Zemsta, odwet, dintojra, prześladowania, zbiorowa odpowiedzialność - paleta określeń, którymi obrzucano w ostatnich dniach projekt autorstwa Platformy była szeroka i barwna. Opisy starych, schorowanych, nieszczęśliwych ludzi upokarzanych odbieraniem emerytur przeplatały się w niej z zarzutami dotyczącymi moralnego i przede wszystkim prawnego wymiaru całej tej operacji. Te pierwsze nie przemówiły mi do wyobraźni ani trochę. Te drugie - odrobinę bardziej. W swoim zawodowym życiu, spotkałem kilkunastu dawnych oficerów SB i wszyscy oni mieli się doskonale, żyli jak pączki w maśle, tryskali samozadowoleniem i poczuciem dumy z dawnej profesji. Opowiadanie o tym, że zredukowanie ich emerytur skaże ich na wegetację na poziomie socjalnego minimum, można - w przypadku grubej większości dawnych esbeków - spokojnie włożyć między bajki. Jeśli po latach otrzymywania świadczeń na poziomie 4-5 tysięcy, ich świadczenia spadłyby do półtora tysiąca, wiedliby żywot podobny do wszystkich innych polskich emerytów, a dam głowę, że to co sobie oszczędzili wcześniej pozwoliłoby im spokojnie wybić się ponad ten poziom. Trudno też bez protestów przyjmować argumenty o odpowiedzialności zbiorowej. Bo cóż z odpowiedzialności zbiorowej jest w stwierdzeniu, że Służba Bezpieczeństwa nie zasłużyła się dobrze w historii tego kraju? I dotyczy to również tego opiewanego jako super-profesjonalny i patriotyczny wywiad PRL. Jakież korzyści obywatel odnosił z tego, że pan Zacharski wykradał Amerykanom tajemnice konstrukcji radarów wojskowych czy samolotów F-15? Czy zimna wojna trwała dzięki temu krócej czy dłużej? Czy próby dorównania i doścignięcia militarnych osiągnięć USA i gigantyczne wydatki na zbrojenia poprawiały dolę Polaków? Rozumiem oczywiście żałość tych, którzy przyzwyczaili się już do myślenia o sobie jako o tych, którzy "narażali życie dla Polski" i cieszyli się wysokimi emeryturami, ale uświadomienie im, że ich działalność nie przynosiła krajowi korzyści, kojarzy mi się raczej z przywracaniem właściwego sensu słowom i prawu niż ślepym odwetem. Do twórców ustawy z PO mam jednak żal, że przepisy, które można było tworzyć spokojnie, ostrożnie i sensownie napisali szybko, na kolanie, a - co za tym idzie - byle jak. Podejmowanych pod wpływem chwili decyzji o wpisaniu do projektu generałów z WRON, nijak - jak przekonują zgodnie prawnicy - nie da się obronić przed sądami i trybunałami. Podobnie nędznie wygląda historia z listą tych służb, które mają podlegać emerytalnym sankcjom. Jeśli chciano uderzyć wyłącznie w SB to po co w ustawie odwołano się do innej ustawy - o IPNie, w której są i służby wojskowe i różne przybudówki MSW. To nie tylko burzy jasność przekazu, ale w dodatku powoduje, że przeciwnicy projektu łatwo mogą atakować go zarzutami sprzeczności z obowiązującymi już przepisami i tworzenia prawnego bałaganu. Podobno - jak mówią mi dobrze poinformowani - trwają już prace nad tym co i jak z ustawy wykreślić, ale czy naprawdę trzeba to robić dopiero teraz....?