Inaugurująca ją konwencja nie była dobrym sygnałem o tyle, że pokazywała bliski związek kandydata z partią rządzącą, a przecież Prawo i Sprawiedliwość nie ma poparcia na poziomie 50 procent i kandydat będzie musiał poszerzyć swój elektorat w stosunku do stanu posiadania PiS-u. Potem przyszła niefortunna reakcja posłanki Lichockiej na spór o przeznaczenie 2 mld zł na TVP bądź też na onkologię. Potem równie niefortunne słowa szefowej sztabu prezydenta kandydata, Jolanty Turczynowicz-Kieryłło, o wolności słowa i przypomnienie jej nocnej szamotaniny z okresu kampanii samorządowej. Nie należy, moim zdaniem, sprowadzać tych dwóch spraw do trywialnych kłótni o gesty - zarówno Pani Posłanka, jak i Pani Mecenas zaprezentowały poglądy trudne do obrony w ramach cywilizowanej debaty i w ramach demokratycznego porządku. Nie robiły też dobrego wrażenia na potencjalnych nowych wyborcach Andrzeja Dudy informacje o ujawnieniu materiałów operacyjnych CBA w sprawie domniemanej willi Kwaśniewskich w Kazimierzu Dolnym, ani informacje o szykanach wobec szefa NIK-u, Mariana Banasia. Wreszcie, wczoraj wypłynęły rewelacje "Gazety Wyborczej" dotyczące dawnych kompromitujących związków Patrycji Koteckiej - prywatnie, żony ministra sprawiedliwości. Niczego w tej sprawie nie przesądzając, można powiedzieć z pewnością, że to na razie kolejny kłopot dla kampanii Andrzeja Dudy. Tak więc miało być łatwo, a zrobiło się znacznie trudniej. Czy będzie tak, jak było z kandydaturą Bronisława Komorowskiego, który zdaniem Adama Michnika miał był na pewno wygrać, wyjąwszy pojawienie się zupełnie nieprawdopodobnych okoliczności, nie jest wcale pewne. Ale widać, że dynamika kampanii jest dla Andrzeja Dudy niekorzystna, jego poparcie wyborcze zmniejsza się, zaś po raz pierwszy pojawił się sondaż, w którym urzędujący prezydent przegrywa w drugiej turze z kandydatem opozycji (Władysławem Kosiniak-Kamyszem). Wszystko to sprawia, że opozycja nabiera wiary we własne siły, a niezaangażowani politycznie komentatorzy (nie jest ich wielu, przyznajmy uczciwie) zacierają ręce, ponieważ rozgrywka może się okazać zwyczajnie ciekawa, zamiast z góry rozstrzygniętej, jak się wydawało. Jednak urzędujący prezydent jako kandydat ma ciągle wiele atutów. Jest np. władny uprawiać rozdawnictwo (jak wczorajszy show z podpisania ustawy o 13. emeryturze), którego żaden inny kandydat uprawiać nie może. Naturalnie, w akademickiej debacie można pytać o niezależność prezydenta Dudy od partii rządzącej, w tym o wypełnianie przezeń najważniejszej konstytucyjnej funkcji - pilnowania przestrzegania Konstytucji przez wszystkie organy władzy. Te pytania jednak - same w sobie bardzo ważne - kompletnie nie poruszają twardego elektoratu Dudy i - jak dotąd - nie są decydujące dla owych słynnych dziesięciu procent wahających się wyborców z drugiej tury, a więc na razie nie przeważają szali. Tak więc dyskurs w rodzaju: "populista Andrzej Duda rozdaje pieniądze podatników i łamie Konstytucję", można sobie darować, bo nie przekona on tych, o których przekonanie w tej rozgrywce chodzi. To nie wpłynie na wynik wyborów, podobnie jak nie wpłynie nań anty-Dudowy absmak celebrytów. Żeby, nie wiem, ile razy Krystyna Janda wstawiła na Facebooku pogardliwy w stosunku do PiS-owskiego ludu rysunek, nic to nie pomoże. Podobnie jak nie pomogą zaklęcia weteranów walki o demokrację. Na stronie "Gazety Wyborczej" pomieszczono krótką rozmowę z Adamem Michnikiem na temat kampanii wyborczej Andrzeja Dudy. Naczelny redaktor "Gazety" kończy ją stwierdzeniem, że Duda przegra, czego on mu "z całego serca" życzy. Nie jest to chyba zbyt odkrywcze stwierdzenie, ale mniejsza o to. Ważniejsze wydaje mi się, że pod względem politycznej skuteczności ono zalicza się do kategorii złośliwych, antyPiS-owskich memów celebrytów na Facebooku. Kogo to przekona do głosowania na kandydata opozycyjnego w II turze? Zdeklarowanych przeciwników Dudy. Ale przecież nie o nich toczy się rozgrywka. Dla tych, o których ona się toczy, takie gesty są politycznie nieprzydatne, albo szkodliwe. Zadziwia mnie poziom samooszukiwania się liberalnej dawnej elity i jej przekonania, że naród bardzo się przejmuje gustami, nastrojami, sympatiami i antypatiami celebrytów i weteranów walki do demokrację. Otóż, chciałbym im powiedzieć, o ile by mnie czytali, że naród się ich radościami i smutkami nie przejmuje. Zatem, jeśli kandydat opozycji wygra te wybory, to nie dzięki tym jękom, lecz pomimo nich. Roman Graczyk