Za pięć dwunasta uniknięto całkowitej kompromitacji. Co wcale nie znaczy, że Kościół może z dumą i czystym sumieniem ogłosić Roma locuta, causa finita. Rzym, owszem, zdecydował. Podjął decyzję w ostatniej chwili, gdy wydawało się, że nic już nie przeszkodzi w tym, by najważniejszy w polskim Kościele fotel objął człowiek, który nie dość, że był współpracownikiem tajnych służb, to jeszcze dał się złapać na małym, cynicznym kłamstwie. Ale starsze panie okładające parasolkami dziennikarzy przed Katedrą, okrzyki "Chcemy Polaka" i "Zostań z nami" i - przede wszystkim - arcydziwne wystąpienie prymasa Glempa, udowodniły, że nad sprawą nie można spuścić żałobnej zasłony milczenia i powiedzieć "nic się nie stało". Co robiła nasza rodzima hierarchia kościelna, gdy pojawiły się podejrzenia dotyczące przeszłości arcybiskupa Wielgusa? Odsądzała od czci i wiary media - ze szczególna zajadłością "Gazetę Polską", huczała, grzmiała, groziła palcem... . A co robił Nuncjusz Apostolski, by sprawdzić, czy zarzuty są prawdziwe? Zdaje się, że nic, skoro nie sięgnął nawet po IPN-owską teczkę. W atmosferze napominania wszystkich dookoła, by pokornie chylili głowę przed autorytetem Kościoła, w spokoju szykowano się do ingresu. Casus Wielgusa to największy, od czasów niesławnej pamięci biskupa Paetza, skandal w polskim Kościele. To oczywiste, że skandale - obyczajowe, finansowe czy - jak u nas - lustracyjne, są nieuniknione. Tyle, że Kościół niczego się w ich trakcie nie uczy. Gdy wybuchła tamta afera słyszeliśmy, że "naciski mediów rodzą pytanie, jakie są intencje autorów takich poczynań.". Teraz zachowywano się podobnie. A słowa prymasa Glempa o "świstkach" i "złych sądach" to już kuriozum. Prymas mówi wszak o decyzjach Papieża! A nie o artykułach prasowych czy ocenach historyków! Polski Kościół jest wciąż mocny. Ma wpływy, pieniądze, wiernych i autorytet. Ale to wszystko nie jest dane raz na zawsze. Zwłaszcza po śmierci Jana Pawła II. Postawa, która nie pozwala na bicie się w pierś i przyznanie do słabości, powoli, bo powoli, ale podkopać może fundamenty tej siły. Spowodować, że - mówiąc językiem polityki - "twardy elektorat", (niekoniecznie ten zasłuchany w Radio Maryja), przy Kościele pozostanie, ale ci, którzy są dziś na obrzeżu mocnej, żarliwej wiary zaczną się zeń wykruszać. Instytucja, która ma ambicję władania rządem dusz, musi być wolna od grzechu zaniedbania, przemilczenia i arogancji. W przeciwnym razie wtopi się w szarość krajobrazu polskiego życia publicznego. Konrad Piasecki, RMF FM k.piasecki@rmf.fm