Na razie wiemy niewiele. Wdowa po generale dostarczyła do IPN dokument z 74 roku, dotyczący TW Bolek. Powiedziała, że ma takich więcej. Prokuratorzy weszli do jej domu. Wynieśli stamtąd kilka pudeł. Zapewne z kolejnymi dokumentami. Czekamy na to, co w nich jest. Sama generałowa twierdzi, że nie chciała dokumentów sprzedać, a oddać, bo "Mąż mi powiedział, że mam to oddać prezesowi IPN-u, te dokumenty". A papiery pojawiły się dopiero teraz, bo "mąż był nastawiony na ochronę polskiego bohatera", a "gdyby nie to, co zrobił Kiszczak, nie byłoby nagrody Nobla dla Polaka, nie byłoby polskiego bohatera". Co jest o tyle, hm..., kontrowersyjne, że kierowane przez Czesława Kiszczaka MSW, w 1982 roku, przeprowadziło potężną operację, która miała nie dopuścić do przyznania liderowi Solidarności Nobla. W jej trakcie najpierw preparowano niektóre dokumenty, a potem różnymi kanałami starano się - skutecznie - dostarczyć je ambasadzie Norwegii. I to - jak się zdaje - opóźniło przyznanie Wałęsie nagrody, o rok. W tym fragmencie tej historii, najbardziej niezwykłe wydaje się to, że - jak się okazuje - w domu Czesława Kiszczaka, od 26 lat leżały spokojnie dokumenty SB, co samo w sobie stanowi przestępstwo - i nikt nie wpadł na to, by przeprowadzić u niego rewizję i je przejąć. O samym dokumencie, który Maria Kiszczak przyniosła do Instytutu, od lat, wiadomo było, że został sporządzony - fakt ten został bowiem odnotowany w aktach sprawy obiektowej krypt. ARKA (obserwacja Stoczni Gdańskiej). Dokument był informacją, spisaną 16 listopada 1974, przez kapitana Dąbka, pseud. Madziar na podstawie rozmowy z TW Bolek. Treść tego dokumentu była jednak nieznana i uważano go za zaginiony czy też zniszczony. Gdyby jego zawartość dowodziła, że w listopadzie 74 współpraca Bolka z SB była kontynuowana, byłby on najpóźniejszym z dokumentów potwierdzających fakt jej trwania. Do tej pory, ostatnim z takich dowodów była bowiem kopia pokwitowania przyjęcia pieniędzy przez TW Bolek z czerwca 1974. Kolejne dokumenty dowodziły już, że w 76 roku TW zaczął odmawiać rozmów z oficerami SB, że był wobec nich arogancki i nie rokował dalszej współpracy. Czy ten dokument jest sensacją? Umiarkowaną. Acz jest istotny dla poszerzania wiedzy o kontaktach TW Bolek z SB. Ale prawdziwą sensacją byłoby odnalezienie dokumentów, które dowodziłyby, że ta współpraca trwała również w końcu lat 70, czyli w czasach, kiedy najbardziej prawdopodobny TW Bolek działał już w Wolnych Związkach Zawodowych - a takich dokumentów nie ma. Tyle chłodnej analizy. Choć sprawa jest na tyle gorąca, że mało kto chłód tu zachowuje. Ja staram się na nią spojrzeć bardziej z pozycji historyka niż dziennikarza. A historyczna wiedza, podpowiada, że ocena człowieka, który współpracował ze służbami specjalnymi własnego czy obcego państwa, nie zawsze daje się zamknąć w zero-jedynkowych kategoriach czerni i bieli, dobra i zła. Od lat jestem przekonany, że Lech Wałęsa ma w swoim życiorysie kilkuletni epizod współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa. Nie jestem w stanie ocenić na ile (i czy na pewno w pełni) - psychicznie - potrafił się z niego wyzwolić w czasach późniejszych. Nie wierzę, by - jak twierdzi wielu - SB sterowała jego działaniami w czasach legalnej i podziemnej Solidarności. Gdyby tak było, Służba Bezpieczeństwa nie grałaby jego papierami przy sprawie Nobla czy w próbach skłócenia związkowych działaczy. W polskiej historii mieliśmy wiele przykładów ludzi, którzy jak Romuald Traugutt, służyli w carskiej armii, by potem stanąć na czele anty-rosyjskiego powstania, czy jak Józef Piłsudski - współpracowali ze służbami Austro-Węgier, by w momencie, gdy współpraca ta przestała być przydatna dla sprawy niepodległości - odwrócić się od nich plecami. Być może (i uważam, że tak było), historia Lecha Wałęsy jest historią podobną. Uważam jednak, że dawny przywódca związku powinien wreszcie się z niej rozliczyć. I przestać oplatać swą przeszłość w zaklęcia typu "zwycięzców nikt nie sądzi". Jeśli tego nie zrobi, sprawa Bolka zawsze przyćmiewać będzie jego wizerunek i - niewątpliwe moim zdaniem - historyczne zasługi.