Codziennie dostaję kilkanaście, kilkadziesiąt podobnych sygnałów. W formie pytań do mych gości, uwag dotyczących tego, o czym rozmawiałem i o czym rozmawiać powinienem, komentarzy, maili, twittów, listów... Ich treść bywa bardzo różna, pretensje, które się pojawiają - bywa - uzasadnione, ale ton jest bardzo podobny. To ton, w którym miesza się sentyment za PRL-owskim pseudobezpieczeństwem socjalnym, połączony z nastrojem a la oburzeni - pełnym przekonania, że świat/państwo/rząd mają im nie tylko powiedzieć, jak żyć, ale i to życie zorganizować. Polacy-Żądacze - i to na jednym i tym samym oddechu - domagają się zatem, by państwo zapewniło im dobrze płatną pracę, niskie podatki, wysokie zarobki, niskie składki na ZUS, wysokie emerytury (dzisiejsze i przyszłe), by pomagało rodzinom wielodzietnym, zlikwidowało umowy śmieciowe, by za nic w świecie nie likwidowało umów śmieciowych, nie miało deficytów budżetowych i długów publicznych, a politycy by byli mądrzy, wykształceni, sprawni i nie kosztujący ich ani grosza... Żadnemu z artykułujących te żądania - artykułujących twardo, dosadnie, mocno (uzupełnianych często grubym słowem, coby władza i dziennikarz nie miały wątpliwości, że Polak-Żądacz wie, czego chce) - oczywiście nie przeszkadza, że są one ze sobą z reguły sprzeczne. Że jeśli na przykład Polacy mają płacić niskie podatki i składki emerytalne, to nie mają co liczyć na wysokie emerytury przyszłe - własne (bo nie zbiorą ich w ZUS-owskich zapisach), ani obecne (bo w ZUS-ie nie ma żadnych pieniędzy oprócz tych, które dziś się tam wpłaca). Pretensje o to, że w ZUS pieniędzy nie ma, można oczywiście artykułować, tyle że państwo polskie wybrało sobie kiedyś system repartycyjny zakładający, że na emerytury dzisiejsze składają się Polacy pracujący, zaś na emerytury Polaków dziś pracujących składać się będą ich dzieci. System ten jest oczywiście niewydolny, bo dzisiejsi emeryci kosztują więcej niż składki, które Polak pracujący odprowadza do ZUS, ale żeby temu zaradzić, trzeba by podnieść składki (a na to się Polak-Żądacz nie zgadza) albo obniżyć emerytury (na co Polak-Żądacz nie zgadza się tym bardziej). Systemowi pomogłoby także ograniczenie przywilejów emerytalnych, ale tu z kolei pojawia się problem. Bo owszem, Polak-Żądacz narzeka na przywileje policjantów, żołnierzy, górników, prokuratorów i żąda ich ukrócenia - pod warunkiem, że sam nie jest policjantem, żołnierzem, górnikiem czy prokuratorem. A jeśli jest, to po każdej pojawiającej się publicznie propozycji cięć wykrzykuje, że to straszliwy zamach na jego słuszne prawa, i że podłe państwo chce, żeby pracował do śmierci, i że nie rozumie ono specyfiki jego wyjątkowego zawodu. Podobnie jest także np. z cięciami w administracji. Polak-Żądacz uwielbia rzucać hasło: "zwolnijcie wreszcie te hordy urzędasów". Pomstuje, że to jałowe darmozjady, że są zbędni, że pożerają publiczny pieniądz, ale biada, gdy tym "urzędasem" do wyrzucenia miałby okazać się on sam albo ktoś z jego najbliższych... O, tu natychmiast Polak-Żądacz-Świetny-Urzędnik (no bo on sam urzędasem przecież nie jest) wybucha oburzeniem i pokrzykiwaniem, że to fanaberie wymierzone w szarego człowieka ciężkiej pracy, że zwalnia się ludzi niezbędnych, pomocnych, że bez nich wszystko się zawali, i że "może politycy zaczęliby redukcję etatów od siebie". Nie zwalniam państwa od odpowiedzialności za to, za co jest i musi być odpowiedzialne - za służbę zdrowia, która nie może upokarzać pacjentów wieloletnimi kolejkami, za policję, która musi działać sprawnie i profesjonalnie, za system skarbowy, który powinien być, póki nie ma do czynienia z ewidentnymi oszustami, przyjazny i wyrozumiały dla błędów podatnika. Od polityków też mamy pełne prawo wymagać solidnej, uczciwej pracy. Możemy oczekiwać, że będą przewidujący, uczciwi i rozsądni. Że zaciskanie pasa zaczynać będą od siebie, i że ciężary reform i zmian rozkładać będą sprawiedliwie. Ale i od polityków, i od państwa nie możemy oczekiwać cudów. Jesteśmy państwem z takim, a nie innym poziomem zamożności, z wieloletnimi, a nawet wielowiekowymi zaniedbaniami, państwem z trudem wydobywającym się z dziedzictwa PRL-u. To państwo nie jest, bo nie może być, świętym Mikołajem rozdającym pracę, dobre pensje i powszechną szczęśliwość niezależnie od tego "czy się stoi, czy się leży...". Konrad Piasecki