Od początku trzeciej wojny rządu z PZPN-em, moim platformijnym rozmówcom zadaje jedno pytanie: "Co zrobicie po tym jak wygracie?". Odpowiedzi są różne, wszystkie mało przekonujące, zwłaszcza te, że w całej tej potyczce chodzi o to, by do głosu w związku doszli nowi ludzie. A skąd - przepraszam - ich wziąć? Znacie Państwo jakiś chętnych, kryształowo czystych ludzi biznesu, prawników, ex-sportowców, którzy mieliby ochotę rzucić to, co robią i zostać zawodowymi działaczami piłkarskimi? Ja nie, i dlatego uważam, że ta wojna nie ma specjalnego sensu. PZPN nawet pobity, upokorzony, wsadzony do więzienia i pozbawiony pieniędzy będzie tym samym, starym, skostniałym związkiem, a zza pleców panów Listkiewicza, Kolatora, Kręciny czy Żelazki wyjdą podobni do nich, zaprawieni w bojach działacze, ulepieni z tej samej, słabej jakości gliny. Dokładnie na tej samej zasadzie na której zza pleców Mariana Dziurowicza wyszła niegdyś wielka nadzieja na zmiany - czyli Michał Listkiewicz, i efekty mamy..., takie jakie mamy. Wiem, wiem... można oczywiście za nadzieję na przyszłość uznać Zbigniewa Bońka, ale on - jak mówią dobrze poinformowani - nie ma na tryumf najmniejszych szans, a dam konia z rzędem, że jeśli Zibi by wygrał, to taki np. Zdzisław Kręcina, pozostałby sekretarzem generalnym, bo zdaje się, że p. Zbigniew nie za bardzo ma pomysł na to, kto inny - młody, świeży i nieskażony - mógłby go po zwycięstwie wesprzeć. Przy braku jasnego celu, środki używane do walki ze związkiem, wydają się i podejrzane, i niezbyt czyste. Chyba nawet dziecko nie uwierzy, że cudowna koincydencja wprowadzenia kuratora, prokuratorskiej aktywności i skarbowych szykan to zbieg okoliczności, który zgrał się przypadkowo w czasie z wyborami nowego prezesa. Ja z wieku dziecięcego wyrosłem dobrych parę lat temu, a nieoficjalne informacje i całkiem jawne wystąpienia Janusza Palikota z początków października, jasno dowodzą, że rządzący postanowili zwalczyć PZPN, zgodnie z przysłowiem "jak nie kijem go, to pałką" - czyli tak jak niegdyś rozprawiono się z Alem Capone. Jeśli nie pomogło danie główne w postaci kuratora, to dosypano do niego pieprzu spektakularnych zatrzymań i oskarżeń, podlano sosem niespłaconych podatków i pasztet gotowy. Gotowy..., choć wciąż nie wiadomo dla kogo i po co. Nie będę dął w wielkie trąby, krzyczał, że rozprawa z PZPN źle wróży, że rząd, przetestowawszy kije i pałki na PZPN, będzie sięgał po takie metody częściej, że za chwilę rozprawi się z opozycją, mediami i kim tam jeszcze by mógł. Ten poligon pozostanie pewnie pierwszym i ostatnim. Choćby dlatego, że nie ma chyba drugiej instytucji, która budziłaby tak powszechną i solidarną niechęć. PZPN ciężko zapracował na to, by publiczność z aprobatą obserwowała, jak Palikot krzyczy w telewizji J.., j.. PZPN. Ale nawet dla tej aprobaty są chyba jakieś granice, a kibice bijący jeszcze (choć chyba już coraz słabiej) brawo, niedługo, widząc rządową nieskuteczność, mogą zacząć gwizdać. Konrad Piasecki