Kilka tysięcy facetów i kilkaset kobiet uwija się przez parę miesięcy w kampanijnym ukropie, a na końcu i tak wygrywają ci co zawsze. I nie są to Niemcy. Bardzo nie są. "Sukces to drabina, po której nie sposób wspiąć się z rękami w kieszeniach" - to powiedzenie świetnie pasowałoby do kampanii wyborczej. Pasowałoby, gdyby rzeczywiście wszyscy leżeli w niej bykiem, a tylko sztabowcy PiS-u coś robili. Stety czy niestety - panująca powszechnie opinia, że winę za wszystkie słabości Platformy można zwalić na lenistwo jej liderów, są w tej kampanii zwyczajną nieprawdą. Ilość przedziwnych SMS-ów opisujących aktywność Tuska, jakie dostaję z biura prasowego Platformy, poraża. "Tusk odwiedzi dziś gospodarstwo rolne", "...podpisze porozumienie z lekarzami", "...spotka się ze studentami", "....powoła komitet honorowy".... Sam jestem czasami zdziwiony, kiedy on to wszystko robi. Ale robi. Choć nie zawsze i nie wszystko przebija się do mediów. W czym tkwi zatem syndrom sondażowych i pewnie także wyborczego sukcesu PiS-u? Napoleon mówił: "Do zwycięstwa potrzeba nam odwagi, odwagi i jeszcze raz odwagi". Na polu naszej wyborczej bitwy ważniejsze są siła osobowości lidera, wiara w zwycięstwo i dobra kampania. We wszystkich trzech konkurencjach PiS jest odrobinę lepszy. I dlatego wygrywa. - Po pierwsze - osobowość. Socjologowie mówią, że to coraz bardziej istotna składowa wyborczego sukcesu. O Tusku można napisać wiele dobrego. Jest dowcipny, otwarty, nienadęty. Ale to raczej ktoś w typie Tony'ego Blair'a niż Winstona Churchilla. Nie ma w sobie patriarchalnej siły, a polityka nie jest sensem jego życia. Zupełnie inaczej jest z Jarosławem Kaczyńskim. Jego powaga i pryncypialność (wzmocniona sporą dozą nienachalnego populizmu) przemawia do Polaków znacznie bardziej niż swoboda Tuska. A gdy Tusk stara się być poważny i pryncypialny - razi sztucznością. - Po drugie - wiara w zwycięstwo. PiS na tle Platformy jest jak armia zawodowa przyrównana do pospolitego ruszenia. Jeden wódz, zwarte szyki, żadnego dziamgolenia i niezachwiane przekonanie "wygramy!". A w tym czasie w Platformie trwają nieustające kłótnie o kształt kampanii, narzekania na sztabowców i szukanie winnych porażki zanim jeszcze do niej doszło. - Po trzecie - kampania. To PiS do pewnego momentu narzucał jej stylistykę. "Morda ty moja" przejdzie do historii. Platforma - owszem stworzyła dobry spot o szarym - PiS-owskim i kolorowym - Platformijnym świecie. Ale dużą część efektu popsuła pomyłką dotycząca liczby ofiar wypadków drogowych. A gdy porównuje ostatnie bilboardy obu partii to myślę, że w PO ktoś uprawia sabotaż. Malutkie nierozpoznawalne postaci, nieczytelne hasło. "Krasnoludki obiecują cuda" - to miano przylgnęło do tego billboardu nie bez przyczyny. Czy coś może doprowadzić do zwrotu tej kampanii? Debaty? Chyba nie. Wygrywają w nich ci, których lubimy, ale nie wygrywają aż tak, by zmienić sondaże. Kampania telewizyjna? Ostatnie hasła? Te przekonują chyba tylko przekonanych. Będzie jak w piłce. Wygrają ci co zawsze. No chyba, że zdarzy się cos nieprzewidzianego. Tylko co to mogłoby być?