Patrząc czasami, jak ciężko leje się prezydentowi, jak głęboko przy tym wzdycha i z bólem rozgląda się po sali, albo jak brnie w dygresje i gubi się w meandrach lania, można dojść do wniosku że lanie to naprawdę nic przyjemnego. Co ciekawe - tych problemów z laniem nie ma prezydencki brat bliźniak, który owszem leje długo, ale za to precyzyjnie, sypiąc liczbami i porównaniami historycznymi i w trakcie lania nigdy nie sięga po kartki. Bez trudu leje też <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-zbigniew-ziobro,gsbi,1525" title="Zbigniew Ziobro" target="_blank">Zbigniew Ziobro</a>, ale styl jego lania jest skrajnie monotonny, bo on każde zdania lania zaczyna od słów "kiedy ja byłem ministrem sprawiedliwości". Tego błędu nie popełniają jego koledzy z partii i Brukseli - Kurski i Cymański - nie tylko dlatego, że ministrami nie byli, ale raczej dlatego, że oni sztukę lania posiedli w stopniu niemal idealnym. Cymański leje lżej, śpiewniej i z uśmiechem, Kurski sięga często i gęsto po wodę ciężką, ale obu słucha się bez znudzenia. O nudzie nie ma też mowy w przypadku osoby, która wymyka się wszelkim klasyfikacjom lania. Nelly Rokita leje szczebiotliwie, językowo niezwykle i wprawia obserwatorów lania w stan osłupienia. Niestety, choć wielu ją słucha, to niewielu chwali i mam czasami niepokojące wrażenie, że wiernym fanem jej lania (a w każdym razie jedynym, który ma odwagę powiedzieć to głośno) jest jej mąż. Lejąc - niemal tak bardzo jak prezydent - męczy się też szef klubu Platformy - Grzegorz Schetyna. Jego styl lania obfituje w sapnięcia, fuknięcia i mruknięcia. A żeby się nimi nie znudzić - lanie umila sobie często wyszukiwaniem i strzepywaniem ze stołu paproszków i okruszków. Jeśli nie może ich wyszukiwać, bo stół jest świeżo wysprzątany (tak, tak bywają w redakcjach i takie stoły :-)), jest wyraźnie nieszczęśliwy i siedzi nie wiedząc kompletnie, co zrobić z rękami, co tylko pogłębia ciężkość lania. Mniej męki, ale i mniej treści jest w laniu partyjnych kolegów Schetyny - Grasia i Nowaka. Gdy obaj pracowali w kancelarii premiera, obaj sprawiali wrażenie, jakby przychodzili do mediów wyłącznie po to, by w nich być. Lali, używając niemal tych samych zwrotów i po każdym pytaniu zachowywali się tak, jakby myśleli ,"jak by to zrobić, by odpowiedzieć, a niczego nie powiedzieć". W ich laniu mnóstwo było też mantrycznych sformułowań o geniuszu premiera, które swój szczyt osiągnęły w momencie, gdy Nowak stracił posadę. Od tej pory panowie trochę zaczęli się różnić w laniu. O ile Graś wciąż leje beztreściowo i w napięciu, to Nowak troszeczkę "wyluzował" (choć nie potrzebował do tego wezwań Komorowskiego) i coraz częściej zdarza mu się polać jakimś zgrabnym bon-mocikiem (choć premiera wychwala cały czas tak samo). Wśród polskich polityków niedościgłym mistrzem lania jest chyba jednak Donald Tusk. On - po pierwsze - starannie wybiera moment lania, po drugie - świadomie dywersyfikuje (kiedyś mówiło się różnicuje, ale teraz modna jest wyłącznie dywersyfikacja) nastroje lania, i - po trzecie - leje z lekkością i nawet jeśli lejąc niczego nie naleje, to pozostawia słuchaczy z wrażeniem, że lał z gracją i był do lania świetnie przygotowany. Konrad Piasecki