Polska Monica Lewinsky zawiodła na całej linii. Nie miała niebieskiej sukienki ze śladami hmmm... powiedzmy witalności życiowej swego partnera, miała mieć dowód jeszcze lepszy - uroczą i wspaniałą (jak sama mówi) trzyletnią dziewczynkę. Żywy corpus delicti dowiódł jednak tylko tego, że jej matka jest albo mitomanką, albo osobą o dość swobodnym stylu życia, albo też doskonale gra rolę, którą ktoś jej napisał. Tak czy inaczej jej wiarygodność legła w gruzach. Bo ciężko wierzyć kobiecie, która nie wie, z kim ma dziecko. Zobacz nasz raport specjalny: Seksafera w Samoobronie Ledwo z ust rzecznika prokuratury padło ostatnie słowo post-DNA-alnego komunikatu politycy koalicji przystąpili do kontrataku. I zaczęli walić w media jak w bęben. Że szykowały zamach stanu, że spiskują przeciw sile i trwałości IV RP, że nienawiść i żółć zalewają im mózgi i oczy. Pewnie i tu nie ma co udawać - media nie kochają Samoobrony. Ale czy w tej sprawie rzeczywiście popełniły jakiś straszny grzech? Miały na widelcu kobietę - działaczkę Samoobrony. Ta działaczka (do niedawna radna sejmiku wojewódzkiego) opowiadała, że była seksualnie molestowana przez partyjnych nadzorców. Kilka innych kobiet potwierdzało, że w partii Andrzeja Leppera to powszechne. Wszystkie gotowe były - i robią to - potwierdzać swe słowa w prokuraturze. To czy dziennikarze nie mieli prawa napisać o sprawie? Moim zdaniem mieli, choć przed użyciem sformułowania, że było to "święte prawo" nieco bym się zawahał. Oczywiście w tej sprawie pojawia się - jak prawie zawsze - pytanie "kto za tym stoi". Kto daje p. Krawczyk poczucie bezpieczeństwa i tę pewność siebie, kto (albo co) powoduje, że tak ochoczo występowała w mediach? Zahukana i zastraszona kobieta (a w takich barwach maluje się Aneta K.), matka trójki dzieci, to nie jest najlepszy materiał na koronnego świadka polityczno-seksualnego skandalu. Albo więc pod maską zahukania kryje się odważna, zdeterminowana i nieco fantazjująca "twarda baba", albo rzeczywiście - jak głosi powtarzana w politycznym światku plotka - "podkręcili" ją byli działacze partii Leppera, którzy mają z nim zadawnione porachunki i obiecywali "dobrać mu się do skóry". Ot taka partyjna wendeta..... Odkładając na bok seksualno-matczyne problemy p. Krawczyk, dziś należy zastanowić się jak cała ta seks-polit-historia się skończy. Nasze (podobno) konserwatywne społeczeństwo jest dziwnie odporne na skandale obyczajowe. Anastazja P. i jej opowieści, doniesienia bulwarówek o alimentacyjnych i małżeńskich problemach byłego premiera, a i obecnego wicepremiera nie spowodowały, by komukolwiek włos spadł z głowy. Wręcz przeciwnie. Reakcje wyborców na seks-skandale przypominają reakcję żony Łyżwińskiego z radością wykrzykującej: "To dobrze, dobre chłopy, że jeszcze mogą". I pewnie tak będzie i tym razem. Jeśli ta afera kogoś dotknie, to pewnie tylko płotkę - Łyżwińskiego. Podobno składane w prokuraturze zeznania nt. posła Najjaśniejszej Rzeczpospolitej brzmią poważnie. Lepper - niczym woźnica sań, za którymi pędzą głodne wilki - jeśli będzie trzeba rzuci im na pożarcie swego druha (ale nie rozpływajmy się zanadto we współczuciu - szybko mu potem pewnie wybaczy), a sam zatnie z bata, popędzi konie, pojedzie dalej i będzie udowadniał, że - cytując jednego z działaczy Samoobrony - "to było jedno robaczywe jabłko w koszu pełnym zdrowych owoców". Konrad Piasecki, RMF FM k.piasecki@rmf.fm Przeczytaj także felietony ks. Kazimierza Sowy oraz Hanny Samson