Może i wyostrza mi się wrażliwość, ale mam niepokojące wrażenie, że każdy kolejny obrót naszej politycznej kuli ziemskiej (czyli - mówiąc po prostu - wybory) owocuje coraz ostrzejszymi ,,odgrywkami" i powiększającym się poczuciem, że ,,nam wolno więcej". AWS dostawszy władzę zwiększył władzę marszałka sejmu. SLD pomstował i protestował, ale gdy wrócił - silny marszałek nagle przestał mu przeszkadzać. Zaczęła natomiast - niezależność Rady Polityki Pieniężnej. Niewiele brakowało, by na spółkę z PSL-em i Unią Pracy zmienił ustawę o NBP. To wszystko okazało się jednak ,,małym pikusiem" w porównaniu z rewolucyjnym zapałem PiS-u. Komorowski na marszałka sejmu - fatalny, Niesiołowski na wicemarszałka senatu - niedopuszczalny, sejmowe komisje - prawie wszystkie w rękach PiS-u, Rada Radiofonii (choć - zastrzegam nie bronię tej SLD-owskiej, bo była koszmarna) - rozpędzona na cztery wiatry i przejęta we władanie, a jeszcze podjęto mniej czy bardziej śmiałe próby zniesienia rotacyjności w szefowaniu spec-komisji i ,,wyprostowania kręgosłupa" Trybunałowi Konstytucyjnemu. PiS licytował wysoko i grał odważnie. Platforma postanowiła nie być gorsza. Zaczęło się od bezsensownej walki ze Zbigniewem Romaszewskim. Czemu akurat on tak strasznie przeszkadzał partii Tuska - nie za bardzo potrafiono to wytłumaczyć. Ale, by PiS-owi nie było za dobrze i żeby miał nauczkę za Niesiołowskiego - Romaszewski przepadł. Przynajmniej na razie. Tak samo dziwaczna była historia ze spec komisją. Dlaczego akurat pięcioosobowa? Dlaczego mały - 30 osobowy - klub PSL ma mieć w niej tylu członków (czyli jednego) ile 165 osobowy klub PiS-u? Dlaczego wybór do komisji Macierewicza miał być dla jej prac tak fatalny? Platformijne odpowiedzi na te pytania nie za bardzo mnie przekonywały. Już bardziej przekonuje mnie pomysł oddania Rady Radiofonii w ręce przedstawicieli środowisk twórczych. Ale - tak czy inaczej - posyłanie Rady na zieloną trawkę, staje się powoli niechlubną tradycją. Nie mówię i nie marzę by w Polsce było jak w Szwajcarii. By - niezależnie od wyniku wyborów rządził szeroko-frontowy koalicyjny rząd. By premier w nim zmieniał się rotacyjne. By spokój, szacunek i budowanie dawały aż taką stabilność, od której robiłoby się mdło. Ale myślę sobie, ze dziury by w niebie nie było, gdyby politycy cierpliwie czekali, aż skończą się różne kadencję, by podstawowe parlamentarne reguły traktowali z większym szacunkiem i by nie tracili czasu i energii na niemądre zemsty. Bo inaczej, gdy po Platformie przyjdzie PiS, będzie jeszcze ostrzej, skrupułów nie będzie już żadnych, za to tłumaczenie podobne ,,Oni tak robili - czemu mamy być lepsi?" Konrad Piasecki