Ludzie są tylko ludźmi. Dziennikarze też. Wbrew pozorom. Choć zaklinamy się na wszystkie świętości (a co tam zresztą dziennikarze mają za świętości), że niezależność, obiektywizm i wszystkie te etyczne czary-mary, to w głębi ducha i my mamy swoje sympatie. Ludzkie. Jednych polityków lubimy, innych nie. Jako ludzi. Bo polityk też człowiek. Wbrew pozorom. A te nasze sympatie lubią nie mieć barw politycznych. No bo jakże tu - na przykład - zaczynając od prawa - nie lubić polityka LPR, który zszedłszy z trybuny sejmowej po jakimś płomiennym obyczajowym wystąpieniu i poprosiwszy o długopis (musiał się wpisać na liście obecności, żeby zafasować dietę) na moje "Przepraszam, mam tylko francuski" odpowiada "Panie Redaktorze, niech Pan nam nie wierzy, nie wszystko co francuskie to złe". A jego uśmiech nie wskazywał, by chodziło o wina z Bordeaux. W PiS-ie mogę tuzinami liczyć sympatycznych posłów, którzy wyzywając mnie od "libertyńskich dziennikarzy niemieckiego koncernu", potrafią przegadać ze mną godziny, skarżąc się, a to na zastrachanego "Kuchtę", gadatliwego "Gosia" czy aroganckiego "Lutka", przetykając to dyskusjami o aksjologii debaty aborcyjnej. I tak mógłbym dalej i dalej idąc na lewo opisywać normalnych facetów i urocze panie, które pod maską polityka kryją sympatyczne osobowości albo osobisty urok. Przyznaję - do tej właśnie kategorii zaliczam (niby politycznie pogrzebany, ale pogłoski o śmierci mogą okazać się przesadzone, więc piszę w czasie teraźniejszym) Józefa Oleksego. Może on i fałszywy (jak twierdzą niektórzy), może i oportunista (tu nawet nie będę się kłócić), ale ciężko nie przyznać, że jest (czy był) politykiem wyróżniającym się w naszym szarawym krajobrazie. Po pierwsze - niestandardową urodą, po drugie - arcyciekawą składnią i retoryką godną kardynalskich kapeluszy, po trzecie - dystansem do siebie i po czwarte - niezniszczalnością. Jacek Żakowski ukuł kiedyś twierdzenie, że o ile Miller jest jak czołg, który jedzie przed siebie, ale ślady każdej z bitew pozostają mu na pancerzu, o tyle Oleksy jest jak rtęciowy humanoid z Terminatora. Każda jego rana natychmiast się zrasta, a niby zabity wstaje i idzie dalej.