Myślałem, że ,,w temacie telewizja", po czasach kwiatkowszczyzny, rywin-landu, nocnych zmian ustawy, rewolucjach w radzie nadzorczej i nagłych niełaskach spadających na prezesów, nic mnie już nie zadziwi. Ale na polską rzeczywistość zawsze można liczyć. Telewizyjna dwuwładza i były skinhead głoszący nie tak dawno, że nie toleruje tchórzów, konfidentów, Żydów, stojący na czele największego publicznego medium w Polsce - tego jeszcze nie było. PiSowscy gracze medialni dokonali czegoś co minister skarbu - nie nazbyt oryginalnie, ale trafnie nazywa ,,zakiwaniem się na śmierć". Tak kombinowali jak odwołać Urbańskiego, aż stworzyli koalicję, która miała ściąć głowy najpierw szefowej Rady Nadzorczej, tuż potem - Urbańskiego, a potem wsadzić na szczyty TVP Siwka i Czabańskiego. Jedności tej koalicji starczyło na pierwszy ruch, a potem sojusze się zmieniły, Urbański poszedł w odstawkę, ale na jego miejsce przyszedł, nie zaufany PiSowiec, a pogrobowiec politycznej aktywności LPR - Piotr Farfał. I czuje, że jego ciepła prezesowska posadka może być o co najmniej parę miesięcy trwalsza niż się to dziś wszystkim wydaje. Bo jeśli sąd nie zdecyduje, że telewizyjne rewolty nie były bezprawne (a póki co się na to nie zanosi), to Farfał porządzić może TVP aż do czasu zmiany ustawy i posłania na zieloną trawkę krajowej rady. Zważywszy, że ustawa jest w powijakach, że SLD i Platforma trochę się o nią potargują, potem trzeba będzie ją uchwalić i pewnie odrzucić prezydenckie weto, to trochę to wszystko musi zapewne potrwać. Choć to weto, w tej sytuacji nie jest takie pewne, bo szachy-machry wokół TVP doprowadzić mogą do sytuacji w której PiS będzie, z dwojga złego, wolał, by mediami rządziła znienawidzona, acz przewidywalna Platforma, niż też znienawidzona, acz nieprzewidywalna koalicja Samoobrony i LPR. Z mistrzostwem i misternością rozgrywki około-telewizyjnej konkurować mógł w ostatnich dniach tylko kunszt SLD w załatwieniu ustawy pomostówkowej. Po tym jak Sojusz grzmiał, że Tusk zapomniał o prawach pracowniczych i że kompromituje się cięciami emerytalnymi, to co zrobił Napieralski i spółka jest mieszaniną pośmiewiska z żenadą. Choć w tym sporze nie kibicowałem wetu, to wolta ugrupowania mieniącego się polską lewicy była tak kuriozalna, że nawet ciężko się z niej ponaigrawać, bo rzeczywistość przerosła tu kabaret. Podejrzewam, że jeśli SLD wykona jeszcze jeden czy dwa takie numery to możemy osiągnąć sytuację, której trzy-cztery lata temu nie przewidziałby chyba nikt - lewica zejdzie z politycznej sceny, zmieciona przez własne wpadki i zniecierpliwionych jej wahaniami i podziałami wyborców. Konrad Piasecki