukrotnie, wszyscy wiedzą jak on działa, to ustawianie się pod nową władzę. I za chwilę może zostać uruchomiony, co może PiS pozbawić sterowności i sparaliżować. Pozbawić sterowności - bo jedni będą chcieli walczyć w obronie PiS-u z jak największą zawziętością, więc kreować będą konflikty i szukać wrogów. Sparaliżować - bo inni będą sabotować i wynosić kwity, śmiać się za plecami, i patrzeć na ludzi mianowanych przez PiS, jak na chodzące trupy. Taka jest po prostu Polska. Że nie jest ważne, czy się rządzi czy nie - ważne jest czy ludzie słuchają. Ale to niebezpieczeństwo, przed którym stoi PiS nie oznacza, że właśnie mamy oklaskiwać Grzegorza Schetynę jako przyszłego zwycięzcę itd. Nic z tych rzeczy. Do tego jeszcze daleko. Koalicja Obywatelska szczyci się, że jest zwycięskim anty-PiS-em, że uzyskała (w sondażach) 24,7 proc. głosów. I że to sukces. Może dla komitetu, którego twarzą jest Grzegorz Schetyna jest to sukces. Ale przecież nie dla formacji liberalnej. Trzy lata temu, w wyborach parlamentarnych PO zdobyła 24 proc. głosów, Nowoczesna - 7,6 proc., no i do tego dorzucić trzeba jakieś głosy Barbary Nowackiej, która w tamtych wyborach była liderką listy Zjednoczonej Lewicy i jej kandydatką na premiera. Więc na pewno się nie pomylę, gdy napiszę, że trzy lata temu formacja liberalna gromadziła 32-33 proc. głosów. A teraz ma o jedną czwartą głosów mniej! Widać więc, że polityczny projekt Schetyny kuleje. I to mocno. Bo w porównaniu z wyborami sprzed trzech lat liberałowie stracili więcej głosów niż PiS. Więc też zostali zatrzymani, poparcie im spada. Panie Lubnauer i Nowacka są jak paprotki. Jak więc, patrząc na taką tendencję, można budować projekty przejęcia władzy? Jedno się Schetynie na pewno udało - jeszcze mocniej osłabić lewicę, która z tych wyborów wychodzi jako cień. Bo patrząc na 5,7 proc. poparcia dla SLD, można już mówić, że projekt SLD właśnie wpada do kosza. Po klęsce w roku 2015 , kiedy to Zjednoczona Lewica nie przeszła progu 8 proc., uzyskując 7,55 proc., do głosu doszli "patrioci" SLD. Oni wybrali Włodzimierza Czarzastego na szefa i jako "czysty" SLD ruszyli w bój. A ten bój wyglądał tak, że SLD zyskiwał w sondażach tylko wtedy, kiedy polityczna dyskusja zaczynała dotykać spraw historii - kiedy chciano degradować generała Jaruzelskiego, kiedy wywyższano żołnierzy wyklętych, odbierano emerytury byłym funkcjonariuszom PRL-owskich służb albo zmieniano nazwy ulic. Gdy dyskusja o historii zanikła - zanikł Sojusz. To pokazuje, że jest to partia jednorodna, jednego tematu. Że innych spraw nie potrafi wykreować. Że jej lider nic tu nie zmienił. Idzie drogą Ordynackiej - która pięknie nam obumarła. Dodajmy do tego jeszcze mikrowynik Partii Razem... Lewica ma więc najgorszy rezultat w swojej historii, absolutnie poniżej swych wpływów. I jeżeli w najbliższym czasie nie zaproponuje wyborcom innej twarzy, roztopi się jak lody na słońcu. A jest miejsce na nową propozycję, bo widać przecież, że Schetyna z Czarzastym nic atrakcyjnego stworzyć nie potrafią, choć dobrze wycinają konkurencję... I na koniec jeszcze jedna refleksja - słyszę zewsząd, że wybory były plebiscytem - za PiS lub przeciw. No, może w niektórych miastach były, ale ogólnie z tą opinią bym nie przesadzał. Przypominam wynik Koalicji Obywatelskiej - ile było krzyku, że bronimy demokracji, Europy, że to najważniejsze wybory! I co? Tylko 24,7 proc... Zsumujmy też wynik Koalicji i PiS - to pięćdziesiąt parę procent, reszta głosów przypadła innym komitetom. W tym natłoku partyjnej propagandy, że my albo oni, i że głos na mniejszy komitet będzie głosem zmarnowanym, czterdzieści parę procent Polaków postąpiło inaczej. Warto o tym pamiętać.