Trzymane w rękach krzyże, religijne pieśni, głośne modły... Po tej stronie dominują ludzie starsi. Widać po nich wielogodzinne stanie w upale, napięcie i poczucie misji. Od religijnego uniesienia łatwo i szybko przechodzą we wzburzenie i wściekłość. Puszczają im nerwy, ponoszą ich emocje, zaczynają krzyczeć... Z ich ust padają argumenty różnego, często ciężkiego, albo absurdalnego kalibru. Sięgają po oskarżenia o służenie obcym interesom, wysługiwanie się rządzącym. Bez trudu i zażenowania potrafią wykrzyczeć "Ty Żydzie" "Nie jesteś Polakiem", "Powiedz, jak się nazywasz". I powtarzają "Będziemy bronić krzyża, to jest nasz obowiązek". Ci z drugiej strony, jeśli trzymają coś w rękach, to jest to albo papieros, albo zakamuflowana siatką, puszka z piwem. Są rozbawieni, głośno się śmieją, naigrawają z "tych oszołomów". Chwilę postoją, potem skoczą na jednego szybkiego do "Przekąsek-Zakąsek", popodrzucają do góry pluszową kaczuszkę, albo krzykną "Zabierzcie krzyż", "Krzyż do kościoła", znów znikną w "Zakąskach..." Tu panuje nastrój piknikowo-wesołkowaty. Tu nie ma żadnych świętości. Można ułożyć z puszek po "Lechu" krzyż, można napisać na transparencie "Zimny Lech". Widać, że ci - z reguły młodzi ludzie - nigdy dotąd nie organizowali żadnych demonstracji, dla nich to coś w rodzaju happeningu, okazji do towarzyskiego spotkania, zatrzymania się na clubbingowym szlaku. Te dwa światy są sobie tak obce, tak inne, tak od siebie odległe, że właściwie nie są sobą szczególnie zainteresowane. Próba zrozumienia argumentów, wrażliwości, odczuć drugiej strony jest dla nich misją chyba nie do wykonania. A zresztą - nawet nie chcą jej podejmować. Bo po co... Gorzej, że i ci, którzy z racji funkcji czy społecznego mandatu, mogliby poczuć się ich reprezentantami i wypracować jakieś modus vivendi, albo chowają głowę w piasek, albo miotają oskarżenia, które nie zachęcają do rozmowy. Dziś sytuacja wokół krzyża jest niczym szachowy pat. I to pat bez możliwości cofnięcia ruchu. Obie strony mają, w doprowadzeniu do niego, swoje grzechy na sumieniu. Jedni zanadto pospieszyli się z deklaracjami, drudzy sprzeciwili się tym, którym sprzeciwiać się nie powinni. Pat - jak wiadomo - oznacza w szachach remis. Remisem w tym starciu, byłaby inicjatywa prezydenta - propozycja postawienia pomnika, kamienia, tablicy upamiętniającej ofiary katastrofy. Bronisław Komorowski powinien jak najszybciej wykonać ten ruch. Czekanie na "zmęczenie materiału" i nadejście jesiennych chłodów, albo zimowych zawiei może okazać się zbyt kosztowne. Nie tylko politycznie, ale i społecznie. Konrad Piasecki