Gdy przed niespełna rokiem słuchałem polityków Platformy, którzy piali z zachwytu nad PSL-em i snuli wielkie plany budowy koalicji trwałej jak egipskie piramidy, odpornej na zarysowania niczym diament i kochającej się jak stado surykatek, ze zrozumieniem dla ich marzeń kiwałem głową, a przed oczami stawały mi początki innych politycznych mariaży. Te zawsze (albo prawie zawsze) były różowe. Związki SLD z PSL-em, AWS z Unią Wolności czy nieskonsumowane narzeczeństwo PO-PiSu obfitowały w miłosne deklaracje i obietnice tego że "nasze małżeństwo będzie zgodne, szczęśliwe i trwałe". Ta "trwałość" tylko w jednym przypadku potrwała cztery lata, a i wtedy kończyła się targaniem po szczękach. Wszystkie pozostałe szybko sypały się w gruzy, rozwody były gorące, a wzajemne oskarżenia - bolesne. Ta koalicja miała być zupełnie inna. I rzeczywiście, jej pierwsze miesiące dawały złudzenie, że tak właśnie będzie. Jeśli pojawiały się kontrowersje - to zamiatano je pod dywan, a nawet jeśli nie zamiatano - to różnice zdań polewano lukrem i sprzedawano jako "docieranie się stanowisk". Wojna Pitera-Kłopotek dowodzi, że tę fazę, mamy za sobą. Nie wierzę, by oskarżenia i anty-nepotystyczne ataki, jakie Platforma przypuszcza na PSL były wolnym i fantazyjnym dziełem pojedynczych polityków. Jeszcze to, że dwa zdania za dużo wyrwały się Piterze od biedy mógłbym uznać za przypadek, ale, gdy w chórze oburzonych usłyszałem Zbigniewa Chlebowskiego, utwierdziłem się w przekonaniu, że Platforma porzuciła język miłości i zaczęła grillować PSL. Może celem tego zabiegu jest załatwienie jakiś doraźnych interesów, może chodzi o pokazanie ludowcom jakie jest ich miejsce w szeregu, a może Platforma porzuciwszy myśl o trwałym związku z PSL-em zaczęła go traktować jak normalną polityczną konkurencję, w każdym razie - coś w tej koalicji pękł,o coś się (chyba bezpowrotnie) skończyło. A dowodem na to może być też fakt, że kłótnia Pitera-Kłopotek była przez obie strony tak podgrzewana, że obojgu polityków ich partie nie zakazywały kolejnych medialnych występów. Stan małej, nie zawsze przyjemnej koalicyjnej stabilizacji zapewne potrwa. Jakoś nie chce mi się bowiem wierzyć w podejrzenia Adama Bielana, że ogłoszenie daty wprowadzenia euro, czy pomysłu kastracji pedofilów, to początek kampanii przed przyszłorocznymi przyspieszonymi wyborami parlamentarnymi. Platformie za bardzo zależy na kreowaniu się na partię, która po czasach PiS-owskiej rewolucji i zamętu, wprowadza spokój, szacunek i porządek. Zrywanie koalicji i rzucanie się w wyborczy wir, byłoby z tego punktu widzenia szaleństwem. Zwłaszcza, gdy wciąż nie za bardzo - poza tym spokojem - jest się czym pochwalić.