Ubiorę się w najlepszy garnitur - powiedzą, że próbuje ludziom zaimponować, jak w średni - że ludzi nie szanuje, bo szkoda mi dla nich tego najlepszego. Jak będę pił - będą gadali, że alkoholik, jak nie - że się wywyższam i się z ludźmi nawet napić nie chcę..... Tak w monologu kabaretowym przed laty tłumaczono niechęć do chodzenia na przyjęcie i utyskiwano na ludzką czepliwość. Kiedy zaczynałem pisać felietony dla Interii, obiecałem sobie, że na komentarze umieszczane pod moimi tekstami zareaguję najwcześniej po roku. Obietnicy dotrzymałem - twardo się trzymałem, ba, nawet uodporniłem, ale rok minął - więc trochę sobie pofolguję. Wśród internetowych komentatorów zdarzają się prawdziwe perły. Ciekawe spostrzeżenia, cięte i celne riposty, trafne uwagi. Dobrze się czyta, kiwa głową i popluwa w brodę, że człowiek sam tego nie zauważył. Niestety, ten typ trafia się dość rzadko. Większość z komentatorów dokładnie wpisuje się w obraz malowany w tymże, kabaretowym monologu. Napiszę coś złego rządzących? "Wszystko jasne, Piasecki jest z układu, media czepiają się PiS-u, bo bronią świata w którym wyśmienicie się im żyło". Skrytykuję opozycję albo pochwalę decydentów. "Wiadomo, włazidupstwo i wazeliniarstwo. Marzy się kariera w telewizji publicznej co?". Napiszę coś o spec-służbach. "Co Piasecki, boimy się lustracji? Tak, tak pokaże się teczki i stanie się jasne, co robiłeś w PRL-u". Od razu dodam, że w momencie, gdy PRL padał, a partia nieboszczka się rozwiązywała, miałem 19 lat. Aha, a skoro o wieku mowa, to komentatorzy uwielbiają pisać: "A Ty gówniarzu jak śmiesz się naigrawać. Ile Ty masz lat, żeby udawać mądralę?" Co oczywiście bardzo mi pochlebia, ale jednocześnie skłania do zastanowienia - ileż to lat trzeba by mieć, żeby coś skomentować albo się nawet i ponaigrywać? Naprawdę 36 to za mało? Szanowni Komentatorzy. Wyobraźcie sobie więc, ze piszący te słowa jest takim samym człowiekiem jak Wy. Ma oczywiście swoje poglądy, ma sympatie i antypatie, ale też ceni sobie niezależność i obiektywizm. Stara się pisać bez z góry przyjętych, czy nie daj Boże narzucanych przez kogoś tez. Stara się też wczuwać w myślenie innych (choć nie dam głowy, ze zawsze mu się to udaje). Ze służbami nie współpracował, nie ma wobec nich i polityków żadnych zobowiązań, nikt nie mówi mu co ma napisać, nikt nim nie steruje, nikt nie trzyma go w ręku. Pisze co chce, pisze jak chce i w zawodzie dziennikarza pracuje już tak długo (będzie tego z 15 lat), że ciężko zarzucać mu gołowąsizm i kompletną nieznajomość świata polityki. Bodajże Jerzy Pilch napisał kiedyś, że internet aż kipi od zawiści i błota (on zdaje się ujął to nawet ostrzej), którym uwielbia się w nim obrzucać. Anonimowość tego medium sprawia, że każdy czuje się tu niczym dwulatek wpuszczony do sklepu z zabawkami - wszystko może, nie ma żadnych oporów, a i z rozumem różnie bywa. Niestety, internetowe komentarze często i gęsto mają w sobie coś z gestu Herostratesa. Są nierówną walką o to, by w historii świata jakoś się zapisać. Tylko - niestety - w internecie niewiele jest świątyń Artemidy...