Jak tak dalej pójdzie za zachodnią granicę nie ruszy się żaden z PiS-owskich polityków, bo zawsze znajdzie się powód, by podnosić krzyk, że oto Niemiec pluje nam w twarz. Kazimierz postanowił nie być gorszy od Lecha. Od kilku tygodni wiedział, że ma jechać do Berlina. Od miesięcy też znał datę otwarcia wystawy na temat wypędzonych. Efektownie jednak poczekał do ostatniej chwili i z marsową miną oznajmił, że mu przykro, ale jechać nie może. I nie pojechał... W stosunkach polsko - niemieckich nasi rządzący poruszają się od mniej więcej roku z wdziękiem słoni w składzie porcelany. Najpierw z dziadka w Wehrmachcie i rzekomych niemieckich korzeni Tuska zrobiono leitmotiv kampanii prezydenckiej, potem z powodu głupawego artykuliku odwołano szczyt weimarski, a teraz oburzenie na pewną wystawę zatrzymało w Warszawie jej komisarza. Postawa przynajmniej niektórych naszych polityków nasuwa podejrzenia, że z wyrachowaniem rozbudzają oni resentymenty i niechęci polsko-niemieckie. Niemieckich wypędzonych i ich żądania maluje się na podobieństwo potworów czynionych przez PRL-owską propagandę z "bońskich rewizjonistów" i "odwetowców spod znaku Hupki i Czai". A ja naprawdę nie widzę powodu, by z ekspozycji pokazującej dramat ludzi wyganianych z własnych domów (niezależnie od tego, czy wcześniej ochoczo głosowali na Hitlera) czynić casus belli. By się sadzić, wzburzać i obruszać, zwłaszcza, gdy obok rzetelnie pokaże się i omówi zachowania III Rzeszy wobec Polaków. Uprzedzając pytania i zarzuty - nie uważam, by wszystkie niemieckie zachowania wobec Polski były wzorcowe niczym metr z Sevres. Też solidnie wścieka mnie zachowanie Berlina w sprawie bałtyckiego gazociągu, też dostrzegam, że Millerowskie umizgi do Schroedera zakończyły się krachem i nie uważam, by kontakty z Niemcami trzeba było budować na wasalno-lennych zasadach wyznaczonych niegdyś przez Zjazd Gnieźnieński. Ale to, co dziś robią nasi obrażalscy, uważam za trącącą śmiesznością histerię. Gdyby politycy światowi odwoływali wizyty z powodu pojedynczych tekstów prasowych czy odsłanianych gdzieś wystaw, to dyplomację i stosunki międzynarodowe można by już dawno odłożyć do lamusa. Więcej spokoju, więcej dystansu, mniej emocji i pustych gestów! Bo inaczej nasze kontakty z Niemcami będą znów przypominały te prasłowiańskie - dzięki którym germańskich sąsiadów nazwano tak jak nazywamy ich dzisiaj. Dookoła Polaków (wtedy powiedzmy raczej Polan i Wiślan) mieszkały plemiona słowiańskie, z którymi można się było dogadać. A wszelkie próby porozumienia się z tymi śmiesznymi ludzikami z zachodu kończyły się fiaskiem. Nasi przodkowie uznali więc, że nie ma z nimi co gadać, bo są głusi i niemi i ochrzcili po wsze czasy Niemcami. Konrad Piasecki - "Panorama" TVP 2