Liberalna partia wygrywająca wybory w kraju rozmiłowanym w socjalnym bezpieczeństwie - ten fenomen zapewne przykułby uwagę politologów, gdyby nie jedno potężne "ale". W tych wyborach mniej więcej tyle było w PO liberalizmu ile w Aleksandrze Kwaśniewskim woli zwycięstwa. "Wyższe płace dla lekarzy, pielęgniarek i nauczycieli", "żadnej prywatyzacji służby zdrowia", "uwierzmy w cuda" - brzmiało to pięknie i PiS - choć się bardzo starał - nie przekonał tym razem Polaków, że muszą wybierać między "solidarną" i "liberalną". A, że dodał do tego fatalną formę premiera w debacie z Tuskiem i źle rozegraną historię posłanki Sawickiej, musi przegryzać dzisiaj gorycz porażki. Pierwszego sms-a z wynikami z exit-pools dostałem o 12.40, gdy sam szedłem głosować. "OBOP z 12. PO 37, PiS 36". I już wszystko było jasne. Elektorat PiSu głosuje raczej rano. Jeśli o 12 prowadziła Platforma, wiadomo było, że przewaga będzie się powiększać. I rzeczywiście? Następny sygnał o 14 potwierdzał te przewidywania "PO 42, PiS 33", o 15.00 było już "PO 43, PiS 30", o 18.00 "PO 44,6 , Pis 30,4". Na koniec dnia uczestnicy wieczornych mszy zmniejszyli rozmiary zwycięstwa Platformy, ale i tak gdy po 19 wszedłem do sztabu zwycięzców padano tam sobie ramiona, stukano kieliszkami wina, a niektórzy przełykali łzy szczęścia. Ten nastrój ekstazy przerwały doniesienia z PKW. Wśród polityków i sympatyków Platformy zapanował lekki obłęd. Na początku jeszcze się podśmiewano "Zasady zobowiązują. W ramach taniego państwa nie wydrukowano kart do głosowania", ale potem emocje wzięły górę. W powietrzu zawisła wizja zamachu stanu połączonego ze stanem wojennym. "Za chwilę orędzie premiera. Zacznie się od słów - dzisiaj ukonstytuowała się Rada Ocalenia IV RP. W wyniku zmanipulowania wyniku wyborów, przez system przygotowany przez Prokom doszło do zagrożenia prawa i sprawiedliwości. CBA przeliczy głosy raz jeszcze. Rada Ocalenia IV RP przejęła władzę" - ten żartobliwy (chyba) w zamierzeniu jego twórcy sms zaczął robić furorę i napawać strachem. "Będą walczyli o unieważnienie wyborów", "sekretarz generalny PiS pojechał do PKW" - słyszałem krzyżujące się ze sobą ponure przewidywania. Było i śmiesznie i strasznie. Ale wreszcie przyszła 22.55. Korki od szampanów strzeliły, konfetti się posypało, przy dźwiękach Vangelis' owskiego "Chariots od Fire" unoszono ręce w górę i bito brawa. Tusk uciekał przed dziennikarzami, inni mówili tak by nic nie powiedzieć, liczono głosy i zastanawiano się czy i czym kupić PSL. W zaciszu VIPowskiej salki Tusk zastanawiał się już pewnie nad tym jak zostać premierem i nie stracić szans na prezydenturę. Tych, którzy zastanawiają się razem z nim odsyłam do "Ekipy" Agnieszki Holland - bo wiedza i zmysły podpowiadają mi, że tam szukać się będzie do tego wzorca i inspiracji. Ja w tym czasie wracałem już do domu, a o 1 z minutami dostałem ostatniego tej nocy sms-a "Nie martw się Jarek! Świat jest piękny - zrobisz prawo jazdy, założysz konto, kupisz komputer. Akcja "Pociesz Jarka" trwa?"