W jednej z ostatnich sejmowych potyczek Ludwik Dorn sięgnął po cytat z modernistycznego angielskiego poety - ,,pomiędzy intencją a jej spełnieniem pada cień" - mówił marszałek tłumacząc się ze swej propozycji szybkiego głosowania nad rozwiązaniem parlamentu. Niestety nie dokończył przytaczania poematu, a to właśnie jego końcówka świetnie oddaje atmosferę parlamentarnej dekadencji - "....i tak kończy się świat I tak kończy się świat nie hukiem ale skomleniem". Miałem dotąd okazję oglądać pięć parlamentarnych finiszów. Wszystkie dotychczasowe były właściwie podobne. Sejm coraz bardziej jałowiał, coraz bardziej nużył i się wyczerpywał. Takie parlamentarne końcówki jak ta, gdy rządził Belka czy Buzek, mogą się śnić w najczarniejszych dziennikarskich snach. Nic nie ekscytowało, nic nie wzburzało, ostatnie miesiące rządów AWS czy SLD to było czyste trwanie i poszukiwanie wyborczych szalup. Jeśli z okolic polityki dobiegał jakiś huk - to był to huk aresztowań, co bardziej niepoprawnych posłów rządzącego ugrupowania. Dramat. Na tle tamtych dramatów końcówka ostatnia (moja piąta) była wręcz idealna. Skrząca się słownymi potyczkami, buchająca emocjami i dostarczająca newsa za newsem. Rządzący załatwiali swe porachunki, opozycja burzyła się i knuła. Polityczne scenariusze sypały się niczym przedwyborcze obietnice, a dokładny przebieg wypadków mogłyby przewidywać tylko krzyżówki Wernyhor z Nostradamusami (hm... tu się pochwalę, że zakład o to czy będą wybory, a stawką którego było wino, wygrałem!) Zupełnie inna była też sejmowa atmosfera. Pewnie, że odkręcano tabliczki, pewnie że ten i ów mówił ,,nigdy więcej", a co poniektórzy szukali nowych ugrupowań, ale wszystkiemu temu towarzyszył spokój i uśmiech pewności siebie. Jeszcze żaden sejm, kończąc kadencję, nie mógł tkwić bowiem w tak błogim przekonaniu, że ,,będzie dobrze". Dzisiejsze sondaże (niezależnie od tego jak bolesne to dla niektórych) dają co najmniej 60 procentom posłów gwarancję, a 95 procentom niebezpodstawne nadzieje, że po 21 października znów zasiądą na Wiejskiej. Dla PiS-u, Platformy, SLD, a nawet Samoobrony decyzja o skróceniu kadencji, to była decyzja brydżowych graczy, którzy wiedzą że nikt nie wyrzuci ich od stolika, mogą więc spokojnie czekać na nowe rozdania kart. Tym razem więc skończyło się nie skomleniem, a hukiem. Podobnie huczna (choć - moim zdaniem - nie aż tak ostra i nie tak CBA-owsko - prokuratorska jak się przewiduje) będzie też kampania wyborcza. PiS - takie mam i przeczucie i przecieki z rządzącej partii - skupi się w niej na atakowaniu.... nie, nie wcale nie Platformy, a LiD - u. Taka czarno - biała polaryzacja ma wycinać z głównej rozgrywki partię Tuska i pokazywać PiS w roli jedynego młota na oligarchiczno - polityczne salony. Zabieg, jak się dziś wydaje się powiedzie. Prawo i Sprawiedliwość wygra te wybory, a po nich zawiąże koalicję z PO. W rządzie nie będzie Ziobry i Tuska, będą - Kaczyński i Rokita. Dlaczego? Ot, trochę wiem, trochę się domyślam, trochę słyszę...