Kto lepszy - Herling-Grudziński czy Kossak-Szczucka? Czy dodać Sienkiewicza, a odjąć Gombrowicza? Sekować rosyjskiego nacjonalistę , a wynosić pod niebiosa polskiego oportunistę? Od dyskusji i sporów jakie przetoczyły się przez media, ale też polskie domy, przy okazji walki o zawartość szkolnego kanonu serce rosło. Pamiętacie Państwo takie debaty? Ja nie. Ale je lubię. A że lubię - to i ja zabiorę głos. Lubię literaturę współczesną. Ta wcześniejsza niż XIX - wieczna mogłaby dla mnie właściwie nie istnieć. Uważam, że z nielicznymi, acz wybitnymi wyjątkami (Homer, kilku dramatopisarzy starożytnych, Szekspir, Cervantes) dzieła mające więcej niż 200 lat są mniej czy bardziej sympatycznymi ramotkami, które - poza tym - że należą do kanonu kulturowego nikogo nie porywają, wzruszają i nie sprawiają czytelnikowi frajdy. Tak z ręką na sercu - czy ktoś jest w stanie czytać dla przyjemności Reja czy Kochanowskiego? Zachwycać się Pieśnią o Rolandzie? Śmiać z komedii Arystofanesa? Nie nawołuje oczywiście, by hurtem wykreślać je z listy lektur szkolnych. Pewnie, że edukacja jest najlepszym, a i zapewne jedynym momentem, w którym przeciętny Polak może dowiedzieć się czegoś na temat dzieł polskiego baroku czy europejskiego renesansu. Dostrzegam jednak, że szkolny, chronologiczny i polonocentryczny system "przerabiania" literatury boleśnie odbija się na wiedzy maturzystów na temat literatury najnowszej. Tak do okolic Orzeszkowej, Reymonta i Dąbrowskiej, każdy jest mniej czy bardziej obryty. Ale już Orwell, Kafka czy Marquez budzą odruchy zdziwienia, a nawet przerażenia myślą, że coś tak "dziwnego" (a często i gęsto nieznanego, bo nie było już przed maturą czasu by to "przerobić") może być tematem jakiegokolwiek egzaminu. A, że - zdarza się - koniec szkoły jest dla wielu końcem czytania czegokolwiek innego niż Chmielewska czy Forsythe przeto ta naprawdę największa i najbardziej pobudzająca do myślenia literatura współczesna pozostaje dla wielu nieodkryta. I tak sobie myślę, że zamiast wykreślać Kafkę, Dostojewskiego i Gombrowicza, lepiej byłoby się zastanowić się raczej nad tym czy trzeba rozbierać na elementy pierwsze fraszki wielkiego Jana z Czarnolasu, zastanawiać nad społecznym wydźwiękiem dzieł warmińskiego biskupa, czy tłuc opisy przyrody z narodowej epopei Wielkiego Romantyka. Tylko róbmy to szybko. Bo Wielki Roman już myśli na następną "wrzutką". Tym razem będziemy dyskutować nad tym czy szkoła nie powinna odejść od koedukacyjności. Czyż nie piękny temat? k.piasecki@rmf.fm