In vitro to jedna z tych spraw, o której ktoś zawsze powie, że to temat zastępczy, że lepiej odłożyć debatę nad nią na spokojniejsze czasy, i że rozpoczynanie dyskusji na jej temat odwraca uwagę od ważniejszych spraw. Może i jest w tym wszystkim trochę racji, ale z drugiej strony nie pamiętam, by kiedykolwiek o którejkolwiek z takich spraw wszyscy powiedzieli, że to dobry czas na dyskusję o niej, że nie ma niczego ważniejszego i niczego, od czego debata ideologiczna nie odwracałaby uwagi. A akurat jeśli chodzi o in vitro zgoda jest przynajmniej w jednym - że trzeba tę sprawę załatwić. I ubrać procedurę zapłodnienia pozaustrojowego w jakieś ramy prawne. Przez długie lata próba zmierzenia się z in vitro szła Platformie jak po grudzie. W klubie trudno było o zgodę wokół jakiegokolwiek projektu, rząd nie miał do sprawy serca, premier bał się, że wzbudzanie ideologicznego rwetesu może mu tylko zaszkodzić. I tak to upływały kolejne lata i miesiące, ustawy jak nie było, tak nie było, a jedynym przejawem aktywności w tej sferze (acz aktywności znamiennej) był rządowy program finansowania zabiegów z budżetu. Aż nadciągnęła Ewa Kopacz. I postanowiła ruszyć sprawę z miejsca. Czas batalii o in vitro wybrano wyjątkowo trafnie. Oczywiście z punktu widzenia interesów Platformy. Konserwatyzm Polaków, który przy okazji innych, ideologicznych sporów (aborcja, związki partnerskie) daje o sobie znać, akurat przy kwestii in vitro raczej usypia. W tej sprawie, zdecydowana większość uznaje, że cel uświęca - nawet kontrowersyjne z punktu widzenia wskazań Kościoła - środki. A że oczywistą oczywistością jest, że PiS i jego kandydat postępować będą w tej sprawie zgodnie ze wskazaniami Episkopatu - sprawa jest idealna dla polityczno-wyborczej polaryzacji kandydatów. I łatwa dla budowania przekazu - Komorowski dobry, bo pochyla się nad ludzkimi dramatami i rozumie, że w tej sprawie trzeba być elastycznym - Duda zły, bo nieczuły i twardo konserwatywny. Na domiar platformijnego dobrego - i zdaje się ten sposób myślenia ma tu równie duże znaczenie - ustawa o in vitro ma być kolejnym dowodem na to, że premier Kopacz może i nie jest równie efektowna jak jej poprzednik, ale za to potrafi być efektywna. I jest w stanie przecinać węzły gordyjskie, które przez miesiące i lata były nie do rozplątania. Udało się to przy konwencji antyprzemocowej - ma się udać i przy in vitro. I pewnie się uda. Bo tlące się tu i ówdzie przejawy konserwatyzmu w PO tlą się coraz słabiej, a czas kampanii sprawi, że nawet tym tlącym się będzie można wytłumaczyć polityczną potrzebę elastyczności i nagięcia się do zdania partyjnej i obywatelskiej większości. Konrad Piasecki