Jedno z warszawskich blokowisk, małe salki katechetyczne przytulone do budowanego z trudem i znojem kościoła, leciutka atmosfera opozycyjności - tak wyglądały moje lekcje religii. Wiem, że tęsknota i wychwalanie tego systemu nauczania prawd wiary, pachnie postępującym ramoleniem człowieka zbliżającego się do czterdziestki, ale - cóż poradzić - myślę, że to raczej te wspominane przeze mnie, niż te obecne lekcje religii, są w stanie wryć się w pamięć. Nie w pamięci jednak problem. Raczej w świętej (jak się wydaje) zasadzie rozdziału Kościoła od państwa. Rozdziału, w którym jestem w stanie przejść do porządku dziennego nad łączeniem ceremoniału religijnego z państwowym, jestem w stanie zaakceptować (a w niektórych aspektach nawet pochwalić) wprowadzenie religii do szkół na zasadach przedmiotu dodatkowego, ale już nie jestem w stanie przełknąć tego, że nagle ocena z religii - przedmiotu w którym nie mędrca szkiełko i oko, a czucie i wiara, liczą się bardziej - zyskuje status oceny równoprawnej z innymi. Nie podoba mi się też reakcja duchownych na wyważoną i spokojną wypowiedź ministra edukacji, że "nie jest entuzjastą" rozwiązania narzuconego przez poprzednika. Mówienie że słowa Legutki są "nieroztropne i szkodliwe", a religia w średniej jest "wprowadzeniem pokoju w szkołach" budzą raczej odruchy niechęci i dają nawet umiarkowanym anty-klerykałom doskonały oręż do ręki. Kościół naprawdę nie jest w Polsce krzywdzony. Wiem skądinąd jak hojne są dla niego obecne rządy. Jak łaskawie rozdają (zwracają?) mu dobra ziemskie. Nawet rządy SLD były zawsze wobec niego tak szarmanckie (poza nielicznymi ekscesami spod znaku "NIE"), że naprawdę duchowni nie powinni narzekać. A nadmierne oczekiwania i ofensywy kościelne mogą doprowadzić do "syndromu Zapatero". Stanu, w którym ster rządów przejdzie w ręce takiej czy innej już bardzo post- lewicy, nie mającej, ani skrupułów, ani historycznego bagażu. A wtedy ideologiczne wahadło odchyli się tak bardzo, że sytuacja dzisiejsza, kiedy nikt już właściwie nie kwestionuje obecności religii w szkole i nie śmie nawet zacząć dyskusji np. o eutanazji, będzie stanem błogosławionym i ciepło przez Kościół wspominanym.